Potrzebowałam jakiejś przyjaciółki

Mimo że byłam szczęśliwa ze swoją rodziną, tęskniłam za kimś, komu mogłabym się zwierzyć z problemów, a w razie potrzeby, wypłakać się na ramieniu. Po wyjeździe Kasi jakoś nie mogłam znaleźć sobie bratniej duszy. Owszem, spotykałam się czasami po pracy z koleżankami z działu, ale to nie była prawdziwa przyjaźń. Ot, pogadałyśmy chwilę o jakichś głupotkach, ponarzekałyśmy na nawał obowiązków i zbyt niskie pensje, po czym każda szła w swoją stronę. Nie rozmawiałyśmy o prywatnych sprawach, nie bywałyśmy u siebie w domach. Niewiele o sobie wiedziałyśmy.

Jakieś półtora roku temu do naszego zespołu dołączyła Wiktoria. Samotna, atrakcyjna trzydziestolatka. Gdy ją zobaczyłam, zrobiło mi się trochę smutno. Co prawda mój mąż Karol zawsze powtarzał, że jestem najpiękniejszą kobietą na świecie, ale przy niej poczułam się jak Kopciuszek. Burza rudych włosów, wielkie fiołkowe oczy i figura jak u Kim Kardashian.

Koledzy byli nią zachwyceni, my dziewczyny, zdecydowanie mniej. Nie dlatego, że zadzierała nosa. Była miła, uczynna, otwarta. Ale zżerała nas zazdrość. Jej świat wydawał nam się taki beztroski i kolorowy. Kręcił się wokół zabawy, flirtów, randek z nowymi facetami. A my, żony i matki Polki, skazane byłyśmy na szarą codzienność.

Nie wiem, dlaczego Wiktoria akurat mnie wybrała sobie na przyjaciółkę. Może dlatego, że patrzyłam na nią z trochę mniejszą zazdrością niż inne dziewczyny? A może wyczuła, że szukam bratniej duszy? Bardzo się do mnie zbliżyła. Przybiegała ze wszystkimi problemami, pytała o radę, po pracy wyciągała na kawę i zakupy. Im lepiej ją poznawałam, tym bardziej ją lubiłam. Miło spędzałyśmy czas.

Sama nalegała na bliższe kontakty

Po pół roku Wiktoria zapytała nieśmiało, czy nie zaprosiłabym jej do domu.

– Umrzesz z nudów – zażartowałam.

– Dlaczego tak uważasz? – zdziwiła się.

– Bo mój świat jest zupełnie inny od twojego. Żadnych fajerwerków, hucznych imprez. Ot, zwyczajne rodzinne życie.

– No i właśnie o to chodzi. Chcę zobaczyć, jak to jest. Proszę, zgódź się. Będę ci wdzięczna do końca świata – złożyła dłonie w błagalnym geście.

– No dobra, wpadnij w niedzielę, na obiad. Poproszę Karola, by coś upichcił.

– To on umie gotować? – zdziwiła się.

– I to świetnie. Co prawda potem kuchnia wygląda jak po przejściu tajfunu, ale co tam. Wolę sprzątać, niż stać przy garach.

Wiktoria zjawiła się punktualnie. Usiadła z nami i wpadła w zachwyt. Chwaliła kuchnię Karola, rozmawiała z dzieciakami i grała z nami w planszówki. Pożegnała się z nami późnym wieczorem.

– Przepraszam, że się zasiedziałam, ale było mi tak dobrze, że nie chciało mi się wyjść – powiedziała, gdy odprowadziłam ją do drzwi.

– Nie ma za co. Cieszę się, że się dobrze bawiłaś – uśmiechnęłam się.

– Nie dobrze, tylko wspaniale! – zapewniła.

– Przecież nic takiego się nie działo…

– Nic? Chyba żartujesz. Masz kochającego męża, dzieci. Jesteście razem szczęśliwi. A ja? Wszyscy myślą, że moje życie jest zabawne i pełne wrażeń. Tymczasem otacza mnie pustka – westchnęła.

Zrobiło mi się jej żal. Wiktoria nie miała nikogo bliskiego. Jej rodzice zginęli w wypadku, kuzyni mieszkali na drugim końcu Polski i widywała się z nimi tylko w święta.

– Nie martw się. Ty też spotkasz tego jedynego – starałam się ją pocieszyć.

– A tam, nie wierzę. Szukam, szukam i nie nogę znaleźć. Czasem mam wrażenie, że wszyscy fajni faceci są już zajęci – spojrzała wymownie na Karola.

– Na pewno nie jest aż tak źle. Zobaczysz, wkrótce też będziesz miała rodzinę. A na razie możesz przytulić się do naszej…

Nie podejrzewałam niczego złego

Od tamtej pory Wiktoria stała się częstym gościem w naszym domu. Pomagała mi taszczyć zakupy, wieszać pranie, zmywać. W zamian wspierałam ją, jak mogłam, a gdy coś jej się w domu zepsuło, posyłałam do niej męża. Karol jest złotą rączką, więc Wiktoria często korzystała z jego usług. Nie widziałam w tym nic złego. Cieszyłam się, że mogę się jej odwdzięczyć za jej pomoc. O tym, że nie powinnam bezgranicznie jej wierzyć, pierwszy raz usłyszałam od Marty, koleżanki z działu.

– Widzę, że bardzo zaprzyjaźniłaś się z naszą rudą pięknością – zagadnęła.

– Yhym. To cudowna, ciepła osoba – uśmiechnęłam się.

– Może i tak, ale ja na twoim miejscu miałabym ją na oku – odparła Marta.

– A to czemu? – zdziwiłam się.

– Bo masz bardzo przystojnego i fajnego męża. A ona jest samotna. Tylko patrzeć jak się koło niego zakręci…

– No wiesz, jak możesz! Wiki nigdy by mi tego nie zrobiła – oburzyłam się.

– Jesteś pewna? – zapytała.

– Oczywiście! A nawet gdyby coś próbowała, to nie miałaby u Karola żadnych szans. On kocha tylko mnie! Codziennie mi to powtarza – roześmiałam się.

– Skoro tak mówisz, to w porządku. Ale lepiej dmuchać na zimne – stwierdziła.

Nie ciągnęła tematu, ale z jej miny wynikało, że ma poważne wątpliwości, czy moje małżeństwo przetrwa. Nie ukrywam, słowa Marty dały mi do myślenia. Nie to, żebym chciała od razu wykreślić Wiktorię ze swojego życia. Ale przez następne tygodnie baczniej przyglądałam się jej zachowaniu. Gdy wpadała do nas, zerkałam, czy nie przymila się do Karola i nie próbuje go czarować. Ale choć byłam bardzo uważna, niczego podejrzanego nie dostrzegłam. Żadnych powłóczystych spojrzeń, czułych gestów, szeptów za plecami. Powiedziałam o tym nawet Marcie.

– No cóż, widać się pomyliłam co do niej – stwierdziła z kwaśną miną.

Nie mieściło mi się to w głowie

To było niedługo przed świętami. Mąż pojechał do Wiktorii naprawić kran w łazience. Wrócił dziwnie podenerwowany. Chodził po pokoju i co chwila na mnie zerkał. Czułam, że chce mi coś powiedzieć, ale nie wie, jak zacząć.

– Co cię tak nosi? Stało się coś?

– Słuchaj, ja już więcej nie będę pomagał twojej przyjaciółce. Mam dość! – wypalił.

– Ale dlaczego?

– Bo ona się do mnie przystawia!

– Słucham?! – byłam przekonana, że się przesłyszałam albo mój mąż żartuje.

– No co tak wybałuszasz oczy? Chce mnie zaciągnąć do łóżka. I to od dawna. Dzisiaj też próbowała. Ten kran to była ściema. Wszystko świetnie działało!

– Żartujesz? – dalej mu nie wierzyłam.

– Niestety nie. Zresztą sama zobacz, w jakim stroju mnie przywitała – podsunął mi pod nos telefon.

Spojrzałam na wyświetlacz i zamarłam. Wiktoria miała na sobie tylko bieliznę.

– No właśnie – powiedział, widząc moją minę. – Zrobiłem zdjęcie, bo pewnie byś nie uwierzyła. Tak jest prawie za każdym razem, kiedy ją odwiedzam. Przymila się, kusi… Opowiada, jak bardzo bylibyśmy razem szczęśliwi… – ciągnął.

– Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Dlaczego milczałeś? – przerwałam mu.

– Dlaczego? – zastanawiał się przez chwilę. – Bo myślałem, że to żarty. Ale Wiktoria zagroziła, że jeśli jej nie ulegnę, to mnie przed tobą oczerni.

– Co ty mówisz?!

– Powie, że to ja chciałem zaciągnąć ją do łóżka i zdradzam cię na lewo i prawo.

– A zdradzasz? – zapytałam skołowana.

– Zwariowałaś?! Chybabym wtedy z tobą nie rozmawiał. Jak chcesz się z nią przyjaźnić, to proszę bardzo. Ale ode mnie trzymaj ją z daleka – obruszył się.

Musiałam się z nią rozmówić

Oczywiście nie chciałam się z nią przyjaźnić. Wręcz przeciwnie, gdyby stała obok, tobym jej chyba… Kiedy już trochę ochłonęłam, wsiadłam w samochód i do niej pojechałam. Nic nie podejrzewała, więc zaprosiła mnie do środka.

– Twój mąż jak zwykle świetnie się sprawił. Kran jest jak nowy…

– Naprawdę? A mnie powiedział coś zupełnie innego – rzuciłam, starając się utrzymać nerwy na wodzy.

– Co? – udawała zdziwioną.

– Że niczego nie musiał naprawiać. I że od dawna próbujesz zaciągnąć go do łóżka! – wrzasnęłam.

Pobladła.

– To nieprawda! To on… Miałam ci powiedzieć, ale… – próbowała zaprzeczać.

– Daruj sobie! – przerwałam jej.

– No dobra, to po co tu przyjechałaś? Żeby mi oczy wydrapać?

– Przemknęło mi to przez głowę, ale już mi przeszło. Teraz chcę tylko wiedzieć: dlaczego? – zapytałam.

Spojrzała mi hardo w oczy.

– To proste. Bo Karol to kapitalny facet i chciałam go tylko dla siebie… Szkoda, że nie wyszło – westchnęła żalem.

Jak się zapewne domyślacie, nie przyjaźnię się już z Wiktorią. Widuję ją tylko w pracy. Nie potrwa to jednak długo, bo z tego, co słyszałam, złożyła wypowiedzenie. I wcale się nie dziwię. Opowiedziałam dziewczynom, jaka z niej fałszywa lisica, więc nie ma w dziale łatwego życia. To taka moja mała zemsta. A co do Karola… Jestem szczęśliwa, że okazał się wiernym mężem. Ale na razie nie zamierzam szukać nowej przyjaciółki. Zwłaszcza samotnej.