Po co ci ten cudak? – pytam moją siostrę, która po raz kolejny wplątała się w kretyński romans. – Facet ni z pierza, ni z mięsa! Mały, chuderlawy, wygląda, jakby miał chroniczny katar!

– Co z tego? – złości się Sabina. – Mnie odpowiada właśnie taki!

– Masz bielmo na oczach? Taka dziewczyna, jak ty mogłaby zdobyć każdego!

– Nie chcę „każdego”! Chcę Mariana. Chyba go kocham…

Za pięknie to wszystko wygląda

Moja siostra Sabina jest uparta jak oślica. Mowy nie ma, żeby ustąpiła, jeśli już sobie coś wbije do głowy. Mnie każdy może przekabacić na swoją stronę, ona nikogo nie słucha; od dziecka była taka pewna swego. Jest ode mnie młodsza o pięć lat, a rządzi mną, jakby zjadła wszystkie rozumy! Nie miałabym nic przeciwko temu, bo nie lubię się spierać i przekomarzać, ale Sabina wcale nie jest taka mądra, jak sama o sobie myśli.

Szczególnie z mężczyznami jej nie wychodzi: wybiera jakieś egzemplarze pozagatunkowe i potem płacze: „co ja zrobiłam, czemu mnie nie uprzedziłaś, że lezę w bagno?”. Spróbowałabym uprzedzić! To dopiero byłaby draka! Sabina jest nerwowa i nie liczy się ze słowami. Potrafi tak obsztorcować, że człowiek się spoci jak mysz… Lepiej z nią nie zaczynać!

Tego jej Mariana nie lubię, bo jest tajemniczy, jak jakiś agent. Parę razy próbowałam go naciągnąć na zwierzenia, ale się wykręcał jak piskorz. Wiadomo, że jest rozwodnikiem, ale dlaczego się rozwiódł, z czyjej winy, jak było między nim a jego byłą? Nie chciał puścić farby!

Zobacz także:

Normalnie faceci chętnie zwalają wszystko na żony; mówią, jakie były wredne, że ich nie rozumiały, wydawały bez opamiętania ciężko zarobione pieniądze i plotkowały z koleżankami, zamiast pilnować ogniska domowego i dbać o męża. Marian niczego takiego nie gadał, wręcz przeciwnie twierdził, że rozstali się w zgodzie i nadal się lubią, oraz że zawsze sobie pomogą, w razie jakiegoś problemu albo nieszczęścia.

– Ty mu wierzysz? – pytałam siostrę.

– Za pięknie to wszystko wygląda. Według mnie buja, aż się kurzy!

Co mi tu, babo, znosisz?

Moja stryjeczna ciotka też jest podejrzliwa… Jesteśmy bardzo ze sobą związane, bo po wczesnej śmierci naszych rodziców ciotka przejęła nad nami opiekę. Byłyśmy trudnymi nastolatkami, miała z nami krzyż pański, ale dała radę. Dopilnowała, żebyśmy obie zdobyły zawód, nauczyła nas domowych zajęć, nawet goniła do ręcznych robótek, dzięki czemu obie z Sabiną umiemy szyć i robić na drutach.

– Sabinka ma serce dobre, ale za pojemne – mówi ciotka. – Wszystkich przygarnie, ogrzeje, pogłaszcze, a z ludźmi trzeba inaczej…

– Sama nas uczyłaś, że należy pomagać potrzebującym – przypominam.

– Nadal tak uważam, ale bez przesady! Sabiny nikt o pomoc nie prosi, ona sama leci z pełną ręką i wtyka do dzioba nawet tym, którzy nie są głodni. Potem niektórzy nawet mają pretensje, że dostali na przykład kluski, zamiast kotleta… Pamiętasz tę rudą, spod dziewiątki?

Oczywiście, że pamiętam... Do bloku obok Sabiny wprowadziła się nowa lokatorka. Samotna czterdziestka, z trojgiem dzieci. Mojej siostrze od razu zapaliła się lampka z napisem: na ratunek! Zaczęła się dowiadywać, czy rodzina sobie radzi, czy nie potrzebuje jakiegoś wsparcia? Była w szkole, załatwiła darmowe obiady dla starszej dwójki, zgłosiła matkę i jej pociechy do MOPS-u, potem zaczęła gromadzić zabawki, książki i ubrania. Chodziła po rodzinie i znajomych, żebrała o wsparcie, prała, prasowała, układała, odświeżała wszystko, co mogłoby się przydać… Czasami zdarzały się rzeczy nowe, ale zawsze były porządne i w dobrym gatunku.

Sabina cieszyła się, że może zanieść paczkę… Nie liczyła na podziękowania, ale do głowy jej nie przyszło, że zostanie obsobaczona i wręcz wyrzucona z domu!

– Co mi tu, babo, znosisz, jakieś stare łachy? – krzyczał ten rudzielec na cały blok. – Prosił cię ktoś, żebyś wsadzała swój nochal w cudze sprawy?

Sabina zbiegała ze schodów, a za nią zleciała torba z prezentami…

Ja się zajmę tą sprawą

Wszyscy myśleliśmy, że to doświadczenie czegoś ją nauczy, ale skąd! Ledwo opadł kurz po tamtej aferze, a moja siostra już latała od parafii do świetlic osiedlowych, od szpitali, gdzie szukała samotnych pacjentów, których nikt nie odwiedza, od domów dziecka do hospicjów… Wracała do domu skonana, głodna, z podkrążonymi oczami.

Trzeba dodać, że Sabina cały czas pracuje zawodowo; jest radiologiem, ma trudne i bardzo odpowiedzialne zajęcie, podczas którego niejednokrotnie styka się z ludzkim cierpieniem i nieszczęściem. Mogłoby się wydawać, że powinna mieć tego dosyć, jednak nie…

– Czułe, miękkie serce – wzdycha nasza ciotka i dodaje: – Szalone z tej dobroci.

Przypomina mi się wtedy takie powiedzenie: „oczy zielone, serce szalone” i dochodzę do wniosku, że ono bardzo pasuje do Sabiny! Bo Sabina ma oczy zielone jak trawa, jak młode liście, jak sałata! W ogóle ma dosyć przeciętną urodę, zresztą obie nie jesteśmy specjalnie urodziwe, ale oczy Sabiny urzekają każdego, kto tylko w nie popatrzy. Dla mnie tej zieleni nie starczyło i muszę przyznać, że nie raz, nie dwa mojej siostrze zazdrościłam!

Wracając do stryjecznej ciotki, to ona wymyśliła, żeby podowiadywać się o tego Mariana.

– Zawsze można znaleźć kogoś, kto zna kogoś innego, a ten ktoś jest znajomym tego, o kogo nam chodzi – wyjaśniała zawile. – Dlatego ja się zajmę tą sprawą.

Trochę to trwało, zanim wreszcie zebrała komplet informacji o tym niepozornym facecie, do którego przylgnęła Sabina. Jak ją znam, musiała być pewna tego, co mi powie. A miała do powiedzenia rzeczy naprawdę zaskakujące!

W głowie się nie mieści!

Zaczęła o tego, co nas tak bardzo obchodziło, od rozwodu Mariana…

– Otóż jego była żona znalazła sobie kogoś, z kim zaszła w ciążę. Marian, po ciężkiej chorobie przebytej w dzieciństwie nie może mieć dzieci, ale był skłonny żonie wybaczyć zdradę i wychowywać jej dziecko, uznając je za własne. Była żona Mariana, zakochana w innym mężczyźnie, nie chciała zgody… Odeszła, urodziła chłopczyka i wyprowadziła się do innego miasta. Przez parę lat nie mieli z sobą kontaktu. Odezwała się przed dwoma laty. Jej synek poważnie zachorował. Ze zdrowego, ślicznego malca, w stosunkowo krótkim czasie zmienił się w dziecko wymagające stałej, bardzo uciążliwej opieki i dużych pieniędzy. Ujawniła się choroba genetyczna, bardzo źle rokująca. Na całkowite wyzdrowienie nie ma szans!

– I co? – dopytywałam. – Co dalej?

– Dalej? Nie zgadniesz… Jej partner się zmył. I wówczas ta była żona przypomniała sobie o Marianie.

– Niemożliwe!

– Możliwe. A on nie odmówił pomocy. Mało! On zabrał to biedne, chore dziecko do siebie i się nim opiekuje.

– Sam?!

– Nie… Z twoją siostrą Sabiną. Jedno mogę powiedzieć: trafił swój na swego!

– A biologiczna matka? Gdzie ona jest?

– Wyjechała za granicę, podobno do swojego faceta, do ojca dziecka. Tam mają zamiar zaczynać życie od nowa… Podobno obiecywali, że będą finansowo wspierać Mariana, ale jak na razie nie przysłali jeszcze ani funta! Gdyby nie Marian, to chore biedactwo byłoby w jakimś ośrodku albo w szpitalu.

– W głowie się nie mieści!

– Ano, nie mieści, ale jest, jak jest! Ja też nie mogłam uwierzyć, kiedy się o wszystkim dowiedziałam. I teraz nie wiem, czy bardziej Sabinę i jej Mariana podziwiam, czy jestem na nich zła? Wiem natomiast, że będę im pomagała ze wszystkich sił!

Ona ma szalone serce

Obie z ciotką popłakujemy z żalu nad chorym maluchem, ze współczucia dla Mariana i tak w ogóle, że los bywa taki okrutny… Nagle coś mi przychodzi do głowy, więc pytam:

– Ty widziałaś tego Mariana? Jakie on ma oczy?

– Takie kocie jakieś – odpowiada ciotka.

– Zielone?

– Może i zielone… A co?

– Nic. Pasują do siebie. I wiesz? Ten Marian to całkiem przystojny mężczyzna. Tak na drugi rzut oka!

– Na drugi wszystko lepiej widać. Sabina wie, jak patrzeć na ludzi. Czasami ją zawodzą, okłamują, wyśmiewają, ale ona ma szalone serce i wszystko wybacza.

Fajnie, że mam taką siostrę, fajnie, że ona ma swojego Mariana i dobrze, że oboje przygarnęli dziecko, którego nikt nie chciał! Teraz znalazło mamę, tatę i jak na razie dwie ciotki. Jestem pewna, że będzie ich więcej, bo mamy liczną rodzinę.