Ogarnął mnie wielki smutek, kiedy dowiedziałem się, że mój ukochany dziadek Henryk jest w bardzo złym stanie. W zasadzie powinienem być na to gotowy, ponieważ od pewnego czasu był chory i miał już prawie dziewięćdziesiąt lat. Jednak kiedy pewnego wieczoru tata powiedział, że stan dziadka jest krytyczny i lekarze zalecają przygotować się na najgorsze, nie mogłem powstrzymać łez.

Dziadek był dla mnie ważny

Henryk, mój dziadek, towarzyszył mi przez całe moje życie. Nawet mimo tego, że od wielu lat nie mieszkaliśmy razem – po ukończeniu studiów nie powróciłem do rodzinnego domu na wsi, lecz zamieszkałem w mieście. Jednak zawsze wiedziałem, że mogę na nim polegać. Wielokrotnie, kiedy miałem jakieś kłopoty, nie zważając na godzinę, wsiadałem do samochodu, i jechałem do dziadka.

On zawsze zabierał mnie wtedy na ryby na pobliskie jezioro. To miejsce było mu bardzo bliskie. A także mnie. Siadaliśmy na brzegu, zarzucaliśmy wędkę i rozmawialiśmy. Często przez wiele godzin. Mimo iż nie zawsze udawało nam się coś złowić, mój nastrój po tych naszych wspólnych wypadach zawsze się polepszał. Po rozmowie z dziadkiem moje problemy wydawały się mniej straszne, a czasami wręcz znikały jak za dotknięciem magicznej różdżki.

Chciałem się z nim pożegnać

–   Powinieneś jak najszybciej do niego pojechać i się pożegnać... Dziadek na pewno czeka na twój przyjazd –  przerwał moje rozmyślania ojciec.

–  Masz rację. Tak zrobię... Natychmiast zadzwonię do pracy i powiadomię ich, że biorę wolne na kilka najbliższych dni –  sięgnąłem po telefon.

Byłem gotów pojechać do dziadka nawet bez zezwolenia na urlop! Na szczęście, mój szef nie robił problemów, więc następnego dnia rano zapakowałem do torby niezbędne rzeczy, wsiadłem do auta i ruszyłem w drogę. Miałem nadzieję, że nie jest jeszcze za późno...

Kiedy zegarek wskazał południe, już byłem na miejscu. Na progu powitała mnie ciocia Beata, starsza siostra mojego ojca. Mieszkała z mężem zaledwie dwie ulice dalej, więc od rana do nocy zajmowała się moim dziadkiem. Na mój widok tylko westchnęła ze smutkiem i pokierowała mnie do sypialni. Nogi miałem jak z waty. Szykowałem się, że zobaczę dziadka leżącego nieruchomo, wyniszczonego przez chorobę. Ale ku mojemu zaskoczeniu, na mój widok niemal wyskoczył z łóżka.

Joachim, jesteś jak prezent od Boga! Najwyższy wysłuchał moich gorących modlitw... W końcu mnie oswobodzisz od tej hetery! – wykrzyknął pełnym siły głosem.

–  Hetery? O jakiej heterze mówisz? –  zapytałem zdziwiony, a jednocześnie zadowolony, że widzę go w tak doskonałej formie.

–  O mojej ukochanej córce, Beatce. Od kilku dni nie chcę się odczepić. Na nic mi nie pozwala. Ciągle tylko mówi, że muszę dbać o swoje serce, nie przemęczać się, odpoczywać, a ja nie mogę wytrzymać tego leżenia! Rzeczywiście, ostatnio nie czułem się najlepiej, ale teraz odzyskałem energię. Niestety, ona uważa inaczej...

–  Tato, to tylko tymczasowa poprawa.. Doktor powiedział... –  próbowała interweniować moja ciotka, ale dziadek szybko jej przerwał.

 Wiem, co powiedział doktor! I... –  zauważyłem, że dziadek przygryzł język –  naprawdę cenię wszystkie jego porady. Ale teraz powinnaś wrócić do swojego domu. Na pewno wszyscy tęsknią już za tobą. Masz teraz kilka dni wolnego. Joachim zaopiekuje się mną! –  wybuchnął.

Potrzebował spokoju

Na początku ciotka Beata była przeciwna, aby zostawić tatę pod moją opieką. Uważała, że nie podołam temu zadaniu, coś przeoczę, coś zaniedbam. Jednak kiedy dziadek oznajmił, że ze stresu jego ciśnienie wzrasta i przez nią będzie miał udar, uległa. Zanim jednak wyszła, zafundowała mi trzydziestominutowe szkolenie dotyczące podstawowych zasad opieki nad dziadkiem. Dowiedziałem się, kiedy i jakie leki powinien zażywać, co może jeść i co może robić, a czego mu nie wolno.

– Pamiętaj, że ojciec nie powinien się przemęczać. Jeśli będzie chciał się przejść, to tylko kawałek, po pokoju. Tylko kilka kroków, a potem z powrotem do łóżka. I jeśli poczuje się gorzej, od razu dzwoń. Będę tutaj w pięć minut – powiedziała na koniec i się pożegnała.

Gdy drzwi się za nią zamknęły, dziadek odetchnął z ulgą.

– W końcu... To dobra, kochana córka... Troszczy się o mnie... Ale jak to mówią, nawet kota można zagłaskać na śmierć – westchnął i zaczął wstawać z łóżka.

– Co masz na myśli? Zamierzasz wstać? Chcesz trochę pospacerować po pokoju? – zaoferowałem mu pomoc, podając rękę.

– Jakie tam po pokoju! Daj mi moje ciuchy i przynieś wędki ze strychu. Aha, i te składane krzesła. Wybieramy się na ryby!

– Na ryby? Ale przecież nie możesz! Ciocia Beata mówiła...

– Słyszałem, co mówiła. Nie jestem głuchy! Ale co ona tam wie! Naprawdę, czuję się świetnie i nie mam zamiaru leżeć w tym łóżku nawet sekundy dłużej. Szczególnie że mój instynkt mówi mi, że dzisiaj ryby będą brały jak szalone!

– Ale ciocia powiedziała...

– Nie ma żadnego "ale"! Jeżeli zaczniesz mi mówić, co jest dla mnie dobre, zapomnę, że jesteś moim ulubionym wnukiem – zrzędził. – Poza tym to moja ostatnia wola...

To był nasz męski wypad

Znajdowałem się w sytuacji bez wyjścia. Nie miałem pojęcia, co zrobić. Z jednej strony, w głowie ciągle dudniły mi rady ciotki. Ale z drugiej... Szkoda mi było dziadka. Zawsze był energiczny, pełen zapału. To, że teraz bezczynnie leżał, musiało mu doskwierać. Co więcej, nie wyglądał jak ktoś, kto miałby niedługo odejść z tego świata.

–  No dobrze, idziemy –  podjąłem decyzję. –  Ale ciotka Beata nie może o tym wiedzieć. Inaczej mnie udusi!

–  Spokojnie, nic jej nie powiem. W końcu, gdyby nasz sekret wyszedł na jaw, mi też by się dostało. A nie mam najmniejszej chęci słuchać jej narzekania –  dziadek uśmiechnął się szelmowsko.

Rzeczywiście ryby tego dnia brały jak szalone! Co chwilę raz ja, raz dziadek wyławialiśmy imponujące okazy. Dziadek był naprawdę szczęśliwy.

–  A nie mówiłem? Tak samo było wtedy, gdy byłeś chyba dziesięcioletnim chłopcem. Pamiętasz? –  zapytał, spoglądając na mnie.

–  Oczywiście, że pamiętam! Zdecydowałem się wówczas zwiać ze szkoły, aby towarzyszyć ci nad jeziorem. Kiedy ojciec o tym usłyszał, dostałem niezły ochrzan, ale mimo to uważałem, że warto było. Złowiłem wtedy suma ważącego chyba osiem kilogramów! Wszyscy koledzy mi zazdrościli –  odparłem ze śmiechem.

Dziadek był szczęśliwy

Następne dwa godziny śmiejąc się i żartując, poświęciliśmy na czyszczenie złowionych ryb. Przypominaliśmy sobie wspólne chwile. Na zakończenie rozpaliliśmy ognisko i przyrządziliśmy rybki. Były naprawdę smaczne.

– Naprawdę się najadłem. Przez najbliższą godzinę nie zamierzam się stąd ruszać – westchnął dziadek.

– Ja również nie czuję się na siłach – złapałem się za brzuch.

– Skoro tak, to zostańmy tu jeszcze na chwilę, odpocznijmy. Gdy nasze żołądki strawią obiad, wrócimy do domu – uśmiechnął się, po czym ustawił swój krzesełko przodem do jeziora i wygodnie się w nim rozłożył.

Zrobiłem to samo. Poczułem takie ukojenie i spokój, że zamknąłem oczy. Niedługo później zasnąłem. Przebudziłem się o zmroku. Ostatnie promienie słońca delikatnie muskały powierzchnię jeziora. Czułem się zdezorientowany, więc szybko wstałem i podbiegłem do dziadka. Nadal siedział na swoim foteliku zapatrzony w jezioro. Potrząsnąłem go za ramię. Nie zareagował.

– Dziadku, obudź się! Musisz wstać! Zaraz zapadnie mrok! – zaczynałem pociągać mocniej. Głowa dziadka opadła na klatkę piersiową. Uświadomiłem sobie, że nie oddycha. Z żałości i smutku wydałem z siebie głośny jęk.

Wszyscy mieli do mnie pretensje

Rodzina nie zamierzała mi oszczędzić krytyki. Szczególnie ciocia Beata posunęła się daleko w swoich oskarżeniach.

–  Jesteś beztroski, głupi i nierozważny! Gdyby nie ty, ojciec by nadal żył! To ty go zabiłeś! –  krzyczała.

Na początku byłem zrozpaczony i miałem wyrzuty sumienia, ale im więcej czasu o tym myślałem, tym bardziej byłem pewien, że nie postąpiłem źle. Wręcz przeciwnie, udało mi się pomóc dziadkowi w realizacji jego ostatniego marzenia.

Przypuszczam, że wyczuwał nadchodzący kres i pragnął spędzić ostatnie chwile w miejscu, które lubił. Może gdybym wtedy nie zabrał go na wędkowanie, pożyłby jeszcze tydzień albo dwa. Ale na pewno nie odszedłby szczęśliwy! Dlatego nie mam do siebie pretensji, że wtedy wybraliśmy się nad jezioro. I jestem pewien, że dziadek również by ich nie miał...