Co ona wymyśliła?

Kiedy brałam ślub z Karolem, otrzymaliśmy mnóstwo cudownych upominków. Były wśród nich kryształowe wazony, ciepłe narzuty, a także elektronika. Jednak najbardziej oryginalny prezent podarowała mi ciotka Marianna, starsza siostra mojej mamy. Było to małe pudełeczko z dołączoną do wieczka notką: „Otwórz mnie za pięć lat, 12 listopada”.

– Ale to przecież kawał czasu! – wykrzyknęłam zaskoczona.

Moja ciocia spojrzała na mnie surowo.

– Nie możesz go otworzyć ani dzień wcześniej, ani dzień później. Obiecujesz?

Marianna była w swojej rodzinie uważana za osobę, hmm, dziwną. Jej młodszy brat, Henio, nie przebierał w słowach: „To ekscentryczka”. Samotnie mieszkała w małym domku na przedmieściach, który kiedyś podarowała jej staruszka w zamian za opiekę. Nie miała męża ani dzieci. Była humorzasta, czasem zamknięta w sobie. Możliwe, że miała jakieś problemy zdrowotne. Nikt tego nie wiedział, ponieważ nigdy nie skonsultowała się z lekarzem specjalistą. Ale ani nie stanowiła zagrożenia, ani nie była wariatką. Wręcz przeciwnie, gdy ktoś potrzebował solidnej porady, udawał się do ciotki Marianny.

Zarabiała na swoje utrzymanie, troszcząc się o seniorów i zwierzęta. Rodzina próbowała ją wesprzeć, ale ona zawsze odrzucała pomoc. Utrzymywała, że ma wszystko, czego jej trzeba. Nie spodziewałam się od niej żadnego prezentu, poza dobrymi życzeniami.

– Obiecujesz? – ciocia powtórzyła z naciskiem, gdy milczałam, przekręcając w dłoniach pudełko.

Pięć lat oczekiwania, aby je otworzyć?

– Krystyna! Bo zaraz zabiorę to z powrotem.

Podjęłam decyzję.

– Obiecuję, ciociu.

Pokiwała głową i odeszła.

Słowa ojca wprawiły mnie w osłupienie

Następnie odbyły się zaślubiny i przyjęcie weselne. Kiedy mój ojciec podniósł się, aby wznosić toast, wszyscy zamilkli.

– Nigdy nie ukrywałem, że byłem przeciwny temu, aby moja mała dziewczynka złączyła się z tym człowiekiem – rozpoczął mój ojciec.

Wszyscy goście spojrzeli na nas w jednej chwili, a Karol tylko zagryzł usta.

– A mimo to zapłaciłem za przyjęcie weselne i teraz stoję tutaj, wznosząc toast na cześć nowożeńców. Co sprawiło, że inaczej spojrzałem na swojego zięcia? Ktoś mi powiedział, że moje dziecko znalazło osobę, która będzie obok niej w najcięższych momentach jej życia, a jego wcześniejsze doświadczenia i to, co kiedyś robił, okażą się dla niej zbawieniem. Czy mogłem postąpić inaczej?

Karol nigdy nie zaprzeczał, że w przeszłości był włamywaczem. Dwa lata przebywał w zakładzie poprawczym. Jednakże, jak zawsze podkreślał, to go nauczyło, że lepiej żyć zgodnie z prawem. Ufałam mu, ale ojciec już mniej, co prowadziło do sporów. Wszystkie spojrzenia gości zwróciły się w stronę końca stołu, gdzie siedziała ciotka Marianna. Nikt nie miał wątpliwości, że to o niej mówił tata. Jednak ciotki już tam nie było. Nie przepadała za głośnymi zabawami i tłokiem. Wychodziła wtedy „po angielsku”.

Czyżby miała przeczucie?

Minęło kilka tygodni, a my nie znaleźliśmy czasu, aby odwiedzić cioci i spytać, co miała na myśli. Nie odbierała również telefonu. W pewnym momencie mama zadzwoniła i ze łzami w oczach, powiedziała, że Marianna nie żyje. Odeszła we śnie.

– Ona wiedziała! – głos matki brzmiał niemal jak krzyk. – Spotkałam się z nią tydzień temu, kiedy powiedziała, że muszę odwiedzić ją dziś rano, bo nie chce zaśmierdnąć. Nie do końca zrozumiałam, o co jej chodzi. Często mówiła takie niezrozumiałe rzeczy. Więc nawet nie pytałam. A ona wiedziała...

Ciocia miała wiele osobliwości, jedną z nich było to, że często wypowiadała zdania niemające na pierwszy rzut oka sensu, choć po pewnym czasie okazywało się, że były one pełne znaczenia. Po powrocie z pogrzebu Marianny postanowiłam wreszcie obejrzeć ślubny dar od cioci, który przechowywałam w szafie. Zżerała mnie ciekawość. Muszę przyznać, że gdyby nie Karol, który niespodziewanie pojawił się i zabrał mi pudełko, zignorowałabym przysięgę i otworzyłabym je.

Ja i Karol bardzo pragnęliśmy zostać rodzicami. Niestety, mimo upływających miesięcy, a nawet lat, nic się nie zmieniało. W końcu podjęliśmy decyzję o wizycie u lekarza specjalisty. Szczerze mówiąc, byłoby nam lepiej, gdybyśmy nie rozpoczynali tej terapii. Można przecież żyć w nadziei, że może uda się za miesiąc, może dwa. Ale wszyscy dookoła nieustannie powtarzali: idźcie do specjalisty! Musicie się dowiedzieć, co się dzieje.

Nie było nam to pisane

Okazało się więc, że ani ja, ani Karol nie możemy mieć dzieci. W przypadku mojego męża był to wynik urazu.

– Czy kiedykolwiek miał szansę na potomstwo? – zapytałam lekarza, gdy opuszczaliśmy jego gabinet. Mój mąż szedł przodem, był zrozpaczony.

– Owszem. Szkoda, że nie zdecydował się na zamrożenie nasienia – odpowiedział.

– Skąd mógł przewidzieć, że ciężarówka go potrąci? – odparłam, wzruszając ramionami.

To właśnie w takich okolicznościach spotkałam Karola – na ostrym dyżurze w szpitalu, gdzie prawie martwego przywiozła go policja. Miał złamane kości i wewnętrzne obrażenia. Ciężarówka uderzyła w jego samochód. Byłam odpowiedzialna za opiekę nad nim. I zakochałam się w nim, zanim jeszcze opuścił szpital.

Zatem mieliśmy być parą bez potomstwa. Próbowaliśmy na różne sposoby uporać się z tą sytuacją, żyjąc na co dzień dla siebie. Mieliśmy psa, dwie kotki. Mieliśmy wiele pasji. I przede wszystkim, bardzo się kochaliśmy. Niektórym parom to wystarczy. Ale wokół nas istniała pewna niewidzialna, czarna dziura, która powoli i nieodwracalnie odbierała nam poczucie sensu życia. Zasugerowałam więc adopcję, na co jednak nie zgodził się Karol.

– Mam wrażenie, że to nie jest dla mnie – wyznał ze smutkiem. – Chciałbym, żeby sytuacja wyglądała inaczej, naprawdę, lecz…

Żyliśmy, odczuwając narastającą pustkę i zdając sobie sprawę, że ta pustka z czasem przekształci się w otchłań oddzielającą nas od siebie i sprawi, że staniemy się dla siebie obcy.

W środku była kartka

Dotrwaliśmy aż do naszej piątej rocznicy ślubu, dokładnie 12 listopada. Prawdę mówiąc, dawno zapomnieliśmy o prezencie od ciotki Marianny. I pewnie zapomnielibyśmy o tym dniu, gdyby nie fakt, że Karol, umieścił tę datę w swoim cyfrowym kalendarzu. Tego ranka otrzymał powiadomienie na swoją skrzynkę mailową. W czwartki zwykle odpoczywałam po intensywnym dyżurze – i ten czwartek nie był wyjątkiem. Karol miał spotkanie z klientem dopiero po obiedzie. Kiedy kalendarz przypomniał nam o upominku, mąż natychmiast poszedł do schowka, gdzie ukrył go z dala od moich oczu. Byliśmy podekscytowani.

– Co to twoim zdaniem może być? – zapytałam cicho, nie mogąc usiedzieć w miejscu, kiedy Karol odrywał dekoracyjny papier i rozpakowywał pudełko.

Wewnątrz znajdowała się złożona na pół kartka z bloku do rysowania, z ozdobnym napisem „Ta mapa poprowadzi was do Skarbu”. Karol rozłożył kartkę. Pośród skomplikowanej sieci linii, centralnym punktem był czerwony X otoczony kołem, które obejmowało mały prostokąt.

– Cioteczka Marianna faktycznie była unikatem – szepnął Karol. – Czy to jest plan mózgu? I czy ten zaznaczony obszar to centrum miłości? Czy ma nam to przypominać, co jest naprawdę istotne? – dostrzegłam ironię w jego tonie.

– No cóż, ciotka często wiedziała różne rzeczy. Może była świadoma również naszej... sytuacji – odpowiedziałam delikatnie.

Z niepokojem obserwowałam tę „mapę”, zastanawiając się, czy moja ciotka przed śmiercią nie zwariowała. Nagle ten gąszcz linii coś mi zaczął przypominać. Nie. To niemożliwe. Uruchomiłam mapę na telefonie i to było to – wyglądało identycznie! Karol od razu zrozumiał, co mam na myśli. Włączył komputer, zrobił zdjęcie mapy Marianny i wrzucił je do wyszukiwarki. Po chwili na monitorze ukazał się fragment autentycznej mapy. Z nazwami ulic. Wkrótce poznaliśmy już precyzyjny adres budynku oznaczonego krzyżykiem. Mieścił się on na obszarze ogrodów działkowych.

Przestraszony maluch kulił się na dnie szafy

Po upływie trzydziestu minut znaleźliśmy się przed zniszczonymi drzwiami maleńkiego domu, którego okna były zabite deskami. Karol delikatnie zapukał. Nic się nie wydarzyło. Następnie spróbował otworzyć drzwi. Były otwarte. Wewnątrz na sofie leżała młoda kobieta, która nie dawała oznak życia.

– O mój Boże, to jest Donka – szeptał Karol, klękając przy łóżku. Następnie odwrócił się do mnie, z rozpaczą w oczach. – Krysia, pomóż mi.

A ja dostrzegłam, że w rogu pokoju, siedział skulony ze strachu, mały, wychudzony chłopiec, prawdopodobnie w wieku około siedmiu lat. Wyglądał identycznie jak Karol na fotografiach z dzieciństwa. Donka zmarła w szpitalu dwa dni później, nie odzyskując świadomości. Karol wyjaśnił, że byli razem w liceum. To ona wprowadziła go do tej grupy, która organizowała napady na sklepy. Spotkali się ponownie kilka lat po tym, jak on opuścił zakład poprawczy.

– Przez moment znowu się w niej zakochałem – wspominał. – Miałem nadzieję, że mogę ją uratować z tego bagna, w którym tkwiła. Ale okazało się, że to ona starała się wciągnąć mnie z powrotem w stare relacje. Zatem postanowiłem zerwać. Nie wiedziałem, że była w ciąży.

Mały Arek pozostał z nami. Zajęło nam to trochę czasu, zanim poczuł, że może nam zaufać i się otworzyć. Za nami dziesiątki godzin spędzone na terapii. To ona i nasze pełne miłości starania przywróciły mu beztroskę dzieciństwa. Czasami z moim mężem zastanawiamy się nad tym, co było i zadajemy sobie pytanie: jak to możliwe, że ciotka Marianna wiedziała o tym? Czy wiedziała coś, czego nie wiedział nawet Karol?