Moje życie przypomina bajkę. Tę o Kopciuszku. Tylko w wersji na odwrót. Tata umarł, gdy byłam mała. Nawet go nie pamiętam. Dość długo mieszkałyśmy z mamą same. Kiedy miałam czternaście lat, w naszej bajce pojawił się przystojny, bogaty prawnik w średnim wieku. Niedługo potem został moim ojczymem, za jednym zamachem obdarowując mnie dwiema przyrodnimi siostrami. Były śliczne, mądre, lubiane, a ja... zostałam kopciuszkiem. 

Czułam się nikim

Sara i Emilka były trochę ode mnie starsze. Nie, nie mogę powiedzieć, że źle mnie traktowały. One tylko po prostu mnie nie zauważały. Przy obiedzie wszyscy, włączając moją mamę, żartowali, opowiadali, co im się przydarzyło w ciągu dnia, mówili o swoich troskach i sukcesach. A ja siedziałam, wbijając wzrok w talerz i przesuwając marchewkę z jednego brzegu na drugi. W przeciwieństwie do Emilki i Sary, które wręcz zajadały się warzywami i jogurtami, ja najchętniej przeszłabym na dietę hamburgerowo-frytkową. Nic dziwnego, że żaden z ciuszków wspaniałomyślnie ofiarowanych mi przez siostry nigdy na mnie nie pasował. 

Poza tym one chwaliły się szóstkami, wygranymi konkursami, a ja...? Mogłam co najwyżej wspomnieć, że na lekcji plastyki pani pochwaliła mnie za wyjątkowo udany rysunek. Wszyscy udaliby zainteresowanie, ale tak naprawdę, w głębi serca nie zrobiłoby to na nich wrażenia. „Tylko do tego jest zdolna, narysować równo kilka kresek” – pomyśleliby na pewno. Więc zaraz po kolacji ruszałam do pokoju i siedziałam tam przez długie godziny, słuchając, jak na dole cała moja rodzina ogląda razem telewizję, gra w scrabble i cieszy się swoim towarzystwem. Kopciuszek nie był im do niczego potrzebny…

W szkole nie było lepiej. Chodziłyśmy z siostrami do tego samego liceum, ale obracałyśmy się w zupełnie innym towarzystwie. Dziewczyny przerwy spędzały w swoim gronie. Na początku włóczyłam się za nimi, ale szybko mi przeszło.

Myślałam, że będziemy się przyjaźnić

Pewnego dnia usłyszałam, że wybierają się do kina na najnowszą komedię romantyczną. Moja mama, widząc moją tęskną minę, wstawiała się za mną.

– Może zabrałybyście ze sobą Dorotkę? Dobrze by jej to zrobiło, nikogo jeszcze tu nie zna.

Siostry popatrzyły na siebie.

– Czemu nie – wzruszyły ramionami.

W kinie było super. Nareszcie należałam do ich paczki, a przynajmniej tak mi się zdawało. Po skończonym seansie chcieliśmy jeszcze skoczyć na pizzę. Chwyciłam Sarę za rękę.

– Muszę jeszcze skoczyć do toalety. Poczekacie na mnie chwilkę? – rzuciłam, nie czekając nawet na odpowiedź.

Gdy wyszłam z łazienki, nikogo już nie było. Pobiegłam na parter – to samo. Wybiegłam przed kino – nic. Nigdzie nie mogłam dostrzec sióstr ani ich przyjaciół. Było to ładnych kilka lat temu, więc jeszcze wtedy nie miałam telefonu. Nie wiedziałam też, jak dojechać do domu tramwajem. Usiadłam więc na parapecie i modliłam się, żeby siostry w końcu się zorientowały, że mnie z nimi nie ma. I rzeczywiście, po ponad półgodzinie w drzwiach ujrzałam zasapaną Sarę. Na mój widok zatrzymała się, chwyciła pod boki i krzyknęła.

– Gdzieś ty się podziewała? 

– Przecież mówiłam ci, że idę do łazienki! A ty mnie zostawiłaś – odparłam.

Sara chwyciła mnie za rękę.

– Chodź ze mną – powiedziała już spokojniej. – Dołączymy do reszty. Dam ci tę moją niebieską chustę ze srebrnymi różami, chcesz? Tylko wiesz… nie mów o niczym tacie, dobrze?

Zgodziłam się, oczywiście, ale już nigdy więcej nie wyszłam z dziewczynami. 

Nie pasowałam do nich

W szkole zaprzyjaźniłam się z taką jedną Magdą. Była outsiderem, tak, jak ja. Pochodziła z ortodoksyjnego, katolickiego domu o surowych zasadach, więc nasza przyjaźń nie wykraczała raczej poza budynek szkoły. Magda nie mogła wychodzić wieczorami, nie mówiąc już o nocowaniu u kogoś. Czasami uczyłyśmy się u niej, ale widziałam, że jej mama patrzy na to nieprzychylnym wzrokiem.

Pewnego razu moje siostry zaplanowały wielką imprezę z okazji zakończenia roku szkolnego. Nasz dom był na tyle duży, żeby pomieścić znajomych Sary, Emilki i moich – pod warunkiem że ja bym jakichś miała. Pamiętam, że mama zaklinała mnie, żebym włożyła coś ludzkiego, a nie „wiecznie te czarne szmaty”. Chciałam ją poprosić, żeby zadzwoniła do mamy Magdy i zapytała, czy moja przyjaciółka mogłaby tę jedną noc spędzić u nas, ale wtedy Emilka odwołała mnie na bok. Nie patrząc mi w oczy, powiedziała:

– Zastanów się, zanim zaprosisz Magdę. Wydaje mi się, że ona nie będzie się tu dobrze czuła, nikogo nie zna i w ogóle…

– Wiem, o co ci chodzi – zdenerwowałam się – po prostu nie pasuje do was i do tych waszych rozrywkowych znajomych! Jeśli tak, to ja też nie pasuję

Obróciłam się na pięcie i pobiegłam do swojego pokoju. Spędziłam tam cały wieczór, rysując karykatury „ukochanych” sióstr. Kopciuszek nie dotarł na bal…ale w końcu i dla Kopciuszka wybiła dobra godzina…

Trochę kasy dla urody

Pewnego dnia, a byłam już wtedy na studiach, mama obudziła mnie zapłakana.

– Babcia umarła – wyszlochała.

Babcia okazała się moją dobrą wróżką. Zostawiła mi w spadku sporą sumkę z przykazaniem, żebym ją przepuściła, na co chcę. Napisała w swoim testamencie, że ona całe życie oszczędzała, i nic jej z tego nie przyszło. I wiecie, co zrobiłam? Poszłam do kosmetyczki, fryzjerki i na wielkie zakupy. W akcie rozpaczy wybrałam się nawet do chirurga plastycznego, ale szybko wybił mi z głowy głupie myśli. 

– O co chodzi? – zapytał z uśmiechem.

– Chcę być ładna – wyrzuciłam z siebie. – Wszyscy zawsze mi powtarzali, że uroda nie jest ważna, że liczy się charakter. A dla mnie jest najważniejsza!

Pan doktor pokazał mi plansze z różnymi kształtami uszu, brody i nosa. Obejrzał uważnie moją twarz.

– Takie rysy jak pani, mogłyby służyć jako model urody – roześmiał się. – Może raczej warto zainwestować w dobry makijaż – puścił do mnie oczko.

Przemyślałam to i posłuchałam jego rady. Już wiem, że to nieprawda, co mówią, że nie szata zdobi człowieka. Zdobi. Gdy wróciłam do domu po wizycie u wizażystki i po zakupach, mama omal mnie nie poznała. 

Książę też się znalazł

Została jeszcze jedna sprawa. Książę i bucik. Do mieszkania obok nas wprowadził się przystojny, młody dziennikarz. Niestety, znałam go tylko z widzenia. Jakoś nie było okazji, żeby się poznać… Ale pewnego dnia spotkałam go na mieście. To znaczy, widziałam go z daleka, jak kładzie jakieś pudełko na dachu swojego auta, potem odbiera telefon, nagle wskakuje do samochodu i odjeżdża z piskiem opon. Pudełko wylądowało w błocie… Podniosłam je i zajrzałam do środka. Buty! Roześmiałam się z takiej dobrej wróżby. Po południu wpadłam do niego, odnosząc zgubę.

– Dzięki! – wykrzyknął, widząc znalezisko. – Wejdź, zapraszam na kawę – dodał.

Zgodziłam się i tak się poznaliśmy. Teraz mój książę jest moim mężem. I kto powiedział, że życie to nie bajka?

Moje siostry patrzą na mnie z zazdrością, ale mam to gdzieś. Nagle się chcą spotykać i zaprzyjaźniać, a ja dobrze wiem, o co im chodzi. Teraz wyglądam tak, że się mnie nie wstydzą no i mam pełny portfel. Trochę za późno.