Chyba się uzależniłem

Jedno przesunięcie palca i panna znika. Coś mi w niej nie pasowało. A co my tu mamy? No, no, całkiem atrakcyjna babeczka! Zobaczmy, co o sobie napisała. Pustka, ani słowa! W sumie to nawet dobrze. Z tego, co zauważyłem, to laski, które szukają luźniejszych relacji, często w ogóle nie wypełniają tych rubryk z opisem. No dobra, chwila! Co ja właściwie wyprawiam?! Miałem napisać coś do tej Agnieszki! A przynajmniej tak ma podpisane zdjęcie. Choć ja sam też wymyśliłem sobie ksywę, więc kto wie, jak jest naprawdę. Ale to właśnie wyzwala we mnie adrenalinę.

Mówią, że przyzwyczajenie jest drugą naturą – tak często przeglądam anonse, że potem czuję jakąś pustkę, gdy tego nie robię. Zwłaszcza że od paru dni piszę z kobietą, która też mnie polubiła. Niesamowite są te portale dla singli. To naprawdę świetny pomysł! Błyskawicznie przeskoczyłem do okienka czatu i napisałem: „Już nie mogę się doczekać!”.

Nie miałem pewności, czy Agnieszka zdążyła się zalogować, więc czekając na jej odpowiedź, ponownie zacząłem przeglądać inne zdjęcia. Znowu przesuwałem w lewo, potem w prawo, akceptowałem jedne, odrzucałem inne. Trochę przypomina to partyjkę szachów. Odpowiedni ruch da ci nagrodę i zwycięstwo. A ja uwielbiam zwyciężać.

No i jest! Dostałem wiadomość: „Nie mogę się już doczekać naszego spotkania. Na pewno przyjdziesz?”. „Jasne, że tak!”. Nie ma mowy, żebym przepuścił taką szansę – zamężna kobieta doskonale zdaje sobie sprawę, że jej partner również ma swoje zobowiązania, no i od razu wiadomo, jaki jest cel naszego spotkania. Bez niepotrzebnych gadek i ceregieli.

Nie miała o niczym bladego pojęcia

Chciałem odpisać, ale jak na złość przeszkodził mi dźwięk pukania do drzwi.

– Ile ci to jeszcze zajmie? Przez ciebie się spóźnię do roboty!

– Moment, skarbie, już wychodzę!

Faktycznie, toaleta nie jest zbyt odpowiednim miejscem na miłosne uniesienia, ale w mieszkaniu tylko tam da się w spokoju popisać z kobietami. Skończyłem pisanie SMS-a i opuściłem WC. Moja lepsza połowa spojrzała na mnie podejrzliwie, ale na szczęście zdążyłem schować komórkę... nie będę kłamał, za pasek majtek. Przez to, że miałem na sobie workowatą koszulę, żona nie mogła jej zauważyć. Wydaje mi się, że Martyna coś przeczuwała, ale nie była tego pewna, a ja mocno się starałem, żeby tak pozostało.

– Jak wspominałem wcześniej, dzisiaj będę w pracy dłużej niż zwykle – oznajmiłem.

Przytaknęła ruchem głowy i poszła do toalety. Ja natomiast pospiesznie udałem się do naszej sypialni i chwyciłem za komórkę. Agnieszka już odpisała. Zacząłem pisać wiadomość zwrotną, ale usłyszałem skrzypienie drzwi i szybkie kroki. To moja żona wkroczyła do pomieszczenia. Na całe szczęście w porę włożyłem telefon do kieszeni spodni, które wisiały na oparciu krzesła.

– Daj mi tylko później znać, o której dokładnie będziesz z powrotem – odezwała się Martyna. – Bo nie wiem, czy opłaca mi się czekać na ciebie z kolacją.

– Aż tyle czasu to mi na pewno nie zajmie – parsknąłem śmiechem. – Zadzwonię, jak tylko będę się zbierał do powrotu.

Pośpiesznie narzuciłem na siebie ciuchy, cmoknąłem żonę na pożegnanie i opuściłem mieszkanie. Gdy z hukiem zatrzasnąłem drzwi, dopadły mnie wyrzuty sumienia. Jednak szybko je zdusiłem. Nabrałem w tym już dużej praktyki. Od dłuższego czasu urozmaicam sobie w ten sposób popołudnia. Cóż, jakoś muszę sobie radzić z monotonią małżeństwa. Moja metoda to seks bez zobowiązań.

Nie mogłem się doczekać spotkania

Po odjechaniu z podjazdu nawet nie sięgnąłem po telefon. Istniała szansa, że małżonka wypatruje mnie z mieszkania, dlatego musiałem ruszyć dosyć sprawnie, by nie wzbudzić niepotrzebnych podejrzeń. Zaparkowałem parę przecznic dalej, dopisałem ostatnie słowa w SMS-ie i kliknąłem „wyślij” do Agnieszki. Pocierałem w myślach dłonie – wszystko wskazywało na to, że czeka mnie cudowne popołudnie.

Tego dnia nie dość, że nie miałem zamiaru zostawać po godzinach w biurze, to jeszcze poprosiłem szefa o wcześniejsze zwolnienie, żeby wyrobić się na umówioną randkę. To nie pierwsze nasze spotkanie w tym lokalu. Mieści się na peryferiach, a jednocześnie wystarczająco blisko, by dotrzeć tam bez kłopotu.

Byłem trochę zestresowany przed naszą randką, co zresztą zawsze mi się zdarza, ale bardziej ekscytowałem się na myśl o spotkaniu. Zastanawiałem się, jaka będzie ta cała Agnieszka. Czy w rzeczywistości wygląda tak samo pięknie, jak na fotkach, które wysłała mi pocztą? W serwisie dodała tylko jedno mgliste zdjęcie jako uzupełnienie profilu, a na głównym widniał po prostu obraz róży.

Ona pewnie też się nad tym zastanawiała. O ile rzecz jasna w ogóle dotarła na miejsce. No ale cóż, jeśli nawet nie przyjdzie, to co najwyżej przepadnie mi rezerwacja w tanim motelu. Trudno zdarza się, to nie koniec świata. Parę razy zaliczyłem takie niespodzianki, gdy ktoś wystawił mnie do wiatru, jedyne czego żałowałem to straconej szansy. O, jest!

W rogu sali tuż przy niewielkim stoliczku, z dala od dużego okna z widokiem na miasto, siedziała dziewczyna, popijając kawę. Na pewno przyszła przynajmniej piętnaście minut przede mną, bo zdołała już coś sobie zamówić. Kiedy mnie zobaczyła, na jej twarzy pojawił się uśmiech, a ręką pokazała krzesło obok. Sprawiała wrażenie bardzo zrelaksowanej i pewnej siebie. Kto wie, może dla niej, to nie pierwsze takie spotkanie. Choć mówiła, że nie ma w tym żadnej wprawy. Ja zresztą też tak pisałem. W końcu najistotniejsze, żebyśmy dobrze się bawili.

Skierowałem się ku niej. Po raz kolejny doznałem tego charakterystycznego uczucia, niczym znak od serca i duszy, że robię coś źle. Zupełnie jakby mój zmęczony anioł stróż usiłował mnie odwieść od tego zamiaru. Przemknęła mi przez głowę myśl, że może lepiej olać to spotkanie i wrócić do siebie. Tym razem nie kłamać żonie. Szybko jednak odrzuciłem te rozterki. Za każdym kolejnym razem coraz sprawniej radziłem sobie z zagłuszaniem wyrzutów sumienia.

– Wyglądasz nieziemsko – powiedziałem, siadając przy stoliku.

Agnieszka zachichotała dźwięcznie i uwodzicielsko. Ten chichot był pełen satysfakcji, ale i zapowiedzi czegoś więcej. Byłem pewien, że czeka nas cudowne popołudnie. Jeśli później dopadną mnie jakieś wyrzuty sumienia, to trudno – jakoś sobie z nimi poradzę.