Nigdy wcześniej nie uczestniczyłem w takim wydarzeniu. W ogóle nie przebywałem w tego typu miejscach i nie miałem pojęcia, że ludzie mogą tak żyć. Ten salon mógłby spokojnie pomieścić trzy mieszkania mojej matki. Była to prawdziwa sala balowa. Facet, który zatrzymał się obok mnie na chwilę rozmowy o niczym, naprawdę świetnie się prezentował w garniturze szytym na miarę. I ten zegarek... Pewnie jego cena równała się rocznym dochodom typowej rodziny. Inny świat. Kosmos.

Powoli piąłem się w górę

W dzieciństwie, byłem typowym chłopakiem. Dorastałem na jednym z blokowisk, jakich można znaleźć tysiące w Polsce. Miałem zawsze klucz na szyi, ponieważ moja matka i ojciec pracowali od rana do wieczora. Po lekcjach w szkole biegałem z kolegami po podwórku, jeździłem na starym rowerze, który pamiętał lepsze czasy, a za garażami piłem pierwsze, nielegalnie zdobyte piwo. Niczym specjalnym się nie wyróżniałem. Być może jedynie tym, że nauka przychodziła mi łatwo, więc nauczyciele zachęcali mnie do nauki, interesowali się moimi postępami. Dzięki ich wsparciu bez trudu dostałem się do najlepszego liceum w mieście, prawdziwej kuźni intelektualistów.

W szkole ciężko pracowałem, angażując się w olimpiady z różnych dziedzin. Przed maturą miałem już w kieszeni indeksy trzech wyższych uczelni, co było owocem mojego zaangażowania i determinacji podczas nauki.

Chciałem realizować swoje marzenia na swój sposób, i postanowiłem trzymać się swojej decyzji. Założyłem własną firmę. Na początku, jeśli masz odrobinę szczęścia, unikniesz bankructwa w pierwszym roku działalności. Jednak rynek jest przesycony, co sprawia, że trudno się przebić. Dodatkowo, na drodze staje mnóstwo skomplikowanych, stale zmieniających się i często niepraktycznych przepisów. Codzienne wędrówki po urzędach, stanie w kolejkach w godzinach, gdy powinno się zarabiać pieniądze.

Zarobki na początku nie wystarczają nawet na pokrycie podstawowych kosztów życia. Żeby przetrwać, zaczynasz pracować niemal przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, ciągle podróżujesz z miasta A do miasta B, walczysz z dostawcami i klientami. A co do zdobycia dużych pieniędzy...

Wiele spektakularnych przedsięwzięć można znaleźć w naszym kraju. Jednak kto zainwestowałby w kogoś takiego jak ja – bez doświadczenia, bez renomy? Ludzie wolą kupować produkty znanych koncernów, których reklamy znają, zamiast od pana Rafałka z osiedla obok. U niego mogą kupić jedynie marchewkę.

Byłbym pewnie porzucił swoje marzenie o własnym biznesie, gdyby nie Anita, moja dziewczyna. Zawsze mogłem liczyć na wsparcie Anity. Znaliśmy się od dziecka. Z początku byliśmy tylko kolegami, potem staliśmy się przyjaciółmi, a pod koniec podstawówki zdecydowałem się zapytać ją, czy chce być ze mną. Zgodziła się. Razem przeszliśmy przez szkołę średnią, studia i razem wkroczyliśmy w dorosłość.

Anita była zwyczajną dziewczyną, a ja zwykłym chłopakiem. Pasowaliśmy do siebie. Anita zawsze podchodziła do życia z dużą powagą, ale też z optymizmem. Wierzyła we mnie i była gotowa wspierać mnie w każdej sytuacji, bo rozumiała, że moje aspiracje wymagają dużego nakładu pracy i czasu, zanim przyniosą oczekiwane efekty. Mimo ciężkiej pracy zawsze potrafiła znaleźć słowa pocieszenia, by mnie podnieść na duchu.

Zachęcała mnie do cierpliwości i wysiłku, tłumacząc, że realizacja marzeń to proces długotrwały, podobny do orki na ugorze, i że nawet największe osiągnięcia zaczynają się od małych kroków. W wielkim stopniu to właśnie dzięki niej osiągnąłem to, co mam teraz. Bez Anity dawno bym się poddał.

Nadszedł w końcu moment, na który czekałem. Nie wiem dokładnie, dlaczego inwestor wybrał właśnie mnie spośród wielu możliwości. Moje umiejętności, determinacja i pracowitość na pewno miały znaczenie, ale przede wszystkim był to chyba kwestia szczęścia. Miałem szansę na rozwój, możliwość eksploracji nowych obszarów i swobodę działania dla mojej wyobraźni. Produkt, który wprowadziłem na rynek, idealnie spełnił oczekiwania klientów i odniósł wielki sukces.

Stałem się kimś, kim zawsze pragnąłem być. W końcu osiągnąłem swój sukces i zacząłem zarabiać dużo pieniędzy. Nie byłem już jednym z tłumu – dostawałem kolejne propozycje, zainteresowanie moją marką wzrosło. Wszystko się zmieniło. Zrozumiałem także, że życie biznesmena oznacza bywanie w różnych miejscach.

Szybko się przyzwyczaiłem do luksusowego życia

Zaczęliśmy więc podróżować – ja, jako wschodząca gwiazda rynku, i Anita, zwykła dziewczyna z osiedla, pracująca jako księgowa w małej kancelarii. Początkowo nie dostrzegałem, że coś jest nie tak. Dopiero pewnego dnia, kiedy spotkaliśmy się w męskim gronie, delektując się drogą whisky, rozpoczęła się jedna z najważniejszych rozmów w moim życiu.

– Ona nie pasuje do tego świata. Rafał, proszę, nie bierz tego do siebie, ale musisz zrozumieć, że to, co nazywamy "bywaniem", jest kluczową częścią naszego biznesu i musisz to traktować poważnie – powiedział do mnie gość z dużej agencji reklamowej.

– Rozumiem, że może to być dla ciebie uciążliwe, ale musisz się pokazywać, dobrze wyglądać i pozować do zdjęć. To twoja marka.

– Chyba nie do końca rozumiem – odpowiedziałem. – Przecież jestem tam, gdzie trzeba. Ćwiczę. Zdrowo się odżywiam. Dobrze się ubieram...

– Oczywiście, nie zaprzeczam, zauważyłem – kontynuował – ale... no cóż, ta dziewczyna, którą przyprowadzasz... Ona tu po prostu nie pasuje.

– Jak to nie pasuje? To moja dziewczyna, kocham ją!

– Możesz ją kochać ile chcesz, doceniaj ją za to, że jest miła, dobrze gotuje, i była przy tobie, gdy nic nie miałeś. Doceniaj ją, bądź hojny, aby nie wyjść na niewdzięcznika, ale musisz być realistą. Ona po prostu nie pasuje do tego świata, a ty stałeś się celebrytą. Ludzie chcą cię widzieć z piękną kobietą u boku, najlepiej modelką. A jeśli towarzyszy temu jakieś burzliwe romansidło, jeszcze lepiej. Musisz to załatwić. Nie żartuję. Przepraszam, ale to po prostu biznes. Jak cię widzą, tak cię piszą.

Na początku chciałem albo go uderzyć, albo się obrazić i szukać innej agencji, ale potem zacząłem się nad tym zastanawiać. Nigdy wcześniej nie analizowałem związków innych ludzi, ale zauważyłem, że moi koledzy z branży zawsze pojawiali się z wyjątkowo atrakcyjnymi partnerkami. Były młode, piękne, patrzyły na nich jak na idoli. A nawet jeśli nie, to zawsze były częścią „ważnej” grupy ludzi, z wieloma kontakami i powiązaniami.

Doszedłem do wniosku, że partnerzy w tym świecie pełnią rolę ozdoby dodającej prestiżu lub platformy do osiągnięcia jeszcze większych sukcesów i zarobków. Moja partnerka nie pasowała do żadnej z tych kategorii, a ja zacząłem dostrzegać wady Anity, które moi koledzy mi wcześniej wytykali. Zdziwiłem się, że wcześniej tego nie zauważyłem.

Może to było niesprawiedliwe, ale zaczęło mi przeszkadzać, że z nią się nie identyfikuję, że czuję się jakbyśmy się rozjeżdżali. Ona nie miała wyczucia stylu, nie interesowało ją strojenie się, a gdy próbowaliśmy ją przekonać do noszenia bardziej efektownych strojów, wyglądała w nich nienaturalnie. Poza tym wyraźnie się nudziła.

Zastanawiałem się, dlaczego wcześniej to nie przeszkadzało mi w relacji. Inne kobiety na spotkaniach były promienne, chętnie pozowały do zdjęć, a ona często była gdzieś w kącie, nie okazywała zainteresowania. Nawet jeśli wiedziała, że dla mnie to ważne. Mogłaby się bardziej zaangażować, ale wydawało jej się, że nie ma takiej potrzeby. Uważała, że już wystarczająco zrobiła, wspierając mnie, a teraz to ja powinienem być wdzięczny i kochać ją bezwarunkowo.To wszystko rzuciło cień na nasz związek i, jak się można było spodziewać, doprowadziło do jego końca. Spektakularnego końca, bo kiedy zaproponowałem, że wynagrodzę jej lata poświęcenia i lojalności, dostałem potężnego plaskacza w twarz.

Biznes to biznes

Lata płynęły, a ja nadal żyłem na całego. Plotki o tym, że jestem wolny, rozeszły się po świecie. Szybko przekonałem się, że jest mnóstwo kobiet zainteresowanych mną, więc zrobiłem to, co większość facetów by zrobiła w mojej sytuacji: skorzystałem z okazji. Wpadałem w wir rozrywki, zmieniając partnerki jak rękawiczki. Czasami nawet zapominałem, jak ma na imię osoba, która przewijała się przez moje życie. Ale to już nie miało znaczenia, bo zawsze pojawiała się kolejna. Czy to młodsza, czy piękniejsza, czy może po prostu bardziej dostępna.

Biznes to biznes, a kiedy raz postawi się karierę ponad uczucia, potem jest się już do tego przyzwyczajonym. Sukces, przyjemności fizyczne zastępują prawdziwą miłość, bliskość, prawdziwą intymność, która może być ryzykowna, bo może być wykorzystana przeciwko tobie, więc lepiej się jej wystrzegać. Nie chciałem się przyznać, że tylko jednej kobiecie w pełni ufałem, i dobrowolnie z niej zrezygnowałem. Teraz tym bardziej nie ufam obcej…     

Można by pomyśleć, że jestem zwycięzcą, gdyby nie ta pustka, która pojawiała się, gdy trochę zwolniłem tempo. Wtedy odkrywałem, że nie mam nikogo, z kim mógłbym szczerze porozmawiać. W moim życiu, pełnym sukcesów, brakowało normalności, kogoś, kto byłby ze mną na co dzień, nie tylko na pokaz. Tęskniłem za zwykłym ludzkim ciepłem, za szczerością, wzajemną troską, za prawdziwym uczuciem.

Wszystkie te "obce" kobiety nie potrafiły mi tego dać, bo w moim życiu kochałem tylko jedną dziewczynę. Odepchnąłem ją, lekceważąc nasze uczucie, myśląc, że zasługuję na coś lepszego. Ale tego czegoś nie znalazłem. Anita może nie była szczególnie piękna, ani zgrabna, ani też nie wydawała się nadzwyczajnie mądra. Na przyjęciach wyglądała na znudzoną, a w balowych sukniach było jej niewygodnie. Nie miała ochoty na poprawianie urody ani na udawanie przed "ważnymi" ludźmi. Ale kiedy bolało mnie gardło albo czułem się znużony, wiedziała, jak mi pomóc, jak mnie rozbawić, jak mnie podtrzymać na duchu. Znała mnie lepiej niż ktokolwiek inny na świecie.

To dlatego odeszła, gdy przestałem być sobą. Postanowiłem więc ją odszukać. Okazało się, że Anita odniosła sukces na swój sposób: założyła własną działalność i przekształciła się z zwykłej księgowej w ekspertkę w swojej dziedzinie. Kilka lat po naszym rozstaniu Anita wyszła za mąż i urodziła dwójkę dzieci, których zdjęcia przeglądałem godzinami na mediach społecznościowych. Zastanawiałem się, jakie byłoby moje życie, gdyby te urocze, uśmiechnięte dzieci były moje. Czy bardziej satysfakcjonujące jest picie szampana na luksusowym jachcie czy słuchanie tupotu małych bosych stópek po podłodze w własnym, choć niewielkim, domku kupionym na kredyt? A co to znaczy, gdy ktoś nazywa cię "tato"?

Czy można porównać takie momenty z innymi osiągnięciami życiowymi? Czy gdybym podjął inne decyzje, to miłość żony i radość z dziecka rekompensowałyby mi wszelkie inne braki? A może i tak osiągnąłbym to, co chciałem, tylko zajęłoby to dłużej? Jedno wiem na pewno – siedzę teraz w moim przepięknym domu zaprojektowanym przez specjalistę i zastanawiam się, czy moje życie było sukcesem czy porażką. Jestem sam. I chyba już nie ma odwrotu...

Człowiek niestety zaczyna rozumieć swoje błędy, dopiero gdy straci to co było dla niego najcenniejsze. Mimo wszystko te wydarzenia są dla mnie lekcją na całe życie i wiem, że teraz jestem mądrzejszy oraz dojrzalszy.

Każdego dnia staram się być lepszą wersją siebie i dzielić się dobrymi uczynkami z innymi ludźmi. Wierzę, że karma zawsze wróci, a nawet wróci dwa razy mocniej. Najważniejsze, że ona jest szczęśliwa, w końcu na to zasługuje. Ma przy sobie osobę, która docenia jej prawdziwe piękno, to zewnętrzne oraz wewnętrzne. Miłość powinna być bezgraniczna, a nie powierzchowna. Teraz już to rozumiem i wiem, co zrobiłem żle i czego nigdy więcej nie zrobię. Wyciągnąłem wnioski i lekcję pokory.