„Gdy odkryłam romans męża, nie posiadałam się z radości. Życie jest za krótkie, by spędzić je tylko z jednym facetem”
„Tańczyliśmy tak blisko siebie, że czułam jego przyjemne perfumy. Wypiliśmy po kilka drinków. W drodze powrotnej, gdy w taksówce chwycił moją rękę, nie protestowałam. «Wszystko dzieje się tak prędko» – kołatało mi w głowie”.
Wiadomość o romansie mojego męża nie zrobiła na mnie aż takiego wrażenia, jakby się można było spodziewać. To było bardziej jak zamknięcie pewnego rozdziału. Ale poczułam się dotknięta w mojej kobiecej dumie. Najbardziej zabolało mnie to, że wciąż wszystkiemu zaprzeczał, choć miałam na to konkretne dowody. Gdy zobaczyłam czerwoną szminkę na jego kołnierzyku, wściekłość i poczucie upokorzenia sięgnęły zenitu.
Wszystkiemu zaprzeczał
– Łajdak! – wrzasnęłam, rozcinając jego koszulę nożyczkami.
Pozostałości jego zdrady rozwiesiłam nad telewizorem, żeby od razu rzuciły mu się w oczy, a sama schroniłam się u koleżanki na noc. Kiedy wróciłam, przestał już kręcić i wyznał, jak bardzo czuł pustkę w naszym związku, dopóki nie spotkał tej drugiej, która podobno sprawiła, że jego życie nabrało kolorów.
Zapewniał jednak, że nie chce mnie stracić i obiecał zakończyć tamtą relację. Tymczasem wyjeżdża służbowo na jakieś szkolenie, licząc na to, że po powrocie ochłonę i uda nam się na spokojnie wszystko przedyskutować.
Pierwsze dwa dni kompletnie nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. „Jak mam dalej żyć?” – kłębiło mi się w głowie. W końcu po dwóch dniach postanowiłam działać.
– Jeśli myślisz, że będę siedzieć w domu i tęsknić jak jakaś Penelopa, to się grubo mylisz! – wykrzyczałam wściekła.
Postanowiłam skontaktować się z moim przełożonym.
– Potrzebuję pilnie urlopu, mam prywatne problemy do rozwiązania.
Wyszukałam fajne miejsce w sieci – ekskluzywny ośrodek wypoczynkowy z basenem blisko Łeby, tuż przy morzu. Od razu zabukowałam nocleg. Wreszcie muszę zadbać o własne potrzeby.
Następnego dnia miałam masę rzeczy do załatwienia. Potrzebowałam pieniędzy, więc odniosłam do lombardu pierścionek od Czarka. Nie czułam z tego powodu najmniejszych wyrzutów — nigdy mi się nie podobał, w końcu wybrali go wspólnie z moją matką.
Potrzebowałam odpoczynku
„Przynajmniej raz się na coś zdał” – przeszło mi przez głowę. Potem odwiedziłam salon fryzjerski i wybrałam się na zakupy po świeżą garderobę. Gdy kończyłam układać walizki, poczułam dziwny niepokój.
„Coś mi chyba dolega” – myślałam, oglądając się w lustrze. Nagle zauważyłam kolejną bruzdę na twarzy. „Świetnie, tylko tego brakowało!” – załamałam się. To nie był zwykły problem typu siwy włos, który można zamaskować farbowaniem. Co będzie potem? Nieważne. Ruszam przed siebie! Kiedy mąż obudził się następnego dnia, znalazł mój liścik: „Pojechałam odpocząć. Komórka wyłączona, nie szukaj kontaktu”.
Kiedy dojechałam, postanowiłam wypróbować kompletny pakiet zabiegów w spa. Składały się na niego kąpiele z solą z Morza Martwego, zabiegi antycellulitowe i okłady z alg na całe ciało, plus kojący masaż twarzy wraz z dekoltem. Większość czasu spędzałam śpiąc, chodząc na kolejne zabiegi, pływając w basenie i przechadzając się po okolicy. Jedzenie okazało się przepyszne. Mogłam się nareszcie najeść do syta, nie słysząc przy tym złośliwych uwag ze strony mojego małżonka.
Zignorowałam go
Pewnego wieczoru postanowiłam zamówić lampkę szampana w restauracji hotelowej. Bycie samej przy stoliku wcale mi nie przeszkadzało. W pewnym momencie dostrzegłam, że na sąsiednim miejscu siedzi atrakcyjny facet, który wyglądał podobnie do mnie wiekowo. Gdy się do mnie uśmiechnął, przez głowę przemknęła mi myśl: „Wygląda bardzo szykownie w tej lnianej marynarce. Ciekawe, kto dba o to, żeby jego ubrania były tak wyprasowane”. Zignorowałam jednak jego przyjazny gest.
Wstałam o świcie, żeby popatrzeć na morze, gdy pojawia się słońce. Spacerowałam samotnie brzegiem wody. Na plaży rozstawiono sporo leżaków z hotelowym logo. Gdy już miałam się położyć na najbliższym, nagły wiatr sprawił, że mebel się złożył. Walczyłam z nim przez chwilę.
– Może pomóc? – Ktoś się odezwał.
To był ten gość z wczorajszego wieczoru, który też przyszedł na poranny spektakl. Prezentował się naprawdę dobrze. Widać było, że ta scena go bawi.
– Nie trzeba, poradzę sobie – burknęłam niezbyt miło.
– W takim razie nie będę się wtrącał – powiedział i ruszył przed siebie.
Przypadkiem natknęłam się na niego tuż po tym, jak wyszłam w stronę morza. Trzymałam w ręku książkę z opisami tutejszych atrakcji, ponieważ chciałam zwiedzić latarnię i muzeum na świeżym powietrzu.
– Widzę, że mamy podobne plany na dziś – odezwał się. – Też wybieram się do latarni. Zabrałem lornetkę. Skoro i tak idziemy w tym samym kierunku, może wybierze się pani ze mną? Proszę się nie martwić! Szanuję wszystkie kobiety – zapewnił, widząc mój sceptyczny wyraz twarzy. – Zrozumiałem wcześniej, że radzi sobie pani sama – dodał z ciepłym uśmiechem.
Wydał się sympatyczny
Super było podczas tego spaceru. Szliśmy głównie w milczeniu.
– Podobało mi się, że nie musieliśmy rozmawiać – powiedziałam w drodze powrotnej.
– To prawda. Dawno nie trafiła mi się taka miła, spokojna chwila w damskim towarzystwie.
– Aha, więc według pana wszystkie kobiety są gadatliwe?
– Sama pani wyciągnęła taki wniosek.
Dostrzegłam kilka osób jadących konno wzdłuż brzegu morza.
– Wygląda to naprawdę urzekająco!
– A pani ma doświadczenie w jeździectwie?
– Skąd! Szczerze mówiąc, strach mnie bierze na myśl o zbliżeniu się do takiego wielkiego stworzenia!
– Może warto zaryzykować? Jest tutaj w okolicy ośrodek jeździecki. Co pani powie? Moglibyśmy się wyrwać od zgiełku na jakiś czas.
Poczułam, jak stopniowo znikają wszystkie moje wątpliwości. Jazda konna była czymś, o czym skrycie marzyłam przez całe życie.
– Właściwie, dlaczego nie – stwierdziłam. – Warto spróbować.
Byłam zachwycona
Dawno nie doświadczyłam tak pozytywnych emocji. Kolejnego dnia, kiedy już przez dwie godziny oswajałam się z siodłem, ruszyliśmy na przejażdżkę wierzchem wzdłuż brzegu morza. Paweł świetnie radził sobie w roli nauczyciela. W czasie studiów dorabiał, prowadząc lekcje jazdy konnej.
– Ale czad! – Wykrzyknęłam zachwycona.
– Prawda? Zdecydowanie należy to do najwspanialszych momentów.
– Pomijając oczywiście muzykę, jedzenie, taniec i seks – rzuciłam zaczepnie, natychmiast żałując tych słów.
– Zgadzam się, chociaż zastanawia mnie, czemu akurat seks umieściłaś na samym końcu?
Nie zwróciłam uwagi na jego pytanie, zachowując się, jakbym go wcale nie usłyszała. Kolejnego wieczoru wybraliśmy się razem do jednego z klubów. Świetnie się bawiłam. Tańczyliśmy tak blisko siebie, że czułam jego przyjemne perfumy.
Wypiliśmy po kilka drinków. W drodze powrotnej, gdy w taksówce chwycił moją rękę, nie protestowałam. „Wszystko dzieje się tak prędko” – kołatało mi w głowie. Jednak gdy dotarliśmy pod moje mieszkanie, to zamiast się pożegnać, powiedziałam:
– Wpadniesz jeszcze na drinka?
Nigdy wcześniej nie doświadczyłam czegoś równie wspaniałego. Te chwile razem były dla mnie jak powiew świeżego powietrza – najszczęśliwszy okres, który sprawił, że wreszcie poczułam się naprawdę żywa po latach letargu.
Czułam się szczęśliwa
Tego dnia obudziłam się zmęczona, ale w bardzo przyjemny sposób. Choć Pawła już nie było, zostawił mi wiadomość na kartce: „Nie chciałem cię budzić. Spotkamy się na lunchu”. Ze strachem zajrzałam w lustro, myśląc, że zobaczę tam zmęczoną kobietę w średnim wieku z rozmazaną szminką. Ale ku mojemu zdziwieniu – twarz w odbiciu wyglądała młodo i promiennie. A co najlepsze – nie dręczyły mnie żadne wyrzuty sumienia!
Spędziliśmy razem całe dwa tygodnie. Spotykaliśmy się codziennie – ja najpierw się szykowałam, a potem wyruszaliśmy konno. Uwielbialiśmy jeść wspólne posiłki w łebskich restauracjach i popijać wino. W nocy nie mogliśmy się od siebie oderwać, choć zawsze brakowało nam czasu. Kiedy wszystko szło tak idealnie, łapałam się na myśli, że szkoda, że to nie może być na stałe.
W końcu zrozumiałam powód – każde z nas ma własną ścieżkę. Ani razu nie podjął tego tematu w rozmowie, nie dopytywał. Raz spróbowałam napomknąć coś o mojej obecnej sytuacji, ale od razu skierował konwersację na inne tory. Skupiłam się na tym, by czerpać radość z każdego wspólnego momentu. W noc przed wyjazdem dzieliliśmy się opowieściami o marzeniach, które przeszły nam koło nosa. Gadaliśmy długo, ale bez żadnych przełomowych ustaleń. Rano odprowadził mnie z bagażami do czekającej taksówki.
– Słuchaj, daj mi słowo, że zaczniesz żyć po swojemu i nie stracisz wiary w siebie. Cokolwiek cię spotka, na pewno sobie poradzisz — odezwał się.
– Obiecuję.
Od tego momentu próbuję spełniać złożoną wtedy obietnicę. Zdecydowałam, że czas zacząć cieszyć się życiem.
Zofia, 41 lat