Reklama

Zwrócił moją uwagę

Wypad nad Bałtyk, gdy liście opadają z drzew, to dość ciekawy plan, aczkolwiek obarczony pewnym niebezpieczeństwem. Ale co począć, gdy dni wolne od pracy przypadają akurat wtedy, a wycieczka w Beskidy rok wcześniej nie zachwyciła moich dzieci do tego stopnia, by chciały ją w tym roku powtórzyć? Na szczęście dopisała nam aura – temperatury okazały się na tyle przyzwoite, że mogliśmy wygodnie wylegiwać się na plażowych siedziskach i pokopać futbolówkę.

Reklama

Ja natomiast, ku własnemu zdumieniu, zanurzyłam nogi w morzu i przekonałam się, że wcale nie jest ono takie lodowate. Gdyby tylko córeczka nie marudziła, byłoby wręcz idealnie.

– A może ja coś doradzę? Bo widzę, że nie jest łatwo.

Już wcześniej zwróciłam na niego uwagę. Rozsiadł się wygodnie na szezlongu w niewielkiej odległości od nas i nadstawiał buzię do wciąż przyjemnie grzejącego słońca. Zauważyłam też, że od czasu do czasu zerka w naszą stronę, ale nie w natarczywy sposób, po prostu od czasu do czasu rzucał okiem. Patrząc z daleka sprawiał wrażenie dość atrakcyjnego faceta. Zresztą z bliska również.

– Pewnie, czemu nie – odpowiedziałam.

Zobacz także

Momentalnie przez mój umysł przemknęła absurdalna koncepcja, że być może los zgotował mi ekscytującą eskapadę nad Bałtykiem, mimo iż nie był to sezon letni. Graliśmy w siatkówkę w powiększonym składzie i muszę przyznać, że dodało to smaku naszej rozgrywce. Prawdopodobnie wynikało to z faktu, że jako rodzina, świetnie się znając, mieliśmy tendencję do popadania w oklepane schematy, a obecność tego jegomościa wniosła powiew świeżości.

Zauważyłam, że jego spojrzenia stały się śmielsze. Najwyraźniej wpadłam mu w oko. Inaczej po co zaproponowałby wspólną grę? Raczej nie cierpiał na taką nudę, żeby mieć ochotę na kopanie piłki na plaży.

Chyba wpadłam mu w oko

W końcu nasza rozgrywka się skończyła. Nie za bardzo wiedziałam, co robić dalej, myślałam, że będzie chciał się ze mną umówić, ale przecież nie przy maluchach, to by było niezręczne. Zaskoczyło mnie to, co powiedział.

– Jest pani z dziećmi w Sopocie sama? – zapytał. Kiedy to potwierdziłam, od razu zaproponował: – To może byśmy się jeszcze gdzieś wybrali razem?

Niespokojnie zerknęłam na swoje dzieciaki. Agusia promieniała uśmiechem, dla niej to był tylko sympatyczny facet, który świetnie ją zabawiał, ale Krzyś nadął policzki. Nim jednak nastolatek zdołał coś z siebie wydusić, facet dorzucił:

– W zasadzie to chodzi o to, że jutro urządzamy niewielką imprezę. Moja małżonka byłaby przeszczęśliwa...

Krzysztof głośno westchnął, patrząc na mężczyznę nieco zamglonym wzrokiem. Pewnie ja sama prezentowałam się równie kiepsko co moje dziecko.

– Serio mówię! – facet nie dawał za wygraną. – Przyznam się szczerze, że część gości nas wystawiła, a apartament już opłacony. Szkoda by było, gdyby fajna impreza miała się nie odbyć tylko dlatego, że zabrakło uczestników.

Iść czy nie iść?

No to mnie zatkało! Totalnie zbaraniałam i żadne słowa nie przychodziły mi do głowy. Jasne, że bym mu odmówiła, gdyby nie to, że przecież pojechał na wakacje z małżonką. Ale w takiej sytuacji? No i jeszcze mu się zebrało, żeby takie rzeczy przy dzieciakach gadać. A może on to wszystko ukartował z premedytacją? Właśnie zauważyłam, że na jego palcu widnieje obrączka.

– Spokojnie, nie musisz się od razu decydować – kontynuował. – Co powiesz na to, żebyśmy po prostu wymienili się numerami telefonów? Zastanowisz się i dasz mi znać. Albo ja zadzwonię do ciebie jutro przed południem, jak wolisz. Będzie naprawdę fajne towarzystwo, trochę par, trochę singli… Na pewno nie będziesz się nudzić.

– No idź się zabaw, mamo – odezwał się Krzysiek, kiedy wspomniałam o sprawie po powrocie do naszego apartamentu. – Ten koleś jest serio w porządku. Szkoda tylko, że po ślubie. Dam radę zaopiekować się Agą, nie martw się.

Zosia nie podzielała entuzjazmu brata. Myślała, że wyjdziemy gdzieś całą rodziną.

– Wolę pójść z mamą, a nie zostawać z Krzyśkiem! – buntowała się mała.

Głęboko westchnęłam. Reakcja synka trochę mnie zaskoczyła, ale po córce można było oczekiwać takiego zachowania. Odkąd Marcin nas zostawił, mała trzymała się mnie kurczowo, jak gdyby obawiała się, że również przepadnę bez śladu.

– Muszę to jeszcze przemyśleć na spokojnie – podjęłam w końcu decyzję. – Rano zdecydujemy. W końcu to nie sprawa życia i śmierci.

Dałam się przekonać

Następnego ranka telefon zadzwonił. Dzwonił facet, który się przedstawił jako Paweł. Noc nie przyniosła mi żadnych mądrych rozwiązań, więc przekładałam decyzję z minuty na minutę. Szczerze mówiąc, po cichu liczyłam, że gość się nie odezwie i problem rozwiąże się sam. Byłoby mi trochę przykro, gdyby mnie zignorował, ale cóż, przynajmniej jakoś by się to skończyło. No i wyszło na to, że się zgodziłam. Dostałam namiary na miejsce, które okazało się być dosłownie dwie przecznice dalej, a do tego numer telefonu stacjonarnego.

– Gdyby chciała pani zadzwonić do właścicieli i upewnić się, że to nie żadna ściema.

Ten facet znowu mnie zadziwił. Przeszło mi przez myśl, że on jest pełen niespodzianek. Jednak największa czekała na mnie dopiero za chwilę… Założyłam na siebie luźny, wygodny strój, tak jak zasugerował mój znajomy, ale jednocześnie chciałam wyglądać atrakcyjnie – miałam na sobie zwiewną sukienkę bez ramion, sięgającą tuż nad kolana i śliczne sandałki na obcasie.

Wystarczyło tylko zarzucić na to płaszczyk, by dotrzeć na miejsce – spory dom gościnny, dosłownie o krok stąd. W drzwiach powitał mnie osobiście Paweł, przejmując ode mnie wierzchnie okrycie.

– Naprawdę miło mi cię gościć – oznajmił. – Co ty na to, żebyśmy sobie mówili po imieniu? – zapytał dla pewności.

– Jasne, nie ma sprawy – odparłam.

W tym momencie w drzwiach przedpokoju stanęła atrakcyjna, drobna blondynka po czterdziestce.

Poznaj moją małżonkę, Iwonę – rzekł Paweł. – Kochanie, to Kasia. Mówiłem ci o tym, jak wczoraj wpadliśmy na siebie nad morzem.

– Super, że wpadłaś – kobieta obdarzyła mnie sympatycznym uśmiechem, lustrując spojrzeniem od czubka głowy po same palce u stóp.

Kobieta posłała mi ciepły uśmiech, wyglądając na naprawdę szczęśliwą z naszego spotkania.

– Im więcej ślicznych dziewczyn na takim przyjęciu, tym lepiej. Mój małżonek od zawsze potrafił dobrze dobierać towarzystwo – uzupełniła swoją wypowiedź.

Odniosłam wrażenie, jakby każdy na coś wyczekiwał

Z ust małżonki pana domu zabrzmiało to troszkę nietypowo, ale wiadomo – różni ludzie, różne zwyczaje. Poza tym i tak była niezwykle sympatyczna. Wprowadzono mnie do przestronnego salonu i zapowiedziano moje przybycie. Przybyło całkiem sporo gości, w większości między trzydziestką a pięćdziesiątką. Pod jedną ze ścian stał bufet szwedzki z przekąskami i napojami. Zaskoczeniem dla mnie była spora ilość sof, puf i ogromna wersalka, ustawiona prawie na samym środku pomieszczenia. To sugerowało, że raczej nie będziemy tańczyć.

Marcin wprost przepadał za tańcem, więc specjalnie dla niego opanowałam kilka układów, chociaż osobiście nie darzyłam tego zajęcia szczególną sympatią. W powietrzu dało się wyczuć dość osobliwą aurę. Z jednej strony swobodną, a z drugiej przesyconą niejasnym wyczekiwaniem. Niby nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło, ale odnosiłam wrażenie, że ci wszyscy zebrani świetnie się znają i na domiar tego spodziewają się jakiegoś zajścia. Czyżby szykowali jakąś niespodziankę? Nagle ktoś podsunął mi kieliszek z drinkiem. Pojęcia nie mam, co to było za specjał, ale smakował wybornie.

Usiadłam na brzegu szezlonga i zaczęłam przyglądać się gościom. Rozmawiali w niewielkich grupach, przemieszczając się między pokojem a balkonem. Na oko było tam nie mniej niż dwadzieścia osób. Niespodziewanie poczułam, jak materac obok mnie się ugina. To był Paweł.

– No i jak ci się podoba? – zapytał.

Skinęłam głową, na co on się uśmiechnął i niespodziewanie położył swoją rękę na moim udzie. Zaskoczyło mnie to i cała się spięłam, ale facet odebrał moją reakcję jako pozwolenie. Jego dłoń zaczęła wędrować coraz wyżej po mojej nodze.

– A co z twoją małżonką? – zdołałam z siebie wydusić. Nic innego nie przyszło mi do głowy. – Ona przecież tu jest.

– No jest, faktycznie – przytaknął, po czym pomachał w stronę Iwony.

Kobieta odpowiedziała mu identycznym ruchem dłoni, a na koniec dorzuciła jeszcze buziaka. Czyżby działo się tu coś podejrzanego?

– Za moment dołączy do nas i będzie się tak samo świetnie bawić jak my i cała reszta towarzystwa…

Tego już nie wytrzymałam

Mężczyzna zabrał rękę z mojego uda, ale nie po to, żeby sobie pójść. Zamiast tego bezczelnie położył mi ją na biuście! Zerwałam się na równe nogi, kompletnie oniemiała z oburzenia.

– Wyluzuj – on też wstał i przyciągnął mnie do siebie. – Chyba nie masz zamiaru zepsuć imprezy… Spójrz, inni też już wchodzą na wyższe obroty.

Zerknęłam do salonu. Faktycznie, goście przyjęcia zaczęli się dość frywolnie zachowywać. Nie inaczej niż pan domu. Pocałunki, uściski, dłonie wędrujące pod kiecki...

– Co to znaczy? – nareszcie byłam w stanie powiedzieć. – Czy to jakaś orgia seksualna?!

– Daj spokój, jaka tam orgia – parsknął śmiechem. – Jesteśmy swingersami. Chyba coś o tym wiesz? Luz, będzie fajnie. Zaufaj mi, jak raz spróbujesz, to ci się spodoba.

Czy słyszałam kiedyś o swingersach? To tacy, co spotykają się w paczce i uprawiają seks z kim popadnie, zamieniają się współmałżonkami i w ogóle uprawiają mizianie na prawo i lewo. Kiedyś to się nazywało po prostu seks grupowy czy orgia. I nagle wszystko zaczęło mi się układać w logiczną całość – poczynając od tego, że Paweł był taki chętny do udziału w tej ich zabawie, przez te dziwaczne gadki jego małżonki, aż po to, jak u nich było urządzone i ten specyficzny klimat, jaki tam panował.

On mocniej mnie do siebie przyciągnął, ale zaraz później mnie puścił, bo dostał ode mnie solidny cios w twarz. Dobrze, że nikt nie chciał mnie powstrzymywać, gdy szybko wychodziłam, chwytając jedynie okrycie wierzchnie. To zawsze coś… Od samego startu przeczuwałam, że facet zorganizuje mi wczasową przygodę nad morzem. Ale na pewno nie taką, o jakiej śniłam!

Kasia, 36 lat

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama