Reklama

Z Kubą znałem się, odkąd pamiętam. Byliśmy sąsiadami, a potem braćmi z wyboru – na dobre i na złe. Razem uczyliśmy się jeździć na rowerze, razem łapaliśmy pierwsze dziewczyny, razem piliśmy pierwsze piwo. Nasza przyjaźń przetrwała burze dojrzewania, odległe studia i pierwsze poważne związki. Ale coś zaczęło się psuć. Niewidoczna rysa z dnia na dzień rosła. Może to ja się zmieniłem? Kiedy pojawiła się Aneta, wszystko zaczęło przyspieszać. Jak lawina. I nie umiałem jej zatrzymać.

Reklama

Pomyślałem, że coś ukrywa

– Co ty ostatnio wyrabiasz? – zapytałem w końcu, nie mogąc już dłużej znosić jego ironii i wiecznego wywracania oczami, gdy mówiłem o Anecie.

– Ja? Ja nic nie robię. To ty chyba zapomniałeś, kto cię zawsze ratował, gdy nie miałeś jaj, żeby coś załatwić – odpowiedział z udawanym uśmiechem, który bardziej przypominał grymas.

– Od kilku miesięcy tylko krytykujesz, marudzisz i szydzisz. Co, boli cię, że mam dziewczynę? Że nie siedzę z tobą do nocy w barze jak kiedyś?

– Boli mnie to, że od kiedy się z nią związałeś, zachowujesz się, jakbyś połknął kij. Wszystko robisz pod linijkę, zero spontanu. W ogóle już cię nie rozpoznaję.

– Bo zawsze było na twoich zasadach – wyrwało mi się. – Może po prostu nie potrafisz znieść, że ktoś inny jest dla mnie ważniejszy niż ty?

Kuba zacisnął usta i wbił we mnie wzrok. Przez moment wydawało mi się, że chce mnie uderzyć. Zamiast tego rzucił:

– Żałosne. Wiesz, że ona cię zdradzi? Każda tak kończy. Zresztą… może już to zrobiła.

– Ty… ty chyba nigdy nie byłeś moim przyjacielem, co?

Gdy to powiedziałem, poczułem, że coś we mnie pękło. Kuba milczał. Odwrócił się i wyszedł, trzaskając drzwiami. Zostałem sam. Wtedy pierwszy raz przemknęło mi przez głowę, że może on coś ukrywa. Coś więcej niż zwykłą zazdrość.

Czułem się zdradzony

Siedziałem z Anetą na ławce w parku, obok niej kubek z zimną już kawą. Milczała od kilku minut, a ja nie potrafiłem dłużej czekać.

– Powiedz mi prawdę – zacząłem, czując, jak serce wali mi w piersi. – Coś się wydarzyło między tobą a Kubą?

Spojrzała na mnie zaskoczona, ale nie zszokowana. Raczej jakby długo przygotowywała się na to pytanie. Przełknęła ślinę.

– Dlaczego pytasz?

– Bo ostatnio dziwnie się zachowujesz. A on... no nie wiem. Jakby próbował coś ukryć. Jakby cię... – urwałem, bo nie mogłem wypowiedzieć tego na głos.

– Nie chciałam cię martwić – powiedziała cicho. – Ale... Tak. Coś próbował. Byliśmy wtedy sami u mnie, wpadł niby tylko na chwilę, przyniósł jakiś prezent, mówił, że jesteśmy rodziną i że musi pogadać. A potem...

– Co potem?

Próbował mnie pocałować.

Zamilkłem. Próbował ją pocałować. Mój najlepszy przyjaciel. Człowiek, z którym dzieliłem wszystko przez całe życie.

– Dlaczego mi nic nie powiedziałaś?

– Bo nie wiedziałam, co robić. Bałam się, że mi nie uwierzysz. Albo, że to zniszczy waszą przyjaźń. Widziałam, jak bardzo ci na niej zależy.

Nie odpowiedziałem. Zrobiło mi się zimno, mimo ciepłego wieczoru. Patrzyłem w dal i czułem, jak coś we mnie umiera. Czułem się zdradzony. Przez Kubę. I przez Anetę.

Dłonie mi drżały

Nie planowałem tego. Wyszedłem tylko na spacer, żeby poukładać myśli, ale nogi same zaprowadziły mnie pod mieszkanie Basi. Gdy usłyszałem znajome głosy na klatce schodowej, przystanąłem odruchowo.

– ...nie rozumiesz. On miał wszystko. Dziewczynę, spokój, życie poukładane jak w zegarku. A ja? Ja tylko stałem z boku i się przyglądałem.

– To nie powód, żeby robić to, co zrobiłeś – jej głos był cichy, ale wyraźnie zirytowany.

– Może. Ale kiedy Aneta spojrzała na mnie tamtego wieczoru... miałem wrażenie, że widzi mnie. Mnie. Nie tego, kim jestem obok Patryka, tylko mnie samego. I... chciałem spróbować.

– Próbować uwieść dziewczynę przyjaciela? Serio?

– Nie rozumiesz. Ja całe życie byłem „tym drugim”. Przy Ance też. Przy Patryku zawsze. Aż w końcu coś we mnie pękło. I teraz żałuję, naprawdę. Ale nie cofnę czasu.

Poczułem, jak drżą mi dłonie. Stałem tam w milczeniu, aż w końcu wyszedłem z cienia.

– No to teraz przynajmniej nie muszę się już domyślać – powiedziałem twardo.

Zamarli oboje. Basia zakryła usta dłonią, Kuba wyglądał, jakby uderzył go piorun.

– Ja...

– Nie, teraz twoja kolej. Tłumacz się.

Wiedziałem już wszystko. I nic nie było takie, jak kiedyś.

Czułem pustkę

Spotkaliśmy się kilka dni później. Wysłał mi wiadomość:

„Musimy pogadać. Chcę to wyjaśnić”.

Nie miałem już w sobie furii. Tylko pustkę. I ciekawość, jak będzie próbował to wyjaśnić. Umówiliśmy się na boisku, gdzie spędziliśmy pół dzieciństwa.

– Dzięki, że przyszedłeś – zaczął, jakbyśmy mieli pogadać o meczu.

– Po prostu mów.

Westchnął, odwrócił wzrok. Widać było, że coś w nim pękło. Ale mnie to już nie obchodziło.

Wiem, że zawaliłem. Wiem, że nie mam prawa prosić cię o wybaczenie, ale... nie chodziło tylko o Anetę.

– A o co?

– O ciebie. O nas. O to, że miałem wrażenie, że jak ona się pojawiła, to wszystko inne przestało się liczyć. Nagle nie było już „naszego świata”. Był twój. Z nią.

– Więc próbowałeś się jej dobrać do majtek?

– Nie... to nie tak. Nie planowałem tego. To było impuls, emocje. Zrobiłem to i od razu wiedziałem, że to koniec. Ale nie miałem odwagi ci powiedzieć.

Zamilkliśmy. Patrzyłem na niego i nie widziałem już Kuby, mojego brata z dzieciństwa. Widziałem kogoś obcego.

Nie potrafię ci wybaczyć – powiedziałem spokojnie. – I nie wiem, czy kiedykolwiek potrafiłbym znowu ci zaufać.

– Wiem – odpowiedział. – I nie będę cię o to prosić.

Wiedzieliśmy, że to jest ten moment. Punkt, zza którego nie ma powrotu.

Nie umiem wybaczyć

Kilka miesięcy później wpadliśmy na siebie przypadkiem. W osiedlowym sklepie, przy półce z jogurtami. On spojrzał na mnie, jakby przez chwilę nie był pewien, czy powinien się odezwać. Ale zrobił to.

– Hej – rzucił cicho.

– Cześć – odpowiedziałem równie lakonicznie.

Przez moment staliśmy jak obcy ludzie, którzy kiedyś znali się bardzo dobrze, a teraz nie wiedzą, od czego zacząć. Albo czy w ogóle warto próbować.

– Słyszałem, że przeprowadzasz się do Anety – powiedział po chwili.

– Tak. Znalazła większe mieszkanie. Potrzebujemy świeżego startu.

– Jasne. To... dobrze.

Patrzyliśmy na siebie, nieśmiało, jakby każde z nas bało się wypowiedzieć to, co i tak wisiało w powietrzu. W końcu to ja się odezwałem.

Nie sądziłem, że tak to się skończy. My dwaj. Po tylu latach.

– Ja też nie – przyznał. – Ale chyba tak musiało być. Każdy poszedł w swoją stronę. I może tak jest lepiej.

– Może.

Zamilkliśmy. Potem on zrobił krok w bok, jakby chciał mnie przepuścić. Przeszedłem obok, nie patrząc mu w oczy. Gdy sięgałem po karton mleka, usłyszałem cichy głos:

Trzymaj się.

Odwróciłem się. Kiwnąłem głową.

– Ty też.

Wyszedłem ze sklepu z dziwnym ciężarem w piersi. Nie było krzyków, nie było dramatów. Tylko ciche pożegnanie. Takie, które boli bardziej niż awantura. Wiedziałem, że właśnie zakończył się rozdział mojego życia. Bez fanfar. Po prostu – skończył się.

Nie czuję się zwycięzcą

Budziłem się w środku nocy i przez chwilę wydawało mi się, że wszystko jest po staremu. Że zaraz zadzwoni Kuba i zapyta, czy wpadnę na piwo. Albo, że przyjdzie do mnie bez zapowiedzi, jak zawsze. Siądzie na kanapie i zacznie opowiadać o jakiejś bzdurze. A potem sobie przypominam. Nie czuję się zwycięzcą. Bo to nie była wojna, w której ktoś miał wygrać. To była przyjaźń. Długa, głęboka, prawdziwa, ale i też krucha. Aneta mówi, że powinniśmy iść dalej, nie rozpamiętywać. I pewnie ma rację. Ale nie da się tak po prostu wyciąć kogoś z serca. Kuba był dla mnie rodziną. Może nawet bardziej niż niektórzy krewni. A teraz... nie ma go. I chyba nie będzie.

Zastanawiam się, czy można jeszcze kiedyś odbudować taką więź. Czy jeszcze komuś zaufam w taki sposób? Czy kiedyś znowu poczuję, że mam obok siebie kogoś, kto zna mnie na wylot? Nie wiem. Na razie uczę się żyć bez niego. Bez tych wszystkich głupich żartów, kłótni o głupoty i śmiechu, który znałem na pamięć. Czasem sięgam po telefon i widzę jego numer. Jeszcze go nie usunąłem. Ale nie dzwonię.

Patryk, 29 lat


Czytaj także:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama