Reklama

Lato tego roku okazało się dla nas bardzo szczęśliwym okresem. Wzięliśmy z mężem w ajencję stoisko z pamiątkami nad morzem i chociaż wiele osób nas ostrzegało, że różnie może być z jego rentownością, bo przecież pogoda nad Bałtykiem raczej jest niepewna, to nam się poszczęściło.

Reklama

Chyba dobrze dobraliśmy towar, bo mieliśmy klientów bez względu na to, czy świeciło słońce, czy padał deszcz.

A skoro zarobiliśmy godziwe pieniądze, to jesienią postanowiliśmy zainwestować je w lepszy samochód. Stary był już wysłużony, a nie opłacało się już remontować 14-letniego auta. Mój teść na wieść o tym, że szukamy samochodu, zareagował dość gwałtownie. Oskarżył nas o marnotrawstwo pieniędzy, które powinniśmy przecież spożytkować z większą rozwagą, zamiast wyrzucać je na kolejnego „pożeracza benzyny”.

– Przecież jeden samochód już macie! I to przyzwoity! – zaczął bronić naszego auta, zupełnie jakby to, że myślimy o wymianie, dotknęło go osobiście.

Nie wdawałam się w dyskusję, bo przecież ani się nie znam na samochodach, ani to mój rodzony ojciec, żebym się z nim spierała. Zostawiłam tę wątpliwą przyjemność mężowi. Jednak widziałam, że Antek także nie ma ochoty na omawianie naszej decyzji. W końcu jest już ponadtrzydziestoletnim facetem z własnym biznesem i nie musi mu tatuś mówić, co ma robić.

Zobacz także

Po miesiącu mąż natrafił na passata kombi w świetnym stanie, sprowadzonego z Niemiec przez wiarygodnego faceta. Przynajmniej mnie tak zapewnił. Kupiliśmy go więc, szczęśliwi, po czym Antek poleciał zdobycz zarejestrować i ubezpieczyć.

Przez trzy miesiące jeździliśmy wrakiem!

Wrócił blady. Od razu wiedziałam, że stało się coś złego.

– Rany boskie! Jednak sprzedali nam kradzione auto! – wykrzyknęłam. – Od razu tak czułam! Co teraz zrobimy?

– Nowe auto jest w porządku – machnął ręką Antek. – To ze starym jest straszny problem.

– Ze starym? – nie miałam pojęcia, o czym mówi.

Przecież jeździliśmy nim od wielu lat! Co się nagle stało?

– Wyjaśnię ci, kochanie, ale najpierw muszę rozmówić się ze swoim ojcem! – stwierdził Antek, zupełnie załamany, czym jeszcze bardziej mnie zdenerwował.

Bo co do tej całej sprawy mógł mieć jego ojciec? Mąż wyszedł, a ja jak na szpilkach czekałam na jego powrót. Kiedy jednak ponownie pojawił się w domu, było już dobrze po północy, a on wyglądał na wykończonego. Dałam sobie więc spokój z żądaniem wyjaśnień – położyliśmy się spać. Następnego dnia była sobota i wiedziałam, że znajdziemy dużo czasu na rozmowę.

Po dobrym śniadaniu Antek wreszcie dojrzał do tego, aby mi o wszystkim opowiedzieć. Kiedy już skończył, byłam w szoku. Nie mogłam uwierzyć w to wszystko, co usłyszałam. Tym bardziej że chodziło o mojego teścia!

– Co za łobuz! – wyrwało mi się w końcu szczerze.

Mąż tylko pokiwał głową.

– Z bólem serca muszę ci przyznać rację… – rzucił.

– Przecież on mógł nas zabić! – ze zdenerwowania zaczęły mi się trząść ręce. – A jeśli nawet nas nie było mu żal, to co z jego ukochanymi wnukami? One także jeździły tym samochodem! – krzyknęłam, bo przecież chodziło o krzywdę moich dzieci.

Okazało się bowiem, że kilka miesięcy temu teść bez naszej wiedzy i zgody pożyczył od nas samochód. I jadąc nim, miał dość poważną stłuczkę. Jednak nie to było najgorsze…

Pieniądze podzielili z kumplem po równo

Zamiast od razu się przyznać, że zniszczył nam auto – w końcu jakoś byśmy to przełknęli – ojciec męża postanowił bowiem sprawę zatuszować. Odholował samochód do warsztatu swojego znajomego i poprosił, żeby ten cichaczem je naprawił. Miał na to pełne dwa tygodnie, bo akurat pojechaliśmy z dzieciakami w odwiedziny do moich rodziców, do których bardziej nam się opłaca podróżować pociągiem.

Któryś z panów (teść lub jego kumpel mechanik) wpadł na pomysł, aby jednak wyłudzić pieniądze z ubezpieczenia. Właściciel warsztatu znał lokalnego likwidatora szkody, który miał przymknąć oko na to, że właściciela pojazdu nie ma przy okazji jego oględzin. Wystarczyło, że dostał odpowiednio wypełnione papiery i ksero dowodu Antka. Z tym ksero nie było problemu, bo w domowym komputerze przechowujemy skany dokumentów, i ojciec o tym wiedział. Znał także hasło, bo wiele razy bawił się tym komputerem razem z wnukami, a my z Antkiem nie mamy nic do ukrycia.

Najgorsze, że na papierach idących do ubezpieczyciela teść podrobił podpis syna! Po czym wystawił jeszcze oświadczenie, że pieniądze powinny pójść na konto warsztatu kumpla. Takie załatwienie sprawy nie wzbudziło niczyich podejrzeń. I pewnie teść w swojej naiwności sądził, że mu się cała sprawa upiekła. Zapomniał jednak, że Antek ma zniżki za bezszkodową jazdę i w wyniku wypadku część z nich stracił! Wszystko i tak by się wydało podczas przedłużania polisy, ale prawda wyszła na jaw szybciej, bo podczas ubezpieczania nowego auta…

Kiedy Antek upomniał się o zniżkę, usłyszał, że mu nie przysługuje, po czym dowiedział się o całym zdarzeniu. Tak naprawę nie chodziło jednak o pieniądze z ubezpieczenia, które teść z kumplem zgarnęli dla siebie. Chodzi o to, że ten parszywy mechanik wcale nam samochodu nie naprawił!

Wiemy to, bo mój mąż zapobiegliwie zabrał natychmiast starego opla na przegląd. Mechanicy wprost złapali się za głowy, pytając, kto w ogóle auto w takim stanie technicznym dopuścił do ruchu! Opel po wypadku jest krzywy, z pękniętą podłużnicą. To dlatego Antek czuł, że go znosi podczas jazdy. Składał to jednak na karb obciążenia samochodu, którym przecież woziliśmy ostatnio towar nad morze. Nie zwróciliśmy też uwagi na to, że zostawia cztery ślady zamiast dwóch, bo „idzie bokiem”.

W dodatku tak uszkodzony samochód w czasie czołowego zderzenia złożyłby się w harmonijkę! Nic by z nas nie zostało…Uszkodzeń było jeszcze sporo. W sumie wykluczały bezpieczną jazdę, a my poruszaliśmy się takim wrakiem przez trzy miesiące!

Nie wiem, czy mu to kiedykolwiek wybaczę

Antek zwymyślał ojca i śmiertelnie się na niego obraził. Teść zaproponował rekompensatę pieniężną, jednak mój mąż nie chce jej przyjąć, argumentując, że nie można kupić bezpieczeństwa jego rodziny, która w tym gracie mogła się zabić. Zarejestrował nowy samochód bez zniżki,
a stary sprzedał na części. I teraz nie odzywa się do ojca.

Reklama

Ja jestem zadowolona, że teść przestał u nas bywać. Bo nie wiem, jak bym zareagowała na jego obecność i na widok tego, jak się bawi z wnukami, których życie naraził tak beztrosko.

Reklama
Reklama
Reklama