Reklama

Ból był nie do wytrzymania

Ból obudził mnie w środku nocy. Ząb – uświadomiłam sobie, czując, jak ostra szpila wwierca mi się do środka głowy. Wzięłam tabletki przeciwbólowe, ale nie pomogły. Kręcąc się po domu, niechcący obudziłam Grzegorza. Widząc moją zbolałą minę, zerwał się z łóżka:

Reklama

– Zawiozę cię do dentysty. Nic nie mów, nie będziesz w stanie prowadzić auta – uprzedził moje protesty. Kochany Grześ – pomyślałam z czułością.

Punktualnie o ósmej siedziałam pod drzwiami gabinetu.

– Pani doktor dzwoniła, że się spóźni – oznajmiła recepcjonistka, patrząc na mnie ze współczuciem.

Czekając na dentystkę, zaczęłam się gapić bezmyślnie na rozłożone w poczekalni gazety. Na wierzchu leżał jakiś dziennik otwarty na stronie z nekrologami. Bezwiednie wodziłam wzrokiem po nazwiskach i imionach zmarłych, aż jedno przykuło moją uwagę: „Mirosława J., zmarła w wieku 61 lat...”. W pierwszej chwili znajome nazwisko w czarnej obwódce wywołało kolejny atak bólu zęba. Poczułam, jak dolną prawą siódemkę coś rozsadza od środka. „Jak to nie żyje?!”. Na plecach poczułam zimny pot. „To niemożliwe, żeby…” Z zamyślenia wyrwał mnie głos lekarki.

– Zapraszam na fotel. Który to ząb?

Leżałam z otwartymi ustami i w kółko myślałam o Mirce. Ból zęba ustąpił…

– Proszę zrobić pantomogram. Nie mogę leczyć w ciemno. A ząb wygląda na zdrowy… – stwierdziła dentystka.

Z uczuciem ulgi, ale też z pewnym zdziwieniem, że tak szybko ból ustąpił, wstałam z fotela. W poczekalni nie było nikogo. Wkładając kurtkę, jeszcze raz wzięłam do ręki gazetę: „Pogrzeb naszej Mamy odbędzie się… Pogrążeni w smutku Mateusz i Konstanty”. Dentystka wyszła z gabinetu i spojrzała mi przez ramię. Wciąż wpatrywałam się w duży nekrolog.

– Szkoda, to była moja koleżanka... – usłyszałam ściszony głos lekarki. – Przyjaźniłyśmy się na studiach, potem, jak to bywa, nasze drogi się rozeszły, ale śledziłam jej karierę. Była cenionym stomatologiem. Znała ją pani? – kiwnęłam głową.

Mój narzeczony mnie zostawił

Pożegnałam się i wyszłam na ulicę oszołomiona złą wiadomością. Przyjaźniłyśmy się z Mirką, chociaż była ode mnie dużo starsza. Kiedyś miałam zostać jej synową, ale nic z tego nie wyszło. Planowaliśmy z Mateuszem się pobrać. Mieliśmy nawet już termin w urzędzie. Cieszyłam się podwójnie, bo ślub miał się odbyć w dzień urodzin mojego narzeczonego, 20 czerwca. Przygotowania do uroczystości zaczęły się rok wcześniej. W połowie grudnia z Irlandii zadzwonił Kostek, brat mojego narzeczonego. Nic nie wiedział o naszych planach. To miała być dla rodziny niespodzianka. Tymczasem Konstanty miał niespodziankę dla brata: pracę w dobrej firmie w Irlandii od zaraz.

Byłam pewna, że ze względu na nasze plany Mateusz nie skorzysta z propozycji brata. Oczywiście jedno nie przeszkadzało drugiemu – mój narzeczony mógł podjąć pracę w Irlandii, a ślub mógłby się i tak odbyć, ale… Od tamtego telefonu od Kostka Mati zrobił się milczący.

– Nie pojedziesz, prawda? – spytałam dla porządku.

Oboje pracowaliśmy i byliśmy pełni nadziei, że wszystko się dobrze ułoży, że nie musimy się martwić o przyszłość. Mateusz miał w niedalekiej perspektywie awans. Ja może nie zarabiałam kokosów, ale mogłam całkiem sporo dorobić…

– Chyba powinienem spróbować, Gosiu. Taka okazja nie trafia się co dzień. Pojadę na rok, półtora… Zarobię, będzie na mieszkanie. Wiesz, jaka to dla nas szansa? A ty nie chciałabyś jechać?

Mateusz dobrze wiedział, że nie zostawiłabym ojca samego. Od śmierci mamy minął ledwie rok, a tata sam zmagał się z chorobą… Poza tym zaczęłam pracować w swoim wymarzonym zawodzie. Nie chciałam rezygnować na początku drogi… Nie porozumieliśmy się. On wyjechał, ja zostałam. Nie wrócił po roku… Nawet na święta się nie pokazał.

Nie zostawiła mi złudzeń

Któregoś dnia odebrałam telefon od jego mamy. Prosiła, bym ją odwiedziła. Niemal od progu przyznała się, że wiedziała o naszych planach.

– Wiesz, jaki jest Mati. On nie potrafi niczego ukrywać. Powiedział mi o waszych planach od razu. A potem ten wyjazd. Sama nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak zdecydował. Radziłam nawet, żebyście wzięli ślub mimo wszystko. Ale on tak nie chciał… Mówił, że nie zostawi cię po ślubie samej na tak długo, że pobierzecie się, jak już wróci z Irlandii na dobre. Ale teraz… – pamiętam, jak w tamtym momencie Mirka z trudem przełknęła ślinę, a potem jej oczy zrobiły się mokre od łez.

W końcu łamiącym się głosem powiedziała:

– Mateusz ma kogoś, Małgosiu. Powinnaś to wiedzieć… Mój syn nie jest w porządku wobec ciebie, dziecko, ale to jeszcze nie koniec… – ręką otarła łzy.

Nagle opanowała płacz i widziałam, jakby wstąpiła w nią jakaś energia.

– On wróci, zobaczysz. Już ja tego dopilnuję! – powiedziała stanowczo. – Jestem pewna, że będziecie razem, bo jesteście dla siebie stworzeni. Mateusz jeszcze tego nie wie, ale…

Nie chciałam tego słuchać. Pożegnałam się i uciekłam z domu Mirki, trzaskając drzwiami. Potem wylałam morze łez. Mój Mateusz, człowiek, którego darzyłam najszczerszym uczuciem, już nie był mój! Sprzedałam białą suknię, a kiedy po roku dowiedziałam się, że Mateusz zamierza odwiedzić matkę, zmieniłam numer telefonu, zerwałam całkiem kontakty z tamtą rodziną…

Akurat wtedy mój tata odziedziczył nieduży domek na przedmieściach. Udało mi się go namówić, byśmy się tam przenieśli. W nowym otoczeniu łatwiej mi było zapomnieć o Mateuszu i wielkim miłosnym zawodzie. Kilka miesięcy po rozmowie z Mirką, dowiedziałam się, że próbowała mnie odszukać. Nikogo jednak nie poinformowałam o nowym adresie, a nowy numer telefonu znała tylko moja kuzynka, do której matka mojego byłego narzeczonego nie dotarła.

Zostałam na świecie sama

Czas leczy rany, ale mnie chyba do końca nie umiał wyleczyć… Nie szukałam nowej miłości. Cztery lata po przeprowadzce do małego domku mój tata poddał się chorobie, mimo wysiłków lekarzy. Jednym z nich był Grzegorz. Bardzo mocno zaangażował się w leczenie mojego ojca. Mimo dużej różnicy wieku, panowie zaprzyjaźnili się i doktor Grzegorz stał się częstym gościem w naszych progach. Początkowo przychodził doglądać pacjenta, lecz z czasem stało się jasne, że przychodził ze względu na mnie. Oficjalnie zostaliśmy parą. Tata cieszył się, że mam przy boku dojrzałego, odpowiedzialnego mężczyznę.

Kiedy tata odszedł, Grzegorz wprowadził się do mnie. Już po dwóch miesiącach oświadczył mi się, a ja powiedziałam „tak”.

– Ale ze ślubem poczekajmy jeszcze. Wiesz, żałoba… Wolałabym za rok… – Grzegorz oczywiście nie naciskał. Doskonale mnie rozumiał.

Każde z nas było zajęte pracą, czas płynął szybko. Od pogrzebu taty minął rok. Grzegorz zaczął wspominać o ślubie, zaczęliśmy robić plany. O dawnej miłości już nie myślałam. Czasem tylko zaglądałam do swoich skarbów, do zdjęć Mateusza…

Pojawiłam się na jej pogrzebie

W nocy znów zabolał mnie ząb. Obudziłam się w koszmarnym nastroju. Byłam dziwnie niespokojna, rozkojarzona.

– Muszę zrobić to prześwietlenie – postanowiłam rano.

Grzegorz miał dyżur w szpitalu, wzięłam auto, ale nie mogłam prowadzić. Ból nie dawał mi spokoju. Podjechałam więc tylko do marketu na obrzeżach miasta i postawiłam je na parkingu. Poszłam na przystanek. Wsiadłam w pierwszy lepszy autobus, nie patrząc na numer. Gdy ból zęba znów dał o sobie znać z większą siłą, zorientowałam się, że to nie ta linia, którą powinnam jechać… Wysiadłam na najbliższym przystanku, tuż przy bramie cmentarza. „Pogrzeb odbędzie się o godzinie...” – przypomniała mi się treść nekrologu.

Spojrzałam na zegarek. Do uroczystości pozostało 15 minut. Kupiłam kwiaty i poszłam w stronę kościoła. Do grobu Mirki szłam na końcu milczącego konduktu. Z chwili na chwilę czułam, jak ból zęba ustępuje, a moje ciało przepełnia miłe ciepło… Skądś docierały do mnie słowa dawnej przyjaciółki i dudniły mi w głowie: „On wróci, już ja tego dopilnuję!”.

Na Mateusza spojrzałam w chwili, gdy rzucał na trumnę grudkę ziemi. Potem odwrócił się w moją stronę i podszedł, wyciągając obie ręce.

– Jesteś. Dziękuję, że przyszłaś. Bałem się, że już się nie spotkamy…

– Twoja mama kazała mi tu przyjść, ściągnęła mnie… – usłyszałam swój głos – więc jestem…

Na policzku poczułam ciepłe usta Mateusza.

– Dziękuję, kochana moja… – wyszeptał mi do ucha.

Reklama

Prześwietlenie zęba nie wykazało żadnych zmian. Moja siódemka była całkiem zdrowa. A więc jednak Mirka dotrzymała słowa… Naprawdę była dobrą dentystką.

Reklama
Reklama
Reklama