Reklama

Moja reakcja na wieść o wyjeździe służbowym była raczej niezbyt entuzjastyczna. Akurat szykowałem się do wyjścia, bo kończyłem na dziś, kiedy nagle do biura wparował mój przełożony.
– Musisz jechać za Maćka, bo coś go rozłożyło! – wypalił cały w nerwach.

Reklama

Zmusił mnie

Byłem świadomy tej sytuacji, ponieważ Maciek z samego rana poinformował całą naszą ekipę o tym, że złapał paskudną anginę. Z rozwagą przytaknąłem, intensywnie dumając nad tym, jak ta niespodziewana wiadomość od mojego przełożonego może pokrzyżować szyki odnośnie do dzisiejszego grafiku.

– W związku z tym jest zmuszony odwołać spotkanie z kontrahentem – kontynuował wywód. – A przecież to diabelnie istotny kontrakt dla naszej firmy.

Załapałem, o co mu chodziło. Miałem go wyręczyć, bo kumpel się rozchorował. Nie było opcji, żeby przesunąć to spotkanie na inny termin. Obaj jesteśmy zatrudnieni w przedsiębiorstwie zajmującym się obrotem nieruchomościami, a w tym biznesie nie można pozwolić sobie na odpuszczenie klienta. Stawki są po prostu za wysokie.

– Gdzie mam się z nim spotkać? – spytałem, spodziewając się najgorszego.

– W mieście G. – odparł, unikając mojego spojrzenia. – Masz jakieś półtorej godziny, żeby tam dotrzeć – uzupełnił.

Szczerze mówiąc, mało brakowało, a padłbym z wrażenia. W szczycie korków wydostanie się ze stolicy to minimum godzina. Do tego dochodzi jeszcze pięćdziesiąt kilometrów kiepskich dróg do pokonania. Pożegnałem się z myślą o kinie i rodzinnym wieczorze.

Nie miałem wyjścia

– I jak? Rzucisz okiem na papiery dotyczące tej posesji? – dopiero w tym momencie zobaczyłem, że w dłoni szefa spoczywa stos dokumentów. – Gość jest nakręcony, Maciek w zasadzie go przekabacił, wystarczy, że postawisz mu jednego i rozwiejesz jego obawy.

No i co miałem mu powiedzieć? Że nie chcę spędzać czasu po pracy w jakiejś spelunie z gościem, którego nie znam?

– Niech będzie, biorę to – odparłem z rezygnacją.

– Ekstra! – mój przełożony aż poczerwieniał z radości. – W nagrodę możesz przyjść do pracy jutro z małym poślizgiem, tak z pół godziny!

Jakąś godzinę później stałem w gigantycznym korku na drodze wyjazdowej z miasta. Byłem wkurzony na szefa, ale głównie na siebie samego, że daję się tak bezkarnie rozstawiać po kątach.

– Jeszcze tylko ulewy mi tutaj trzeba… – warknąłem pod nosem, kiedy na przedniej szybie roztrzaskała się pierwsza kropelka deszczu.

Deszcz lunął z nieba, gdy skręcałem z dwupasmowej drogi na ulicę G. To był istny potop! Wycieraczki ledwo radziły sobie z usuwaniem wody z przedniej szyby. Prowadziłem powoli, uważnie wypatrując w gęstniejącej ciemności, czy nic nie wyskakuje mi pod koła. Tylko kraksy brakowało mi do pełni nieszczęścia tego dnia!

Nagle dostrzegłem postać stojącą na poboczu. Była cała przemoknięta. Mokre ubranie przylegało do jej sylwetki, a długie włosy do twarzy. Machała do przejeżdżających samochodów, próbując złapać okazję, ale nikt nawet nie zwalniał.

– Fantastycznie, po prostu wspaniale! – burknąłem pod nosem, zjeżdżając na pobocze.

Było mi jej żal

Perspektywa mokrego, welurowego fotela pasażera niespecjalnie przypadła mi do gustu, ale z drugiej strony nie wyobrażałem sobie, żeby zostawić tę biedną dziewczynę na pastwę szalejącej ulewy.

– Stokrotne dzięki! Gdyby nie pana pomoc, to chyba skończyłabym z ciężkim przeziębieniem! – wykrzyknęła, wskakując do samochodu.

Gdy tylko wsiadła, od razu odpaliłem silnik i ruszyłem z miejsca. Kątem oka dostrzegłem, że mogła mieć około trzydziestu paru lat, czyli tyle co ja. Wyglądała dość atrakcyjnie, ale szybko odwróciłem wzrok i skupiłem się na jeździe. Kocham moją żonę i nasze dzieci i za nic w świecie nie chciałbym tego zepsuć. Zawsze trzymałem się z daleka od różnych pokus.

– Gdzie mam panią wysadzić? – spytałem.

– Dam znać, jak będę chciała wysiąść – odpowiedziała.

Obojętnie wzruszyłem ramionami, podkręciłem temperaturę w aucie i jechałem przed siebie. Cisza szybko zaczęła być nie do zniesienia, więc postanowiłem przerwać milczenie:

– Ale wybrała pani sobie czas na łapanie stopa! Może lepiej było poczekać do rana? Nocą czasem bywa groźnie… – stwierdziłem.

– Nieważne – przerwała mi. – Moje życie i tak już nie ma sensu.

Poczułem się niezręcznie

Z natury jestem optymistycznym gościem i próbuję w każdej sytuacji znaleźć jasne punkty, a pesymiści i malkontenci sprawiają, że mam ochotę od razu dać nogę. W tym przypadku nie miałem jak zwiać.

– Strasznie mi przykro – wymamrotałem.

– Zrobiłam okropny błąd… – kobieta kontynuowała, a ja miałem wątpliwości, czy mam ochotę wysłuchiwać jej opowieści.

Sam jechałem w ulewie, na dodatek po męczącym dniu w pracy, przez co odczuwałem znużenie. Pogawędka powinna pozwolić mi zachować przytomność.

– A co takiego pani przeskrobała? – rzuciłem pytanie, chociaż tak naprawdę mało mnie to interesowało.

– Przejdźmy na ty – zaproponowała. – Mam na imię Iwona.

Następnie rozpoczęła swoją historię. Wraz z mężem zamieszkiwała w G., jednak była zatrudniona w stolicy. Mówiła o tym, że codzienna podróż zajmowała jej mnóstwo czasu, a do tego dochodziła praca po dziesięć godzin każdego dnia w korporacji. Nic dziwnego, że czuła się wypompowana i straciła zapał. Nie zdecydowali się na potomstwo, brakowało im na to czasu, a dodatkowo facet, z którym była, trochę ją męczył swoją nudą.

– No i wtedy zjawił się Bartek – powiedziała prawie niesłyszalnie, wbijając wzrok w mrok. – Wpadłam na niego zupełnie przypadkiem, kiedy byłam w hipermarkecie. Stałam w kolejce do kasy, a on mnie przepuścił.

Była nieszczęśliwa

Związki pozamałżeńskie nie były czymś, za czym Iwonka tęskniła. Dotychczas pozostawała wierna mężowi. Jednakże Bartosz, wzór urody, męskiej prezencji i silnej postury, pojawił się w jej życiu w momencie, gdy przeżywała trudny okres.

– W tamtym czasie zastanawiałam się, czy moja egzystencja już zawsze będzie tak wyglądać – zwierzała się. – Bez perspektyw na lepszą pracę, z mężem bez ikry, zapracowana po pachy. Miałam poczucie, że straciłam atrakcyjność, nikt mnie nie docenia, a ja tylko się bronię. I nagle zjawia się facet, który patrzy na mnie jak głodny lew na sarenkę.

Zupełnie niepostrzeżenie, zaledwie parę dni po pierwszym spotkaniu, wylądowali razem w łóżku. Współżycie z nowym partnerem różniło się diametralnie od tego, czego zaznała w swoim związku małżeńskim, a także od innych, wcześniejszych doświadczeń erotycznych. Uprawiali miłość żywiołowo, kierując się pierwotnymi, zwierzęcymi instynktami, z ogromną pasją i zaangażowaniem.

– W życiu bym nie pomyślała, że dam jakiemukolwiek mężczyźnie przyzwolenie na tak wiele w sypialni – zaznaczyła. – Z drugiej strony, seks jeszcze nigdy nie dostarczył mi tak intensywnych wrażeń i przeżyć.

– Ale nic nie trwa wiecznie, zgadza się? – spytałem, domyślając się zakończenia historii. – Ten casanova cię zostawił?

Jej historia była szokująca

– No tak, każda rzecz ma swój koniec – odparła z nerwowym chichotem. – Ale to nie on mnie rzucił, tylko ja postanowiłam z nim skończyć – przyznała.

– Słusznie postąpiłaś. Najbliżsi są przecież najważniejsi – podsumowałem.

– Chyba bym się na to nie zdecydowała, gdyby nie jeszcze jeden zbieg okoliczności – zwierzyła się. – Bo widzisz, kiedyś spotkała mnie z Bartkiem w mieście jedna kumpela. I zadzwoniła do mnie z ostrzeżeniem, że to niepoprawny podrywacz, który ponoć… jest zarażony wirusem HIV.

Ledwo utrzymałem się na pasie, gdy usłyszałem jej słowa.

– Tak na wszelki wypadek zrobiłam test. Wyszedł pozytywny – tłumaczyła.

– I co powiedział twój mąż? – zaciekawiłem się. – Wie już o wszystkim?

Dopiero teraz odwróciła głowę od przedniej szyby i spojrzała prosto na mnie.

– Brakowało mi śmiałości – wyznała po chwili namysłu. – To porządny facet… Ma do mnie pełne zaufanie… Nie powinnam mu tego robić.

– Ale istnieje ryzyko, że go zarazisz! – omal nie wrzasnąłem.

Wypuściła powietrze z płuc.

– Wiem, dlatego musiałam od niego odejść. Opuściłam mieszkanie.

Nie grała fair

– I poszłaś do Bartka?

– Nie, uciekłam znacznie dalej!

Zanim zdążyłem dowiedzieć się, dokąd konkretnie zmierza, Iwona ni stąd, ni zowąd stwierdziła, że chce wysiąść. Bez szemrania zahamowałem. Chwyciła za klamkę.

– Jest coś, o co chciałabym cię prosić… Gdy będziesz w G., czy mógłbyś wpaść do mojego męża? I przekazać mu, jak bardzo go kocham? Że był i na zawsze pozostanie miłością mego życia. Bardzo cię proszę – wręczyła mi świstek z adresem, a potem bez słowa opuściła auto i zniknęła w strugach deszczu.

Ekspresowo załatwiłem sprawę z klientem Maćka. Faktycznie, gość wiedział, czego chce. Mogłem kierować się w stronę domu. Jednak świstek z namiarami jakby mnie parzył przez kieszeń. Nie miałem ochoty wtrącać się w sprawy małżeńskie jakichś obcych ludzi. Z drugiej strony jednak koleś powinien wiedzieć, co jego żonka mi powiedziała.

Tego się nie spodziewałem

Podjechałem pod niewielką chałupkę na peryferiach. Drzwi otworzył mi pulchny facet o zaczerwienionych, jakby od płaczu, oczach. Upewniwszy się, że to mąż Iwony, streściłem mu pokrótce naszą rozmowę i powiedziałem, jak bardzo go kocha.

– Proszę pana, to po prostu nie do wiary – powiedział szeptem. – Ona odeszła z tego świata. Jej ciało odnaleziono przedwczoraj. Ktoś ją wyciągnął z rzeki.

Odebrało mi mowę. Zabrakło mi słów. Jako pierwszy otrząsnął się mąż Iwony.

– W co była ubrana?

– Kwiecista sukienka. W odcieniu błękitu.

– Najbardziej ją lubiła – potwierdził. – Identyczna jak ta, w której skoczyła do wody.

Przez moment nie odzywaliśmy się ani słowem, wpatrując się w swoje twarze. Nagle coś mi się przypomniało – karteczka! Wsadziłem rękę do kieszeni spodni, ale nic tam nie było.

– Dzięki – facet ponownie przerwał ciszę. – Wierzę, że faktycznie udało ci się z nią porozmawiać. Bez względu na to, gdzie teraz przebywa. To dla mnie ważne, że przekazałeś mi od niej wieści.

Reklama

Dariusz, 33 lata

Reklama
Reklama
Reklama