Reklama

Czekałem na kolejną histerię

Aneta cisnęła szklanką z kryształu, która rozbiła się z hukiem o kamienne płytki. Odłamki i fragmenty szkła, małe i duże, niebezpiecznie ostre, pokryły gęsto posadzkę. Aż trudno uwierzyć, że tyle tego wyszło z jednego naczynia! Spoglądała na mnie bezsilnie, jej ogromne oczy wydawały się ostatnimi czasy jeszcze bardziej powiększone. Zastanawiam się, czy to tylko złudzenie optyczne, a może jej buzia tak bardzo schudła? Trudno mi to stwierdzić, widując ją każdego dnia. Ciągle jednak odnoszę wrażenie, że jej oczy są coraz to większe. Chyba brakowało jej sił, żeby sięgnąć po odkurzacz czy złapać za miotłę.

Reklama

Niebawem zaniesie się płaczem, wybiegając z pomieszczenia, później ukryje się w swoim pokoju i nie będzie chciała ze mną gadać. Przepłacze całą noc, a rankiem wstanie z opuchniętymi oczami, wciąż na wpół przytomna. To ja znów zostanę obarczony odpowiedzialnością za wszystko, co nie ułoży się po jej myśli w ciągu najbliższej doby. I tak w kółko, dzień po dniu, tydzień za tygodniem, miesiąc za miesiącem, rok po roku.

– Skarbie, zostań tam gdzie jesteś. Za chwilę wezmę odkurzacz i pozbieram te odłamki. Jak tu przyjdziesz, to się pokaleczysz.

– Nie mów do mnie skarbie. To już nieaktualne.

– Mówię, bo wciąż nim jesteś.

Zobacz także

– Jak mnie denerwuje ta twoja hipokryzja, to jak udajesz takiego dobrego gościa, takiego pana „pomogę i pocieszę”. Niezły z ciebie aktor, nie ma co!

– Skarbie, przestań. Lecę po odkurzacz. A ty ani drgnij. Jasne?

Trochę to potrwało, zanim wygrzebałem odkurzacz z graciarni, włożyłego w niego rurę i dobrałem odpowiednią końcówkę. Odkurzacz ważył tonę, pewnie worek był pełny po brzegi i przez moment myślałem, żeby go wymienić. Olałem to – lepiej ogarnę worki, jak już wciągnę całe szkło.

Nie było co zbierać z naszego związku

Wpadłem z powrotem do kuchni i zobaczyłem moją żonę we krwi. Rzucała mi wyzywające spojrzenia.

– Zobacz, co sobie przez ciebie zrobiłam.

– Uspokój się Aneta! Zostawiłem odkurzanie podbiegłem do niej, złapałem za zakrwawioną dłoń i wpakowałem ją pod strumień wody. Po chwili opatrywałem jej skaleczenie. Znam się na tym. A przynajmniej mam w tym wprawę. Karetka nie była potrzebna.

– Aneta, to emocjonalny szantaż z twojej strony. Takim postępowaniem nic nie wskóramy. Ani ty, ani ja. Po prostu nigdy.

– Moje ambicje już dawno poszły w niepamięć. Moja życie i tak dobiegło końca. To twoja wina.

– To jakiś nonsens, gadanie małego dziecka. Nie będę tego słuchać. Proszę, połóż się do łóżka, tylko uważaj na siebie i omijaj potłuczone szkło, na litość boską.

– Nie mów, że to głupoty. Czemu nie dociera do ciebie, jak bardzo się męczę, jak wielki ból odczuwam? Jestem cała poraniona, pokaleczona. Te odłamki szkła i tak nic gorszego mi już nie zrobią, nie muszę się ich obawiać.

– Ale powinnaś. Gdybyś złapała infekcję, to mogłoby cię to nawet zabić. Z drugiej strony masz szansę na życie, uwierz mi – życie pełne niespodzianek i możliwości.

– Tak, ty akurat sporo wiesz o tych „możliwościach” i „niespodziankach”.

– Daj spokój. Okej, masz rację. Ale zobacz, ty również masz podobne możliwości. Też możesz rozpocząć wszystko od nowa. Spotkać właściwą osobę, zakochać się, zburzyć stare zasady i zanurzyć się po uszy w nowym życiu.

To wszystko moja wina

Włożyła na siebie piżamę, umyła zęby, i jak grzeczna dziewczynka położyła się do łóżka. Nachyliłem się nad nią, zupełnie jakby była kimś, kogo leczę, albo wręcz malutką córką, której nigdy nie miałem.

– Uśniesz?

Sprawiała wrażenie zdrowej. Nawiasem mówiąc, wyglądała bardzo ślicznie i kusząco.

– Wiesz, chętnie się zdrzemnę. Może przyśni mi się coś przyjemnego? Jakieś fajne wspomnienie? No wiesz, takie nasze wspólne lato nad morzem, złocisty piach pod stopami, bezchmurne niebo nad głową i lazurowa tafla wody… I znów poczuję się szczęśliwa.

Zabrakło mi słów. W gardle urosła gula. Jak jej to wyjaśnić, że też żałuję? I to bardzo. Samemu zdarzają mi się podobne sny. W nich jesteśmy razem i czujemy się dobrze, spokojnie, bezpiecznie. Kochamy się. A później nastaje przebudzenie i dociera do mnie brutalna prawda, że to wszystko to już tylko przeszłość. Z mojego powodu, gdyż moje serce zabiło mocniej dla drugiej kobiety. Powodu, a nie przewinienia. W tej sytuacji nikt nie zawinił. Życie po prostu tak się potoczyło. Przynajmniej takie było moje zdanie.

Tamtego dnia siedziała w kawiarance, a na jej głowie spoczywał szkarłatny kapelusz. Nigdy przedtem nie widziałem jej w nakryciu głowy. Zawsze powtarzała: „Pięknie w kapeluszu, ale jeszcze piękniej bez niego". Te słowa utkwiły mi w pamięci. W jej garderobie piętrzyły się stosy wymyślnych kapeluszy, lecz na tym kończyła się ich przygoda. A jednak…

Rozmawiając przez komórkę, nie dostrzegła mojej obecności, co dało mi chwilę do namysłu. Mogłem zawrócić, udając nawet przed samym sobą, że jej nie spostrzegłem, i ruszyć w swoją stronę. Powinienem zmierzać do domu po pracy. Mimo to podszedłem do stolika i stanąłem w zasięgu jej wzroku. Zaskoczył mnie wyraz zmieszania na jej twarzy. Niesmak.

– Adam!

– Super, że wciąż kojarzysz jak mam na imię.

– No wiesz, ciężko by mi było zapomnieć.

Serce zabiło mi szybciej

Jej tęczówki już nie wydawały się aż tak ogromne, częściowo skryły się pod warstwą tłuszczu, której chyba w paru rejonach ciała przybyło. Sprawiała wrażenie krzepkiej i tryskającej zdrowiem. Wyglądała przy tym naprawdę cudnie. Aż trudno było od niej oderwać wzrok.

– Masz coś przeciwko, jeśli się dosiądę na moment?

– Tak, mam. Czekam tu na kogoś. No wiesz, na faceta.

– Spokojnie, nie mam zamiaru go pożreć.

– Mimo wszystko, wolałabym żebyś sobie poszedł.

– Anetko, strasznie mi głupio z tego powodu...

– Mi też, ale chyba nie mamy już o czym gadać.

– Serio? Bo ja uważam, że mamy, i to sporo.

– A ja bym chciała po prostu kontynuować proces wymazywania cię z pamięci. Jestem już całkiem blisko osiągnięcia celu, wiesz? To znaczy niedaleko do momentu, gdy całkiem o tobie zapomnę.

– Rozumiem.

– Mam gdzieś, że jest ci z tego powodu przykro.

Sytuacja patowa. Sterczałem tak, bo bałem się usiąść mimo jej dezaprobaty, a gadka i tak leciała dalej. Czułem się trochę jak uczniak, którego nauczycielka wezwała do tablicy, tyle że sam siebie w to wpakowałem. Przecież mogłem z nią w ogóle nie zagadywać. Na dodatek zdawałem sobie sprawę, że lada moment wbije tu jakiś koleś i zrobi się jeszcze bardziej fatalnie.

– Nie potrafiłem oderwać od niej wzroku – emanowała niezwykłą pewnością siebie i klasą w swoim kapeluszu i perfekcyjnie dobranej szkarłatnej pomadce. Dawniej nie używała szminki. Ostatnie cztery lata zmieniły ją nie do poznania.

– No to na co jeszcze czekasz? No idź już!

– Trzymaj się, Aneta.

– Na razie!

Miałem nieodpartą chęć, aby się gdzieś schować i podglądnąć gościa, na którego czekała. Ciekawiło mnie, jak się przywitają. Czy będzie to powitanie dobrych znajomych, czy zupełnie coś przeciwnego? Co się działo w życiu mojej eks żony od czasu, gdy ostatecznie się rozstaliśmy, pogrążeni w cierpieniu i rozpaczy? Do tej pory nie chciałem mieć o tym pojęcia. Tak bardzo miałem dość jej histerycznego zachowania, stanów depresyjnych, że kiedy w końcu definitywnie się od niej uwolniłem, wymazałem z pamięci sam fakt, że ta kobieta w ogóle istnieje. Wydaje się to niemożliwe? A jednak to możliwe.

Zrezygnowałem z tego pomysłu i ruszyłem przed siebie. Zerowa szansa na to, żeby ją wyśledzić i jednocześnie pozostać w ukryciu. No to kierunek: dom. Powinienem wyrzucić ją z głowy i przestać się nią przejmować. To był błąd, że w ogóle nawiązywałem z nią kontakt.

Żałowałem swojego postępowania

Jak zawsze wylegiwała się na sofie, a na podłodze walały się kieliszek i flaszka czerwonego wina. Kiedy przekroczyłem próg, zaledwie kiwnęła dłonią, otaczał ją kwaśny smród, chyba już sporo się napiła.

– Iwona, dałaś słowo.

– No dobra, dobra – wymamrotała – od kolejnego tygodnia.

– To już któryś z rzędu „kolejny tydzień”.

– Przekonasz się, że będzie ostatni.

Przede mną był widok, którego się nie spodziewałem – nabrzmiała buzia, rozczochrana czupryna i oczy, które zdawały się patrzeć w pustkę. Dawniej straciłem dla niej głowę. Porzuciłem swoją wspaniałą małżonkę. Zraniłem ją, doprowadziłem do załamania nerwowego.

– A może byśmy coś przekąsili na kolację?

– Przed chwilą jadłam.

– Co?

– Nic takiego, nie ma znaczenia.

Siedziała jak przyklejona do fotela, wpatrzona w ekran telewizora. Leciała następna część jakiegoś serialu.

– Słuchaj, fajnie by było zjeść razem posiłek, wiesz, tak jak normalne małżeństwo, jak rodzina. Ja też mam ochotę się czegoś napić. – chwyciłem za jej flaszkę. Popatrzyła na mnie nieprzyjaźnie.

– Jak chcesz pić, to powinieneś był sam sobie coś sprawić.

– Luz, Iwona, wystarczy mi taki malutki kieliszeczek.

Sam sobie nalałem. Powędrowałem do kuchni i zajrzałem do lodówki. Pusta, jak zawsze, pomijając kolejną butelczynę wina. W zlewie leżało parę zabrudzonych, zaschnięctych talerzy. Nagle wyobraziłem sobie Anetkę w jej szkarłatnym kapeluszu, z ustami precyzyjnie umalowanymi szminką, zmysłowymi i pełnymi jak u jakiejś młódki.

– Iwonka, mam tego powyżej uszu.

Nie mogłem na nią patrzeć

Opadłem na fotel. Bezmyślnie gapiłem się w telewizor tak samo jak ona, z tą różnicą, że ja widziałem tam swoją Anetę.

– Czego konkretnie masz dość?

– Takiej egzystencji przed telewizorem, jałowej i nużącej, twojego pijaństwa, z którym nie chcesz nic zrobić, a które niszczy to, co nas łączy. Przecież my ze sobą nawet nie gadamy.

– Nie jestem żadną alkoholiczką.

– Jesteś.

– Daj spokój, to tylko wino, nic wielkiego. Wyluzuj trochę. Myślisz, że jestem nudna? Sam nie jesteś lepszy. Sflaczały facet. Nie zwalaj na mnie całej winy za to, jak wygląda nasze życie. Ty też masz na to wpływ.

– Nie chcę cię obwiniać, po prostu... Mam dość, muszę coś w życiu pozmieniać.

– To zmieniaj, nie krępuj się. Rób co chcesz. Jej oczy były puste, twarz jak wykuta z lodu. Zupełnie nic do niej nie docierało, do tej ogarniczonej, bezmyślnej kobiety! Uniosłem do góry opróżniony kieliszek i cisnąłem nim o kamienne płytki. Rozbił się na milion kawałków.
– Zgrywasz histeryka – na jej ustach pojawił się pogardliwy grymas. Zero reakcji.

Przesiedziałem jeszcze chwilę, po czym powoli podniosłem się z miejsca i powlokłem się po odkurzacz. Jakiś ostry fragment szkła przebił mi kapeć, wbijając się w piętę. Niech dojdzie do serca – pomyślałem z rezygnacją.

Reklama

Adam, 37 lat

Reklama
Reklama
Reklama