Przed rozpoczęciem każdej pracy zanoszę modły, by dzisiaj do mnie nie zawitała… Niestety, moja rodzicielka nachodzi mnie niemal każdego dnia. Posiada dodatkowy komplet kluczy, więc wchodzi jak do siebie. Zdyszana, z cierpiętniczą miną, już od samego wejścia zaczyna swój monolog:

– Chyba nadchodzi wylew, bo łeb jeszcze nigdy mi tak nie pękał z bólu! Co tu tak okropnie zalatuje? Czosnek? Nie cierpię go… I po co znowu nakupiłaś tego spleśniałego sera? Na sam jego widok mnie aż skręca!

Powinnam zatrzasnąć drzwi przed jej nosem, pójść do ślusarza po nowe zamki albo chociaż raz urządzić jej karczemną awanturę, żeby słychać było na całą kamienicę.

Nie rozumiem, czemu jeszcze ją toleruję...

– Ale po kiego grzyba ty się w ogóle za to zabierasz? – zrzędzi. – Przecież to zupełnie nie w twoim stylu! Tu potrzeba wprawnych dłoni, a ty od zawsze byłaś niezdarna jak słoń w składzie porcelany... Zepsujesz, uszkodzisz i tyle z tego będzie, że nada się to co najwyżej do kosza! Ile razy ci powtarzałam: nie fikaj koziołków, bo nogi połamiesz!

Sądziłam, że darzę ją uczuciem, ale czy da się naprawdę obdarzyć miłością kogoś tylko dlatego, że nosił nas pod sercem, a następnie wydał na ten świat w "potwornych męczarniach"? Tak to ujmowała; bezustannie akcentowała, ile się nacierpiała, jak silny ból znosiła, jak jej ciało uległo zniekształceniu, że później "twój tatuś nie zaznał już żadnej frajdy"!

Z tego by wynikało, że ja również ponoszę winę za jej niezbyt udane życie erotyczne! Mam już trzydziestkę na karku, a swojej mamy boję się jak dzieciak. Gdy tylko przybiera ten charakterystyczny wyraz twarzy, z oczami wzniesionymi ku sufitowi i ustami ściągniętymi w podkówkę, momentalnie sztywnieję ze strachu! Nie potrafię tego wytłumaczyć, po prostu tak reaguję od zawsze. Odkąd sięgam pamięcią, to ona niepodzielnie panowała w naszych domowych pieleszach.

Nie istnieje większa tyranka od niej

Absurdalny przykład: idzie do sklepu i wybiera dwa kubki do parzenia herbaty. Jeden jest uroczy, ozdobiony niezapominajkami, a drugi niepozorny, w czarno-białą kratkę.

– Ten będzie twój – oświadcza, podsuwając mi ten w kratkę, mimo że moje oczy aż błyszczą na widok tych ślicznych, błękitnych kwiatków. Niech tylko spróbuję ją zignorować i podmienić kubki w kredensie!

– Przecież ci powiedziałam! – wpada w gniew. – Jak ja coś zadecyduję, to tak ma być! Łapiesz? Ten ciemny idealnie pasuje do twojej mocnej herbaty. I tak zaraz zrobi się brązowy w środku i nic tego nie domyje.

Tłukę tę moją paskudną kratkę.

Zrobiłaś to specjalnie! – syczy przez zęby. – Masz taki zdradliwy charakter, zupełnie jak twój ojciec.

Po paru dobach z dumą prezentuje mi przed sobą dokładnie taką samą paskudę.

– Objechałam wszystkie sklepy i w końcu udało mi się go znaleźć – komunikuje mi z satysfakcją. – Warto było, choćby dla twojego wyrazu twarzy. Używaj tego kubasa i przekonaj się, że ze mną nie dasz rady nigdy zwyciężyć!

Współczuję jej, bo jest osamotniona. Nie ma przyjaciółek, gdyż wszystkie odstraszyła ciągłym popisywaniem się wiedzą w każdej dziedzinie. Nawet gdy czasem przysiądzie na ławce pod drzewem kasztanowca na naszym osiedlowym skwerze, żadna osoba do niej nie dołącza.

Listonosz, który zwykle przynosi nam listy, stwierdził:

– Pani Magdo, proszę złożyć na mnie skargę jeśli pani chce, ale ja już nie zaniosę żadnego poleconego na piętro. Jedynie zostawię awizo w skrzynce...

– Ale z jakiego powodu? – zapytałam, chociaż doskonale wiedziałam, co mi odpowie.

– Pani mama wyprowadza mnie z równowagi! – wyznał otwarcie. – Za każdym razem wychodzę od was roztrzęsiony, bo ciągle się mnie o coś czepia! Proszę wybaczyć, ale jak pani daje radę to znosić?

Związki z mężczyznami to dla mnie pasmo porażek

Według słów mojej mamy, jedyne co interesuje tych gości, to zaciągnięcie mnie do sypialni.

– Zrobi ci fotki, a potem będzie cię szantażował! W TV ostrzegali, żeby na to uważać, bo teraz to popularne numery. A jak zajdziesz w ciążę to co? Jak urodzisz chore dziecko, kto ci pomoże? Przecież ja nie będę żyła wiecznie!

Wciąż czuję się nieswojo, jeśli chodzi o seks. Przerażenie ogarnia mnie na myśl o fizycznej bliskości z facetem. Zdaję sobie sprawę, że gadanie mamy to kompletne bzdety, ale od wielu lat mi to powtarza, więc mimowolnie przesiąkłam tymi lękami. Ubieram się tak, by nie przyciągać spojrzeń, nie rzucać się w oczy.

Ale jak bardzo chciałabym chociaż ten jeden, jedyny raz poczuć się modnie i seksownie! Marzę o tym, śni mi się po nocach, że idę po wybiegu na pokazie mody. W tych snach poruszam się z gracją, kręcę biodrami, a wszyscy wlepiają we mnie wzrok i są zachwyceni. Gdyby tylko moja mama wiedziała, co mi się marzy, gadałaby o tym przez okrągły rok!

To naprawdę niesamowite, że mam swój własny kąt! Szczerze mówiąc, tylko dzięki chytrości mojej mamy udało się to osiągnąć. Moja ciocia, siostra mojego taty, odeszła z tego świata, a po niej został malutki pokoik z aneksem kuchennym. Może i ciasny i nie za wygodny, ale za to mój!

Mama doglądała samotnej ciotki i wymusiła na niej przepisanie mieszkania. W rodzinie były z tego powodu niezłe jazdy, więc mama kazała mi się tam od razu wprowadzić. Stwierdziła, że jak już tam będę, to nikt mnie stamtąd nie wykopie. Powiedziała mi tak:

"Chciałam to wynająć, ale zaraz zaczną trąbić, że mi to niepotrzebne i że są jeszcze inni do spadku. Jeszcze się do sądu wybiorą, a nie mam ochoty na takie przepychanki. No to pilnuj tam wszystkiego i nie daj sobie w kaszę dmuchać!".

Teoretycznie mam własne mieszkanie, ale w praktyce nie jestem w nim sama, bo ciągle kręci się po nim moja matka. Wszystko przestawia według własnego uznania, grzebie w moich rzeczach i urządza po swojemu, nie pytając mnie o zdanie. Bez przerwy mnie kontroluje. Niedawno wpadłam na kumpelę ze szkoły średniej. Opowiadała, że pracuje w innym kraju, jest happy, zbiera hajs i myśli, żeby za kilka lat odpalić jakiś biznes w Polsce. Pozazdrościłam jej i jakoś tak wyszło, że wygadałam się przed nią z moich problemów z matką.

– Słuchaj, wpadłam na rewelacyjny pomysł! – zawołała podekscytowana. – Jedźmy razem! Pomogę ci znaleźć fuchę... No i będziesz miała gdzie mieszkać, akurat rozglądam się za kimś do wspólnego lokum. To idealna opcja!

Angielski znam – może nie perfekcyjnie, ale da się dogadać; roboty się nie przestraszę, przy starej nabrałam takiego doświadczenia, że z każdym sobie poradzę. Nie wahałam się zbyt długo. W robocie złożyłam wypowiedzenie. I tak szykowali zwolnienia, więc nikt za mną nie będzie tęsknił. Kilka tygodni do wyjazdu zamierzałam poświęcić na doszlifowanie języka i przygotowania. Starej ani mru-mru. Wolałam uniknąć dramy i focha. Zdecydowałam, że będę nieugięta i poinformuję ją dopiero dzień przed wyjazdem. Wtedy nie zdąży się rozkleić. I nie będzie w stanie mnie zatrzymać...

Trudno mi stwierdzić, czy coś przeczuwała, czy w jakiś sposób dowiedziała się o moich zamiarach, ale z dnia na dzień zaczęła się zachowywać inaczej. Przyglądała mi się z uwagą, jednak bez słowa komentarza. Przycichła, sprawiała wrażenie nieobecnej duchem... W tamtym okresie miałam mnóstwo na głowie. Ucieszyłam się, że nie muszę bez przerwy z nią dyskutować, że wygląda na pogodzoną z rzeczywistością...

Mieszkanie posprzątałam jakby zbliżały się jakieś ważne święta

Zdecydowałam, że poproszę ją o poszukanie lokatora. Zawsze zarobi parę złotych ekstra, na pewno będzie z tego zadowolona! Tydzień przed moim wyjazdem niespodziewanie zadzwoniła sąsiadka mamy.

– Pani Madziu – odezwała się dziwnym tonem. – Musi pani natychmiast przyjechać... Z mamą dzieje się coś nietypowego.

– Co ma pani na myśli, mówiąc: "nietypowego"? O co chodzi?

– Jest potwornie zimno, a ona wyszła w letnim kapeluszu i ciemnych okularach. Zupełnie jakby szła na plażę!

– Dokąd poszła?

– Usiadła na ławce. Leje jak z cebra, a ona nakłada sobie krem, jakby chciała się opalać.

– Już ruszam. Proszę ją stamtąd zabrać. Jeszcze się rozchoruje – wykrzyknęłam.

– Starałam się, ale twierdzi, że jest jej gorąco. Nie słucha mnie. Zna pani jej upór!

Poczułam, jak wzbiera we mnie złość. Najwyraźniej moja rodzicielka obmyśliła plan, jak mnie tu zatrzymać. Skąd, u licha, ona się o tym wszystkim dowiedziała? Z oddali rzucił mi się w oczy zgromadzony tłumek… Kobiety z sąsiedztwa trzymały w dłoniach koce, chustki i szaliki, usiłując przykryć moją matkę, która w samym staniku rozsiadła się jak gdyby nigdy nic na lekko oprószonym śniegiem trawniku.

Nigdy wcześniej na nią nie krzyczałam, ale teraz nie wytrzymałam

– Co ty odwalasz?! – wydarłam się na cały głos. – Koniec z tymi wygłupami! Wracaj natychmiast do środka! I tak mam zamiar się wynieść, choćbyś nie wiem jak odchodziła od zmysłów!

Stała tam bez żadnej reakcji, zupełnie jakby nic do niej nie docierało. Jej wzrok był pusty i nieobecny. Sprawiała wrażenie jakby przebywała gdzieś indziej, w innej rzeczywistości.

Od razu wiedziałam, że mnie nie rozpoznaje

Po chwili na miejsce dojechała karetka, którą wcześniej wezwali zaniepokojeni sąsiedzi. Młody medyk szybko podjął decyzję o zabraniu matki do szpitala. Popędziłam na piętro, żeby zobaczyć, co się dzieje w środku i czy drzwi są zamknięte. Okazało się, że nie. To, co tam zastałam, wprawiło mnie w totalny szok! Nie odwiedzałam mamy od dwóch tygodni. Wszystkie rzeczy, które dało się spakować, znajdowały się w kartonach i torbach podróżnych.

Nagie mury przerażały pozostałościami po wieszakach i jasnymi plamami odbitymi na ścianach. Komody opustoszałe, odsłonięte materace na posłaniach, otwarte na oścież szafki, a obuwie w foliowych torbach porozrzucane nieporządnie na podłodze. Nasze dywany przepadły jak kamień w wodę. Nie miałam zielonego pojęcia, co mogła z nimi zrobić.

W toalecie dostrzegłam stłuczone lusterko nad zlewem. Tak, było roztrzaskane, zupełnie jakby umyślnie rąbnęła w nie jakimś ciężarem. Proszek do prania zmieszany z mydlaną pianką zalegał na dnie wanny… Wszystko wokół wręcz krzyczało obrazem rozpaczy i ubóstwa!

Wybuchnęłam płaczem

Zdałam sobie sprawę, że moja mama, która zawsze dbała o porządek, latała z mopem, nie znosiła nieładu i toczyła walkę z kurzem, w żadnym wypadku nie zostawiłaby takiego burdelu, gdyby... gdyby czuła się dobrze! Dotarło do mnie, że gdy ostatnio mnie odwiedziła, jej koszulka miała ogromną plamę, a na rajstopach widniało oczko. Zdecydowałam się nie komentować tego faktu, mimo że byłam świadoma, że moja rodzicielka nigdy nie pokazałaby się innym w takim wydaniu.

Czemu nie zareagowałam? Przecież widziałam, że coś jest nie tak. Opuchnięta, nabrzmiała, z niezdrową cerą, ewidentnie kiepsko się czuła. To było oczywiste... Ale nie chciałam tego dostrzec! Miałam tego powyżej uszu. Przede mną otwierały się wrota do nowej rzeczywistości, a ona próbowała mnie z powrotem wciągnąć w swoją. Zdecydowałam się więc udawać, że nic nie widzę i nie słyszę. Ignorowałam to, co mówiła...

Przebywała na oddziale neurologicznym. Poddano ją licznym, czasochłonnym i zaawansowanym procedurom diagnostycznym. Personel medyczny dopytywał mnie, czy zauważyłam jakiekolwiek niepokojące zmiany w jej relacjach z otoczeniem i sposobie bycia.

– Nigdy nie należała do osób łatwych w komunikacji. – tak im to przedstawiłam.

– Proszę zrozumieć, że takie sygnały mogą zwiastować początkowe stadium schorzenia. Właśnie od tego się zaczyna…

Dowiedziałam się, że moja mama zmaga się z rzadkim schorzeniem neurologicznym. Ta choroba wymaga stałej opieki nad pacjentem i może ciągnąć się latami...

Podjęłam decyzję

– Oddaj ją do jakiegoś dobrego domu spokojnej starości – zasugerowała przyjaciółka, z którą planowałam wyjazd za granicę. – Nie zmarnuj sobie życia!

– I mam ją tak po prostu porzucić? – odpowiedziałam z niedowierzaniem.

– Porzucić? Skąd ten pomysł? – żachnęła się koleżanka. – Będziesz ją odwiedzać. Ewentualnie znajdź jakąś zaufaną opiekunkę, która z nią zamieszka.

– Nie dałabym rady żyć ze świadomością, że ją zostawiłam...

– To rób jak uważasz -– wzruszyła ramionami. – Ale wiedz, że czekają cię naprawdę ciężkie chwile.

Podjęłam decyzję. Zamierzam wynająć swoje lokum. Poszukam nowego zajęcia. Wprowadzę się do matki, żeby otoczyć ją opieką. Tyle tylko, że gdy tak układam scenariusz naszej przyszłości, coś we mnie się buntuje i szlocha. Zupełnie jakby ktoś zaciskał mi pętlę na gardle... Ciężko mi złapać powietrze.