Wpadłam w panikę bez powodu. Teraz moje przeżycia brzmią dość zabawnie. Ba. Sama się z nich śmieje, ale gwarantuję – w tamtej chwili nie było mi do śmiechu. Pierwszy weekend w nowym domu miałam spędzić sama. Planowałam się zrelaksować i poczytać. Tymczasem przeżyłam horror.

Miałam mnóstwo pracy

"Małe, ale moje" – tak sobie powtarzam za każdym razem, gdy potykam się o dziecięce buty w moim ciasnym przedpokoju. Nasz dom, który wykończyliśmy dwa lata temu, ma zaledwie 80 metrów kwadratowych i na tle okolicznych domów, prezentuje się jak domek dla lalek. Ale my – ja, syn, córka i mąż – i tak go uwielbiamy. W końcu nikt nam nie stuka nad głową, samochody nie smrodzą pod naszymi oknami, a domek otacza ogródek. Dalej rozpościera się piękny, gęsty sosnowy las. Czujemy się tu dobrze, mimo że do miasta jest kawałek, najbliższy sklep jest w sąsiedniej wsi, a dzieci trzeba odwozić samochodem do przedszkola.

Nasz mały dom jest dla mnie miejscem szczególnym, aczkolwiek nigdy nie miałam okazji spędzić w nim nocy sama. Aż nadszedł ten moment. Adelka i Wituś również mieli doświadczyć czegoś nowego – pierwszej nocy z ojcem bez matki. Planowali spędzić weekend u moich rodziców, którzy mieszkają w miasteczku oddalonym o 50 kilometrów od naszego domu. Wieczorem, po kolacji, spakowaliśmy bagaże do samochodu, przypięliśmy dzieci do fotelików i daliśmy sobie pożegnalnego całusa. Potem odjechali, a dzieci entuzjastycznie machały do mnie przez okna samochodu.

Musiałam zrezygnować z tego wyjazdu, ponieważ musiałam uporządkować mnóstwo faktur. Pierwsze miesiące roku to zawsze okres intensywnej pracy w mojej firmie. Ostatnimi czasy każdy weekend spędzałam przed ekranem komputera. Na dodatek, ku mojemu zdziwieniu, nie dostałam nawet grosza, za prace w nadgodzinach. Gdy auto mojego męża zniknęło za zakrętem, zamknęłam bramę i wróciłam do domu. Bezmyślnie odłożyłam buty dzieci do szafki, zamknęłam oba zamki w drzwiach i odetchnęłam z ulgą. Wreszcie! Sama! Mój dom tylko dla mnie! I to na dwa całe dni!

Pomyślałam, że się zrelaksuję

Zdecydowałam, że jak tylko skończę pracę, włączę jakiś romantyczny film i zorganizuję domowy dzień spa. Przed rozpoczęciem pracy przy komputerze, nieco otworzyłam okno w sypialni, aby przewietrzyć pomieszczenie.

Przejrzałam dokumenty i zaczęłam pracować. Gdy w domu panowała taka cisza i spokój, praca przebiegała sprawnie i szybko. Kiedy zakończyłam, zadzwoniłam do mojego męża.

– Co u Was? Wszystko w porządku?

– Tak, dotarliśmy bez żadnych problemów. Nie przejmuj się niczym, wykorzystaj ten wolny czas i odpocznij – odpowiedział.

Że jestem tu całkowicie sama, zrozumiałam dopiero po tym, jak zakończyłam rozmowę i wyłączyłam komputer. Moja wyobraźnia zaczęła intensywnie pracować i przywodzić mi na myśl scenariusze jak z horroru. Co gorsza, zaczął wiać silny wiatr, a drzwi do sypialni niespodziewanie się zatrzasnęły.

Gdy byłam zajęta pracą, nie zwracałam uwagi na to, co dzieje się dookoła. Teraz, przyglądałam się bacznie otoczeniu. Zdecydowałam, że za chwilę włączę jakiś film, kiedy nagle do moich uszu dobiegły dziwne dźwięki z sypialni. "Och, zapomniałam zamknąć okno!" – uświadomiłam sobie. Prawdopodobnie wiatr coś przewrócił.

Weszłam do pomieszczenia i włączyłam światło. Na początku nie zauważyłam nic niepokojącego. Podeszłam więc do okna, aby je zamknąć, i wtedy w kącie, przy suficie, dostrzegłam czarne "coś". Krzyknęłam przerażona, odskakując od okna. Co to, na Boga?! Bałam się tam ponownie spojrzeć, ale przecież musiałam się upewnić, czy to aby nie halucynacje.

Podeszłam bliżej i teraz byłam pewna, że to jakieś stworzenie. Nie pająk ani owad. Było znacznie większe. Jak ptak. Zwierzę nagle rozłożyło skrzydła i zaczęło się szamotać się z firanką.

– To nietoperz! – krzyknęłam.

O rany, skąd tutaj nietoperz w środku zimy?! Czy one nie śpią o tej porze? Skąd mam wiedzieć… Uciekłam z sypialni i zamknęłam drzwi. Byłam jednak świadoma, że to jest tylko chwilowe rozwiązanie i muszę coś z tym zrobić. Wiedziałam, że nie mogę go po prostu zabić. To nie mucha na boga! Musiałam jakoś przegonić tego potwora, ale nie miałam pojęcia jak.

Nie miałam pojęcia, jak się go pozbyć

Nie chciałam wracać do pokoju, ale to była w końcu moja sypialnia. Musiałam coś zrobić, chyba że planowałam spać na niewielkiej kanapie u dzieci. Przeczesałam dom w poszukiwaniu jakiegoś narzędzia i ostatecznie zdecydowałam się na miotłę. Doszłam do wniosku, że jakoś naprowadzę nietoperza na uchylone okno i sam wyfrunie.

Uzbrojona, weszłam do sypialni i powoli zbliżałam się do intruza. Nogi mi się trzęsły, dłonie były mokre. Od zawsze miałam awersję do takich małych, ruchliwych istot. Fuj! Zatrzymałam się tuż obok nietoperza, który przyczepił się do firanki, kiedy nagle rozległ się przeraźliwy pisk. Potem ja krzyknęłam i natychmiast uciekłam na korytarz, zamykając za sobą drzwi.

– O mój Boże, co to było? – odetchnęłam przerażona i oparłam się o ścianę.

To było straszne. Od dawna się tak nie bałam. Wiedziałam, że to tylko malutkie stworzenie, które z pewnością jest o wiele bardziej przestraszone ode mnie, ale to absolutnie nie poprawiało mi humoru. Wiedziałam, że muszę się go pozbyć. Ale na poważnie zastanawiałam się nad tym, czy po prostu nie przenieść się na sofę w salonie, czy do pokoju dzieci. Byleby tylko uciec od tego potwora. W końcu jednak zdecydowałam, że nie dam się zastraszyć.

Udało mi się wejść do sypialni. Otworzyłam szeroko okno i lekko poruszyłam zasłoną. Zwierzę znów zaczęło dawać oznaki niepokoju, ale tym razem już się tak nie bałam. Próbowałam, przy pomocy miotły, skierować go w stronę okna. Minęła godzina, zanim udało mi się w końcu wyprowadzić nietoperza na zewnątrz. Kiedy poleciał, szybko zamknęłam okno i usiadłam na łóżku, starając się uspokoić i wyrównać oddech.

– Do widzenia, Gacku. Nie wracaj więcej – powiedziałam, drżącym głosem.

Nie potrzebuje takich gości

Nie mogłam uwierzyć, że to się naprawdę stało! Stoczyłam samotną walkę z nietoperzem. Możliwe, że dla osoby patrzącej z boku mogło to wyglądać śmiesznie. Przecież to nie było agresywne, dzikie zwierzę! Ale nie życzyłabym nikomu, takiej przygody. Chciałam zadzwonić do męża i opowiedzieć mu o całym zdarzeniu, jednak byłam zbyt zmęczona i ostatecznie doszłam do wniosku, że to nie ma sensu. Poszłam umyć zęby i przebrać się w piżamę, lecz zanim dotarłam do sypialni, zaczęłam się zastanawiać, czy to był jedyny nietoperz, który dostał się do naszego domu.

Co by było, gdyby były dwa?! Zdawałam sobie sprawę, że to tylko szatański szept mojej przerażonej wyobraźni. Na pewno był tylko jeden. Mimo to nie mogłam się uwolnić od tej złych myśli. Weszłam do sypialni i dokładnie sprawdziłam pomieszczenie. Na szczęście było puste.

Leżałam w łóżku z zamkniętymi oczami, a wiatr, który poruszał gałęzie drzew, to raz słabł, raz znowu zyskiwał na sile. Ciągle trapiła mnie ta sama niepokojąca myśl – że jakiś zwierz jest ukryty w pokoju i tylko czeka na okazję, aby zaplątać się w moje włosy. Adrenalina nieustannie pulsowała w moich żyłach. Nie mogłam zasnąć. Przez całą noc nie mogłam znaleźć dla siebie miejsca, przekręcając się z jednego boku na drugi. Udało mi się zasnąć, dopiero gdy zaczynało świtać.

Telefon wyrwał mnie z drzemki. Nie do końca przytomna, podniosłam słuchawkę.

– Hej, kochanie, jak ci minęła noc bez nas? Zaraz zabieramy maluchy na sanki... A ty jak się masz? Zdołałaś trochę odpocząć?

– Cóż... nie określiłabym tego w ten sposób, ale tak ogólnie rzecz biorąc... Poradziłam sobie.