Brakowało mi mężczyzny przy boku

Siedziałam przed telewizorem i przerzucałam kanały. Na którymś programie rozmawiali o walentynkach. Czy to święto ma sens, a w ogóle to czy jest potrzeba adaptować obce święta na nasz grunt, to tylko komercja, ble-ble. Zniechęcona, wyłączyłam telewizor. Bo ja lubię walentynki. Chociaż sama nigdy z tej okazji nic nie dostałam! Ale ile ja bym dała za romantycznego kochanka! Sama jestem romantyczką. Niepoprawną i nieuleczalną.

– Córeczko, wszystkie twoje koleżanki za mąż powychodziły, dzieci mają, a ty co? – biadoli moja mama. – Ten ci nie odpowiada, ten za stary, tego nie kochasz. Czekasz na księcia na białym koniu, a takich przecież nie ma. Starą panną zostaniesz, i tyle będziesz miała z tych swoich romantycznych mrzonek. 

A czy to moja wina, że nikogo nie mam? Chcę wyjść za mąż z miłości – czy to takie wygórowane wymagania? Nie polecę na pierwszego lepszego tylko z tego powodu, że mam 25 lat. Aż 25 lat – jak powtarza mama. Tam, w małym miasteczku, skąd pochodzę, to faktycznie staropanieństwo. Tu, w mieście, dokąd przyjechałam szukać pracy, na szczęście nikt nie patrzy z tego powodu na mnie jak na raroga. Choć marne to dla mnie pocieszenie. 
Bo ja za tą miłością, za facetem, za kochaniem strasznie tęsknię!

Wstyd przyznać, ale ja się nawet modliłam, żebym wreszcie kogoś poznała. Kupiłam też sobie książkę „Magia miłości” i odprawiałam w domu czary. No wiecie, Panu Bogu świeczkę i diabłu ogarek. Z tego wszystkiego to nawet poszłam do wróżki. Najpierw mi powiedziała, co było, potem co będzie. A gdy zapytałam o miłość…

– Pragniesz ukochanego z całego serca i on się niebawem pojawi – powiedziała po chwili milczenia. – Ale dziwny to będzie kochanek. Nie wiem, czy dobry, czy zły dla ciebie. Karty dwojako mówią. Strzeż się jednak i bądź czujna. Nie daj się sercu ponieść, zachowaj rozsądek.

Kiedy od niej wychodziłam, spojrzała na mnie z troską w oczach i powtórzyła:

– Uważaj dziecko na siebie. Serce jest czyste, ale łatwo je omamić. Uważaj.

„Co mnie podkusiło, żeby do jakiejś wróżki chodzić? – utyskiwałam w myślach. – Ładna mi przepowiednia, ładna przyszłość. I niby jak ja mam rozpoznać tego kochanka? I między czym wybierać? Wyszłam głupsza, niż przyszłam!”. 

Przeczuwałam, że coś się wydarzy

Czas mijał, a ja ciągle nie mogłam nikogo poznać. A taką miałam nadzieję, że tegoroczne walentynki będą inne! Wyobrażałam sobie kolację we dwoje. Wszędzie rozstawione świece, romantyczna muzyka, on zapatrzony we mnie wręcza mi kwiaty. Na stole czerwone wino i afrodyzjaki – sałatka z kraba i awokado, truskawki ze śmietaną. Wyobrażając sobie tę scenerię, tak nabrałam apetytu na te przysmaki, że wracając z pracy, kupiłam sobie paczkę mrożonych truskawek i kraba. A kiedy przytargałam zakupy do domu, popukałam się w głowę. 

No i po co mi to? Kupa kasy i jeszcze więcej kalorii! Ale właściwe… Co tam! Walentynki są, trzeba je uczcić. Wyszykowałam się jak na spotkanie z prawdziwym księciem. Porozstawiałam świeczki, włączyłam płytę Edith Piaf i przygotowałam kolację. Nawet wino otworzyłam. Było dokładnie jak w moich marzeniach, tylko jednego elementu brakowało. Tego najważniejszego, niestety…

Postanowiłam się jednak nie martwić. Może właśnie, świętując samotnie, ale radośnie, odczaruję tego pecha, może wreszcie kogoś poznam, wreszcie się zakocham? Z takim postanowieniem, czy może nadzieją, siadłam do kolacji. Nalałam sobie wina… Nagle ktoś zadzwonił do drzwi. O tej porze? W walentynki? 

– Pewnie jakiś akwizytor albo żebrak – mruknęłam pod nosem i postanowiłam go zignorować, ale gość był uparty. 

Po trzecim dzwonku poszłam do drzwi. Wyjrzałam przez wizjer i zobaczyłam wielki bukiet róż. Na tyle mnie to pozbawiło rozumu, że otworzyłam drzwi.

– Pani Milena J.? – zza bukietu usłyszałam głęboki, męski głos.

– Taaak – wydukałam.

– To dla pani.

Uśmiechnęłam się jak jakaś idiotka, ale nie miałam siły, by podnieść rękę po bukiet. Facet opuścił go więc nieco i zobaczyłam zjawisko. Gdybym sobie wyśniła, jak ten mój książę z bajki ma wyglądać, to byłby dokładnie taki. 

– Przyjmie pani kwiaty? – zapytał, uśmiechając się zniewalająco. – I w zamian zaprosi mnie do środka?

– A… Ale ja nie wiem – odblokowało mnie trochę, chociaż kwestię wygłosiłam niezbyt mądrą.

– To dla mnie? Od kogo?

– Ode mnie – widocznie facet za punkt honoru przyjął zadziwić mnie do granic możliwości. – Taka skromna walentynka.

– Jak to od pana? Przecież ja pana nie znam, pan mnie też nie.

– Znam. To znaczy, chciałbym poznać, bo na razie tylko panią widuję. Codziennie, na przystanku, rano.

– A skąd pan zna mój adres? – widocznie rozum mi nie wyciekł ze zdumienia, zaczynałam wracać do siebie.

– Przez przypadek. Raz zobaczyłem panią wieczorem, pewnie wracała pani z pracy… To jak, wpuści mnie pani?

To było czyste szaleństwo

Wpuściłam. Nie wiem, co mi odbiło, gdzie podziałam instynkt samozachowawczy, ale wpuściłam go!

– Widzę, że wszystko przygotowane – powiedział, wchodząc do pokoju, a ja poczułam, że robię się czerwona jak burak. – Brakuje tylko kwiatów. No i drugiego nakrycia. To przecież walentynki, prawda?

Doszłam do wniosku, że śnię, bo to przecież nie może być prawda. A w takim razie – nie mam się co przejmować! Ochłonęłam, wyjęłam z jego rąk bukiet, wstawiłam do wazonu, z kuchni przyniosłam drugie nakrycie.

– Jestem Maurycy – powiedział. – I proponuję, żebyśmy przeszli na ty, będzie łatwiej.

– Milena – powiedziałam odruchowo, chociaż przecież on znał już moje imię. – A skąd wiesz, jak się nazywam?

– Znalazłem cię na liście lokatorów – wyjaśnił. – Wiem, że to wszystko dziwne, ale czuję, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Dlatego zaryzykowałem i przyszedłem.

Sen trwał. Siedziałam z Maurycym przy stole, a on patrzył we mnie jak w najpiękniejsze zjawisko na świecie. Nic nie jadł, wina nawet nie spróbował. Wypytywał mnie o wszystko, o sobie mówił niewiele. Potem tańczyliśmy, a ja poddawałam się muzyce, myśląc, że wcale nie chcę się jeszcze obudzić.

– Jesteś naprawdę piękna – szeptał mi do ucha, tuląc w ramionach. – Wiem, że będzie nam wspaniale. Będziemy już zawsze razem, na wieki, nigdy się nie rozstaniemy.

– Tego nie możesz wiedzieć – odsunęłam się od niego, czując gdzieś w sercu nagły chłód. – Nie znasz mnie. Rozumiem, że uległeś fascynacji, ale to trochę za mało, żeby myśleć o wspólnej przyszłości – powiedziałam, sama dziwiąc się swoim słowom; to naprawdę mówię ja, romantyczka?

– Przecież mnie sobie wymarzyłaś – Maurycy przygarnął mnie mocniej do siebie. – Miałem być jak książę z bajki, miałem cię kochać do szaleństwa…

– Skąd wiesz? – odskoczyłam od niego jak oparzona. – Pewnie któraś z moich koleżanek wpadła na pomysł, żeby mi zrobić dowcip. Wynajęły cię, tak? Ciekawe, którą mam potem ochrzanić! 

– Ty sama mnie tu ściągnęłaś – Maurycy nadal trzymał mnie za ręce. – Czyż nie chciałaś przeżyć najpiękniejszej miłości na świecie? Twój wybranek miał być czuły i romantyczny, więc jestem. Wystarczy, że powiesz słowo, a będziemy ze sobą na zawsze.

– Jakie słowo? – wydusiłam z siebie. 

Zaczęłam się bać, wpadłam w panikę. Miałam nadzieję, że to faktycznie sen. 

– Skąd ty to wiesz? Skąd się tu wziąłeś?

– Wymyśliłaś mnie – uśmiechnął się. – Wyprosiłaś, wyczarowałaś, więc jestem.

W pokoju zrobiło się nagle zimno, w gardle zaczęła rosnąć mi gula. Matko Boska, co ja zrobiłam, kogo wpuściłam? To pewnie jakiś wariat, szaleniec, zaraz mnie zamorduje!

– Nie bój się mnie – powiedział, jakby czytał w moich myślach. – Przyznaję, że jestem trochę… Cóż, nie z tego świata – roześmiał się, ale tym razem nie był to miły śmiech. – Jeżeli chcesz, to cię dziś ze sobą zabiorę. Do świata twoich marzeń… 

– Wyjdź! – rozkazałam, nie dając mu skończyć. – Proszę cię, wyjdź – odsunęłam się od niego, stanęłam za stołem. 

Na białym obrusie srebrzyły się sztućce. W desperacji chwyciłam nóż. 

– Proszę, wyjdź, albo wezwę pomoc.

Nie wiem, dokąd chciał mnie zabrać

– Jesteś przerażona, a przecież ja przyszedłem, żeby spełnić twoje prośby – szeptał i patrzył na mnie jakoś tak intensywnie. 

Zatapiałam się w jego czarnych oczach, czułam, że zaraz stracę kontrolę nad sobą. Ostatkiem sił oderwałam od niego wzrok. Pobiegłam do drzwi, otworzyłam je na oścież i odwróciłam się, żeby go wyprosić. Maurycy stał tuż za mną.

– Przecież chcesz miłości najbardziej na świecie, prawda, kochanie? – zbliżył do mnie swoją twarz, a ja poczułam chłód i mdlący zapach kwiatów. – Mogę ci to dać. I to najprawdziwszą miłość, na wieki. W moim świecie liczą się tylko uczucia. Tam nie ma materii, nie ma pieniędzy ani tych głupot – mówił, a mnie znowu sparaliżowało. 

Z trudem szarpnęłam się do tyłu, zrobiłam krok i potknęłam o próg. Pamiętam tylko uciekający obraz ścian i nic więcej. Kiedy się ocknęłam, pochylał się nade mną sąsiad. W moim wieku, ale właściwie go nie znałam.

– Proszę się nie ruszać, wezwałem pogotowie, zaraz powinno przyjechać – mówił, patrząc na mnie z troską. – Mam nadzieję, że to tylko chwilowa utrata świadomości, nic poważnego, ale na wszelki wypadek proszę nie wstawać.

Obróciłam głowę w stronę swojego mieszkania. W pokoju nadal paliły się świece, na stole stał bukiet.  A więc to nie był sen! Spojrzałam przerażona na swojego sąsiada.

– Niech się pani nie martwi, ja tu pogaszę wszystko – błędnie zinterpretował moje przerażenie. – Proszę po prostu spokojnie poczekać na karetkę.

Zabrali mnie do szpitala na badania, na szczęście faktycznie nic mi nie było. Następnego dnia wróciłam do domu i zapukałam do sąsiada, bo przecież to on miał moje klucze.

– Już pani wróciła – ucieszył się. – To znaczy, że wszystko w porządku? Ja tam trochę posprzątałem, ale nie chowałem naczyń, bo nie chciałem grzebać pani w szafkach. Tylko bukiet musiałem wyrzucić. Strasznie śmierdział, jakby gniły te kwiaty czy co? Może kupię pani nowe?

Przyjrzałam mu się uważnie. Z lekką nadwagą, niewysoki, za to z bujną czupryną. Nigdy nie zwracałam na niego uwagi, tymczasem z bliska wyglądał… No, całkiem, całkiem. I miał niesamowite szare oczy.

– Nie musi mi pan kupować kwiatów – powiedziałam. – Ale zapraszam do mnie na kawę. Zostało mi jeszcze w lodówce trochę truskawek, mam sałatkę z krabów i domowej roboty sernik. Może być?

Zgodził się. Okazał się fantastycznym kompanem i to był najpiękniejszy wieczór w moim życiu – jeden z wielu, które mnie potem jeszcze czekały. Ale o tym wtedy nie wiedziałam. Wiedziałam za to, że muszę skończyć z czarami. Ja już żadnego kochanka z zaświatów nie chcę!