Za nic miałem ich uczucia

Dziewczyny różnie reagują na zerwanie. Jedne, głęboko zranione, po prostu znikają z mojego życia. Inne, i te są najgorsze, walczą, dopytują, co zrobiły nie tak, chcą dostać drugą szansę. No i są jeszcze takie, które wpadają w złość. Wygrażają, czasem szydzą, nierzadko straszą tatusiem lub starszym bratem. Jako notoryczny podrywacz, erotoman i niepoprawny flirciarz, przerobiłem wszystkie te scenariusze. I nauczyłem sobie z nimi radzić. Przed furiatkami po prostu uciekam, tym zapłakanym, godzinami wystającymi pod moim domem, asertywnie mówię „to koniec” i zatrzaskuję drzwi przed nosem.

Amelię zaliczyłbym do kategorii furiatek. W sumie to fajna z niej była dziewczyna. Wysoka i szczupła, z pięknymi długimi blond włosami. Trochę nieśmiała, dość nieporadna w moim wielkim mieście, do którego przyjechała z zapyziałego Białegostoku. Świeżutka, naiwna, ufna jak urocze oswojone zwierzątko. W łóżku niedoświadczona, ale pełna entuzjazmu. Cudownie pocieszna w swojej wierze w jakieś tam miłosne zaklęcia, eliksiry, wróżby i astrologiczne przepowiednie rodem z zacofanego Podlasia.

Opowiadała nawet z dumą, że jej babcia była szeptuchą i, nie wyczuwając z jaką ironią na to patrzę, stawiała nam tarota. Tak uroczo marszczyła nosek, kiedy jej wychodziło, że nie będziemy razem! Kurczę, była tak słodka, że może nawet – gdybym był zwyczajnym facetem a nie seksualnym drapieżnikiem – pomyślałbym o ślubie, wspólnym życiu, dzieciach i wszystkich tych duperelach, na których tak zależy większości dziewczyn

Ale przecież nie po to przez ładnych kilka lat pracowałem na reputację Casanovy, żeby skończyć jako stateczny żonkoś i tatuś. Więc kiedy się nią już znudziłem, a do tego zauważyłem, że Amelia za mocno się do mnie przywiązuje, posłałem jej bukiet kwiatów, dobre perfumy i krótki pożegnalny liścik. A potem wykasowałem ją z grona znajomych na Facebooku, przestałem odpowiadać na maile i odbierać telefony. Standard, zawsze tak robiłem.

Wymyśliła jakieś farmazony

Amelia najpierw zamilkła. W pierwszej chwili pomyślałem nawet, że od razu pogodziła się z odrzuceniem. Ale pewnego dnia, chyba po dwóch tygodniach, kurier doręczył mi mocno już uschnięty bukiet, nierozpakowane perfumy oraz list napisany jej ręką:

„Kiedy Jowisz utworzy dwukrotnie trygon z Uranem, a potem kwadraturę z Saturnem i opozycję z Neptunem – zostaniesz sam na świecie. Gdy Jowisz przebywać będzie w znakach Wagi i Skorpiona, a Saturn w znakach Strzelca i Koziorożca – stracisz wszystko.
A w czasie, kiedy Jowisz trzykrotnie utworzy kwadraturę z Neptunem i raz ustawi się w trygonie z Uranem – umrzesz w podróży”.

Nieźle się z tego uśmiałem. No, trzeba przyznać, że takich pogróżek jeszcze nigdy nie dostawałem. Oryginalne! Zostanę sam? Stracę wszystko? Umrę? Miałem 36 lat i byłem okazem zdrowia, prowadziłem firmę informatyczną, która miała się świetnie, a samotność była czymś, co bardzo sobie ceniłem. Nie potrzebowałem żony, stałej partnerki, dzieci ani psa. Od przyjaciół wolałem niezobowiązujących znajomych. Moim życiem towarzyskim były randki z kolejnymi ślicznotkami, a rodzinnym – spotkania kilka razy do roku z rodzicami i młodszą siostrą Julką. Byłem szczęśliwy. Miałem wszystko. Szybko więc o tej bzdurnej przepowiedni zapomniałem. 

Bukiet wyrzuciłem, perfumy dostała inna pani. Liścik, jako jedną z wielu pamiątek, wrzuciłem luzem do szuflady biurka. A zresztą, miałem inne rzeczy na głowie. Kierowałem firmą, zmieniałem swoje bmw na nowszy model, a w czasie sylwestrowego wypadu na narty do Austrii, zgubiłem portfel z prawem jazdy i dowodem osobistym.

Poczułem się pusty i wypalony

Minęło kilka miesięcy, nadeszło lato. Poznałem akurat taką jedną modelkę o imieniu Pati, którą zaprosiłem na rejs po wyspach Chorwacji wynajętym katamaranem. I nagle, jak grom z jasnego nieba, spadła na mnie wiadomość, że rodzice i młodsza siostra nie żyją. Zginęli w wypadku samochodowym podczas wypadu w góry. Jadący z naprzeciwka kierowca TIR-a przysnął i zjechał na ich pas. On przeżył, oni zginęli wszyscy.

Nie należę do specjalnie wrażliwych facetów. Od dawna też nie byłem mocno związany z rodzicami ani ich późnym owocem miłości – dziewiętnastoletnią siostrą. Kiedy ich jednak zabrakło, nagle poczułem się samotny, opuszczony. „Jaki sens ma życie i wszystko co w nim osiągniemy, skoro tak łatwo i nieodwracalnie się kończy?” – po raz pierwszy zadałem sobie takie pytanie.

Popadłem w przygnębienie. Straciłem impet. Nie czułem rozpaczy ani nabrzmiałej tęsknoty, ale żądza podboju i sukcesu, która mnie do tej pory napędzała, przygasła, a ja odkryłem, że nie mam nic w zamian. Poczułem się wypalony, pusty. Nowe romanse już mnie nie cieszyły, prowadzenie firmy z przygody zmieniło się w nużący obowiązek.

Trudno się więc dziwić, że w takim stanie ducha przegapiłem zmiany na rynku. Do Polski weszły duże informatyczne korporacje i moja firma nie mogła z nimi konkurować. Gdybym był czujny, jak kiedyś, sprzedałbym biznes, dopóki był cokolwiek wart i rozkręcił coś nowego. Ja jednak trwałem przy przegranej sprawie, powoli tracąc klientów i popadając w długi. Aż w końcu do moich drzwi zapukał komornik.

– Jak to możliwe? Jak do tego doszło? – sam sobie zadawałem pytanie, patrząc jak mój dom, firma i samochód zostają wystawione na licytację. – Przecież jeszcze zaledwie dwa lata temu byłem królem życia! Byłem rekinem biznesu, miałem pieniądze, dziewczyny zmieniałem jak rękawiczki. A teraz jestem sam jak palec, a do tego bankrut.

Ona mi to przepowiedziała

Powiedziałem to i przypomniała mi się Amelia. A raczej wyschnięty bukiet, który mi odesłała. I ten jej dziwaczny liścik. Tam też było coś o samotności i stracie… Zerwałem z biurka taśmę z komorniczą plombą i otworzyłem szufladę. Pełno w niej było szpargałów. Wysypałem więc wszystko na podłogę i zacząłem sukcesywnie przeczesywać. W końcu znalazłem. Pożółkła kartka sprzed kilku lat. I niezrozumiałe słowa o Jowiszu tworzącym kwadratury oraz trygony, co miało zwiastować dla mnie kolejne nieszczęścia.

O co w tym może chodzić? Podskórnie czułem, że jestem blisko odkrycia tajemnicy swojego niepowodzenia. Otworzyłem w komórce wyszukiwarkę i zacząłem przepisywać te wszystkie dziwne frazy. Chwilę później już zrozumiałem. I zadrżałem ze strachu. Jowisz tworzący dwukrotnie trygon z Uranem, a potem kwadraturę z Saturnem i opozycję z Neptunem – okazał się astrologicznym opisem nieba, kiedy zginęli moi rodzice i siostra! Amelia napisała, że przy tym układzie ciał niebieskich zostanę na świecie sam

Szukałem dalej. Kiedy Jowisz przebywał w znakach Wagi i Skorpiona, a Saturn w znakach Strzelca i Koziorożca? Szybko znalazłem odpowiedź – to było w kilka lat później. Wtedy, kiedy upadła moja firma, a ja popadłem w długi. „Stracisz wszystko” – napisała Amelia. Nic dodać, nic ująć, cholera. Czując na szyi lodowatą obręcz strachu, sprawdziłem, kiedy Jowisz trzykrotnie utworzy kwadraturę z Neptunem i raz ustawi się w trygonie z Uranem. Według Amelii miałem wtedy umrzeć w podróży. Kiedy mnie to czeka? Internet usłużnie poinformował, że taki układ ciał niebieskich pojawi się na niebie za 2 lata.

– To już za niecałe dwa lata! – wyszeptałem ze ściśniętym sercem.

Od tamtego czasu nie zaznałem już spokoju

Żyłem w ciągłym napięciu. Czas płynął szybko, przybliżając mnie do nieuniknionego. Bo skoro sprawdziły się już dwa punkty proroctwa odrzuconej dziewczyny, to co stoi na przeszkodzie w dopełnieniu się ostatniego? Nie chciałem umierać. Miałem dopiero 38 lat i, choć straciłem wszystko, nie zamierzałem żegnać się ze światem. Jak to powstrzymać? Czy da się odwrócić przeznaczenie?

Długo się tym wszystkim gryzłem. Nie miałem jednak pomysłu, co zrobić. Bo niby jak odwołać klątwę? Aż wreszcie, w rok po tym, jak przeniosłem się do zwykłej kawalerki w bloku i zatrudniłem jako kurier rozwożący przesyłki, rozwiązanie podpowiedziała mi jedna z klientek, Mariola. Kobieta w moim wieku, samotna, do skromnej nauczycielskiej pensji dorabiała sobie, dziergając ubranka dla dzieci i ozdoby, które później sprzedawała w internecie. Widywaliśmy się często, bo stale przywoziłem jej zamawianą hurtowo wełnę. I jakoś tak wyszło, że w końcu zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. A że nie miałem komu się zwierzyć, wypadło na nią.

– Odszukaj tę Amelię – poradziła mi. – Jeśli faktycznie jest szeptuchą, która rzuciła na ciebie przekleństwo, uproś ją, żeby je cofnęła. Przecież chyba już wystarczająco się wycierpiałeś za jej złamane serce.

Genialnie proste! Dlaczego sam na to nie wpadłem? Natychmiast po powrocie zadzwoniłem pod numer Amelii. Okazał się jednak nieaktualny. Pojechałem więc do jej dawnego mieszkania – zastałem tam jednak kolejnych podnajemców. Rozpocząłem więc poszukiwania w internecie. W czasach Facebooka i Instagrama nie jest to specjalnie skomplikowane, liczyłem się jednak z tym, że Amelia mogła wyjść za mąż, zmienić nazwisko, wyprowadzić się do innego miasta lub kraju… 

Musiałem ją odnaleźć

A jednak natrafiłem na nią niemal natychmiast. Okazało się, że moja dawna dziewczyna funkcjonuje obecnie na portalach społecznościowych pod nazwą „Wróżka Amelia”. Tak, wróżka! Ze zdziwieniem odkryłem, że na poważnie zajęła się stawianiem horoskopów i wszystko wskazywało, że odnosi w tej dziedzinie sukcesy. Miała własny „gabinet” w centrum Warszawy i długą listę oczekujących. Ponieważ nigdzie nie mogłem znaleźć numeru jej telefonu, napisałem do niej wiadomość przez Messengera.

I znów zaskoczenie! Odpisała niemal natychmiast, zapraszając mnie do siebie już nazajutrz. Tak jakby spodziewała się kontaktu! Na miejsce dotarłem o ósmej wieczorem, tak jak mi zaproponowała. Wcisnąłem numer mieszkania w domofonie jednej z kamienic osiedla MDM obok placu Konstytucji. Trudno o bardziej prestiżowe miejsce! Usłyszałem brzęczyk, pchnąłem drzwi i wkroczyłem na klatkę schodową. Wszedłem na piętro, odnalazłem właściwy numer mieszkania. Wtedy drzwi się otworzyły i ze środka wyszła jakaś zalękniona, ale uśmiechnięta dziewczyna. Ostatnia w tym dniu klientka? Zapewne.

Niewiele mogła zrobić

Wszedłem do środka. Mieszkanie wyglądało zwyczajnie. Żadnych wypchanych sów, czarnych kotów ani kryształowych kul. Powietrze pachniało ziołami i kadzidełkiem.

– Zmieniłeś się – usłyszałem jej słowa.

Z pokoju wyszła Amelia. Wciąż wysoka, świeża, piękna. Jak mogłem porzucić taką kobietę?

– Nie patrz tak na mnie – blado się uśmiechnęła. – Jestem mężatką, mam dziecko. To, co do ciebie kiedyś czułam, jest sprawą zamkniętą.

Czy poczułem ukłucie żalu? Być może. Nie po to jednak tu przyszedłem, by rozpamiętywać błędy przeszłości. 

– Skoro sprawa zamknięta, to może byś… – zająknąłem się, lecz Amelia gładko dokończyła za mnie:

– Zdjęła z ciebie klątwę?

Przytaknąłem.

– Wejdź do środka – posmutniała. – Zaparzę ci melisę. Sama zbierałam zioła.

– Wolałbym… – chciałem zaprotestować, ale wpadła mi w słowo:

– To nie takie proste. Usiądź. 

Kiedy kilka minut później siedziałem z nią przy modrzewiowym stole, a przed nami parowały dwie filiżanki naparu, uśmiechnęła się smutno i zaczęła mówić:

– Bardzo chciałabym to cofnąć. Przeklęłam cię w chwili rozpaczy, kierując się urażoną dumą i złamanym sercem. Teraz… żałuję.

– No to może odprawisz jakiś rytuał, zapalisz kolorową świecę, coś poszepczesz i rozstaniemy się w zgodzie?

Popatrzyła na mnie, a w jej oczach wyczytałem ból i współczucie.

– Niestety, nie potrafię.

– Jak to?

– Każdy człowiek ma przed sobą różne warianty przyszłości – ciężko westchnęła. – I bardziej lub mniej świadomie wybiera dla siebie jeden z nich. Tragiczna śmierć rodziców i siostry, bankructwo i śmierć w wypadku były jednym z wielu przewidzianych dla ciebie scenariuszy. Ja, dzięki swoim możliwościom… dzięki tej dziwnej mocy, której natury sama nie potrafię wyjaśnić… wybrałam dla ciebie właśnie ten najgorszy wariant przyszłości. Gdybym szybciej ochłonęła i postarała się go cofnąć, pewnie by się udało. Nie zrobiłam tego jednak. Zrozum, byłam zraniona, cierpiałam! A kiedy przeszedł mi żal, było już za późno. Twój scenariusz zaczął się realizować. To tak jak z pociągiem, który wybrał konkretny tor. Zwrotnica została przestawiona, parowóz ruszył. I nic nie jest go już w stanie zatrzymać. Przepraszam…

– To znaczy, że niebawem umrę? – upewniłem się.

– Obawiam się, że tak.

Pozostało mi czekanie na śmierć

Zapadło głuche milczenie. Ja siedziałem oniemiały, jakbym dostał po głowie młotkiem. Ona z trudem powstrzymywała płacz. A więc to koniec. Niedługo będzie po mnie. I nie ma na świecie siły zdolnej to zmienić.

– Wiem, że w twojej sytuacji to raczej marna pociecha… – odezwała się w końcu – ale po wypełnieniu się ostatniego proroctwa, twoja przyszłość znów pozostanie otwarta. A nawet powinna odmienić się na lepsze. Zarówno w życiu, jak i w astrologii jest tak, że po burzy zawsze wychodzi słońce.

Co ona plecie?

– O jakim ty słońcu mówisz, czarownico, skoro niedługo mam zginąć?! – wybuchłem. – „Umrzesz w podróży”, sama to napisałaś! Jeśli umrę, w ogóle nie będzie przede mną przyszłości! Nie zauważyłaś, wiedźmo?!

– No… chyba tak – przytaknęła, a ja po prostu wstałem i wyszedłem.

Rok mojej śmierci jak zwykle rozpoczął się hucznie. W sylwestra na niebie rozkwitły fajerwerki, ludzie tańczyli, cieszyli się, wierzyli w dobre wróżby. A ja wiedziałem, że każdy dzień może być moim ostatnim. „Umrzesz w podróży” – powtarzałem ciągle w myślach. Co to znaczy? Że zginę tak jak moi rodzice? Jadąc samochodem na wakacje, a może lecąc tam samolotem? Takiej wyprawy mógłbym jakoś uniknąć.

Co jednak, jeśli przepowiednia dotyczy także podróży pociągiem, albo nawet i po prostu – miejskim autobusem czy tramwajem? Miałbym poruszać się wyłącznie na piechotę? Od biedy też dałoby się zrobić, szkopuł jednak w tym, że moja praca kuriera polega na rozwożeniu po moim rejonie paczek. Przez cały dzień nie wysiadam z samochodu! Czy to także jest podróż? Bo jeśli tak, to mam przekichane…

Przez następne dni, tygodnie, miesiące żyłem w ciągłym strachu. Wyczekiwałem najgorszego, kuliłem się, kiedy na ulicy ktoś zatrąbił. Mariola, jedyna osoba, jaką wtajemniczyłem w mój sekret, za każdym razem gdy do niej przyjeżdżałem, witała mnie pełnym ulgi uśmiechem. A kiedy pod koniec zimy dostałem gorączki i musiał zastąpić mnie kolega, omal nie zemdlała, widząc w progu swego domu innego kuriera! Byłem jej wdzięczny za współczucie i troskę. Wydawała się taka samotna, taka opuszczona. Myślałem nawet, żeby ją zaprosić na kawę, może nawet umówić się z nią na randkę, ale zaraz przypominałem sobie, że szkoda zawracać jej głowę. I tak przecież do końca roku nie będzie mnie już wśród żywych!

I tak zleciał czas aż do końcówki lata. Przez całe wakacje nie ruszałem się na krok z Warszawy, bałem się nawet pojechać na piknik. A przecież to wszystko i tak na nic. Przeznaczenia nie da się oszukać…

Ten człowiek miał moje dokumenty

Był zimny wrześniowy dzień, kiedy – wczesnym rankiem, jeszcze przed wyjazdem do pracy – ktoś zadzwonił do moich drzwi. Spojrzałem przez wizjer i ze zdziwieniem ujrzałem dwóch policjantów. Otworzyłem, zastanawiając się czy to pomyłka.

– Czy jest pan może krewnym… – i tu jeden z funkcjonariuszy wymienił moje imię i nazwisko.

Potwierdziłem. Chciałem jeszcze dodać, że to ja we własnej osobie, ale z wrażenia zaschło mi w gardle. Tymczasem drugi policjant, ze zbolałą miną oświadczył, że przyszli poinformować mnie o śmierci tego człowieka. Czyli… o mojej śmierci. Odebrało mi mowę, tymczasem oni tłumaczyli dalej:

– Pański krewny zginął w wypadku samochodowym w Austrii. Ciało jest bardzo zmasakrowane, ale na szczęście denat miał przy sobie prawo jazdy i dowód osobisty. Kiedy więc austriacka policja przysłała akta do nas, wytypowaliśmy, kto może być w Polsce jego krewnym. Tylko pan nosi to samo nazwisko. A nawet imię! Mogę zapytać, czy jest pan bratem zmarłego?

W tym momencie mnie olśniło. No jasne! Zupełnie zapomniałem, że niemal 5 lat temu zgubiłem w Austrii dokumenty! Ktoś musiał je sobie przywłaszczyć i teraz… zginął na moje konto! Czy to zamyka kwestię przepowiedni? Nie jestem pewien, ale wiele wskazuje, że tak. Bo przecież Amelia powiedziała, że kiedy klątwa się wypełni, powinna nastąpić zmiana na lepsze! I… chyba coś takiego właśnie się dzieje. Od wizyty policjantów minął dopiero miesiąc, a ja już spotykam się z Mariolą. Wygląda na to, że zostaniemy parą na dłużej! Poza tym znów założyłem firmę. Tym razem kurierską. Na razie to małe przedsięwzięcie, ale szybko się rozwija. Choć więc nadal się boję, coraz śmielej zaczynam spoglądać w przyszłość.