Tamtego  wieczora karta mu zupełnie nie szła. Widziałam, że przegrywa. W takiej sytuacji lepiej przerwać złą passę. Prosiłam – zostaw, chodźmy do domu!…

Filip nie lubił i nie umiał przegrywać

Była trzecia nad ranem, drzemałam, gdy szarpnął mnie za ramię, przebudziłam się. Był bardzo zdenerwowany.

– Musisz mi pomóc – powiedział chrapliwie – to bardzo ważne, wszystko teraz zależy od ciebie.

– O co ci chodzi, co się stało? – nie rozumiałam, co do mnie mówi.

– Na stole jest 150 000 i samochód. Mam silną karetę, muszę go sprawdzić, inaczej wszystko przegram.

– Ja nie mam pieniędzy – odpowiedziałam – przecież o tym wiesz.

– Tu nie o pieniądze idzie – odwrócił się tyłem, jakby nie chciał na mnie patrzeć – a o ciebie!

– Jak to o mnie?! – jeszcze nic nie rozumiałam.

– No nie udawaj, że nie rozumiesz – wciąż nie patrzył na mnie. – Musisz mi pomóc, przecież dla nas to robię – spojrzał na mnie i wtedy nagle zrozumiałam, że to ja jestem stawką w tej rozgrywce…

– Ale z ciebie kawał…! drania – powiedziałam. – Jak możesz?

– Daj spokój, Asiulka! Chodź, wszystko będzie dobrze, mam karetę, rozumiesz? Karetę z asów – wziął mnie za rękę i zaprowadził do salonu. Nie opierałam się, szłam, nie do końca wierząc w to, co się dzieje. Łudziłam się, że mój Filip nie zrobi mi krzywdy.

– Aaa, witamy panią – trzej grający z Filipem wstali na powitanie – prosimy. Jeden z nich spocony drab podszedł do mnie i wyciągnął wilgotną łapę.

– Pani pozwoli – poślinił mi dłoń. – Marek jestem! Właśnie pan Filip postanowił sprawdzić, co mam w kartach. Bardzo się cieszę, bardzo się…

– Siadajmy panowie – Filip rwał się do gry, był bardzo pewny swej wygranej. Przez chwilę nawet uwierzyłam, że nic się nie stanie, że ta sytuacja to taki żart – kiepski, ale żart.

– Pan się wykłada!

Marek położył na stole 9 i 10, a Filip parę asów i spojrzał na niego. Ten uśmiechnął się i pokręcił głową.

– Za mało.

– A teraz?! – Filip triumfalnie położył na stole kolejną parę asów.

Marek roześmiał się głośno, poczym wyłożył swoje karty.

– Poker! Panie Filipie poker 9,10 i, proszę, walet, dama i król – to nie jest pański dzień – roześmiał się głośno. – A panią – zwrócił się do mnie – zapraszam ze sobą! – upychał po kieszeniach wszystko, co zebrał ze stołu

– Na taryfę! – rzucił Filipowi dwa tysiące złotych. Posłusznie poszłam za nim. Miałam rozdarte serce, nie wierzyłam w to, co się dzieje, wykonałam polecenie.

– Pan nie może…! – zdołał z siebie wykrztusić Filip.

– Mogę! To moja wygrana – roześmiał się w drzwiach i jednocześnie objął mnie ramieniem. Poddałam się, miałam wrażenie, że gram w jakimś kiepskim filmie.

Jakoś się ustawiłam

To wszystko wydarzyło się 10 lat temu. Obleśny typ nie zrezygnował z wygranej. Wypłaciłam mu ją rzetelnie i rozstaliśmy się. Byłam z nim kilka lat. Chyba rozumiał podłość sytuacji, bo na pożegnanie zostałam uhonorowana pokaźną kwotą w dolarach. Nie obraziłam się. To mój ukochany, umiłowany Filip upokorzył mnie, zrobił ze ladacznicę. Doskonale pamiętam to upokorzenie i nigdy nie zapomnę.

Pieniądze od Marka pozwoliły mi na godny start w nowe życie. Kupiłam kawalerkę, 33 metry kwadratowe w nowym osiedlu. Została mi drobna kwota na rozkręcenie interesu. To była nieduża kwiaciarnia. Miałam najpiękniejsze róże w mieście. Przyjeżdżali do mnie klienci z ministerstw, z placówek dyplomatycznych, różnych poważnych instytucji. Ta praca sprawiała mi przyjemność.

Któregoś dnia na giełdzie kwiatowej wpadła mi w oczy tabliczka: „Hodowla kwiatów i roślin ozdobnych Julia i Filip M.”. Stoisko było bogate: róże, goździki, tulipany, storczyki, gerbery, chryzantemy i co tam jeszcze kwiatowa dusza zapragnie. Na dłuższą chwilę aż zaniemówiłam.

– A więc mój Filipek się ożenił – pomyślałam. – Wżenił się w badylarską rodzinę. Zawsze dbał o siebie. Ludzie wiedzą wszystko, więc nie miałam trudności ze zdobyciem informacji o nowym życiu mego byłego.

Mój zdradziecki geniusz nieźle się urządził

Po naszym rozstaniu, a właściwie po tym, jak przegrał mnie w kartach, kombinował na wszystkie strony, by jakoś utrzymać się na powierzchni. Przegrał wszystko, więc nie było łatwo. Rzecz w tym, że Filip nie umiał pracować. Uważał, że jest stworzony do wyższych celów, najchętniej do rządzenia, do kierowania innymi. Wydawało mu się, że rozkazywanie jest łatwe. Szybko okazało się, że nie było.

Julię, córkę jednego z największych badylarzy w okolicy, poznał na domówce. Julia to ładniutka, prosta i bardzo naiwna dziewczyna. Oczko w głowie tatusia. Studiowała na SGGW.

Julia była łakomym kąskiem dla Filipa. Niebrzydka, więc wstydu nie ma. Naiwna, czyli łatwa do manipulacji. Trudno lepiej trafić. Filip szybko zakręcił się wokół niej. Ani się dziewczę obejrzało, jak złapał ją na… dziecko! Tak, tak na dziecko! Gdy chodziło o przyszłość, Filip nie przebierał w środkach. Zadbał o to, by Julia zaszła w ciążę. Nie było to specjalnie trudne, więc się udało. Gdy ona ze strachem w oczach oznajmiła mu, że jest w ciąży, ucieszył się, bo jego plan wypalił.

Dziecko musi mieć oboje rodziców! – powiedział przestraszonej dziewczynie – pobierzemy się i będzie dobrze.

Nie zapomniałam tej nocy, gdy mnie przegrał

Ojciec Julii nie był zadowolony, gdy ukochana córka przedstawiła mu Filipa jako narzeczonego. Szybko się zorientował, że Filip to cwaniaczek unikający pracy, za to lubiący pieniądze. Znał takich doskonale. Zapewne nie dopuściłby do tego małżeństwa, ale gdy dowiedział się, że zostanie dziadkiem, nie miał wyjścia. Wyciągnął rękę do przyszłego zięcia i rzekł: – Bądź mi synem! – po czym obaj, jak Gierek z Breżniewem, zrobili tak zwanego niedźwiedzia.

Po ślubie ojciec Julii przepisał szklarnię na córkę. Naiwna Julia wbrew ojcu szybko dopisała do aktu notarialnego swego męża Filipa. Ponoć zrobiła to miłości i Filip o to nie zabiegał. Jak było, naprawdę nie wiadomo.

Nie chciałam na kwiatowej giełdzie trafić na Filipa. Nie zapomniałam tej upokarzającej nocy, gdy przegrał mnie w pokera. Po nocach mi się śni to jego wredne: „musisz mi pomóc”! Może mam w sobie za mało miłosierdzia, może nie mam go wcale. Wszystko mogę przebaczyć, ale nie przebaczę upokorzenia. Przez 10 lat obmyślałam, jak się zemścić. Czekałam na odpowiedni moment. Wiedziałam, jak uderzyć, by zabolało. Musiałam znaleźć odpowiednio dobrego pokerzystę.

Zmieniłam branżę. Sprzedałam kwiaciarnię, a kupiłam salon fryzjerski. Miałam swój salon w dobrym miejscu. Klientki bardzo sobie chwaliły moje usługi, zwłaszcza że na zapleczu urządziłam niewielki salonik, gdzie można było napić się kawy i poplotkować. A wiele pań przychodziło przede wszystkim na plotki.

Salonik wypoczynkowy bardzo się sprawdzał. Zawsze miałam świeże informacje. Nie pamiętam, która z dam zaprotegowała mnie do tajemnego kasyna. Choć nie lubiłam hazardu, pomyślałam, że może tam natrafię na właściwą osobę, która zechce zagrać w pokera w Filipem

W moim salonie poznałam pewną klientkę

Włóczyłam się po kasynach przez kilka tygodni. Trochę grałam. Pokerzyści mieli swoje pomieszczenie i tylko z rzadka któryś przychodził do baru. Nie było możliwości, by pogadać. Każdy był zaaferowany grą, swoimi kartami lub pożyczką. Przerwałam wizyty po tym, jak w jednym lokalu dyskretnie dano mi do zrozumienia, że tu się przychodzi grać, a nie oglądać grających.

Pomógł mi przypadek. W salonie pojawiła się nowa klientka. Podobno polecono jej mój zakład na jakimś przyjęciu. Nie pytałam kto. Wyznaję zasadę: „klient nasz pan” – skoro jest, to dobrze. Pani była wyjątkowo elegancką damą. Zażyczyła sobie pełny zakres usług. Po ich wykonaniu zaprosiłam ją do saloniku na kawę i odpoczynek należny każdej damie.

Pani Anna, nazwisko pominę, była znanym adwokatem. Bardzo mi odpowiadał jej sposób bycia. Była kobietą bystrą, inteligentną i otwartą. Lubiłam przebywać w towarzystwie takich ludzi. Szybko przeszłyśmy na ty. Obiecała, że będzie stałą klientką, bo odpowiada jej atmosfera i jakość naszych usług. Rozmawiałyśmy o różnych sprawach, gdy Anna nagle wypaliła:

– Wiesz, Joanno, lubię grać w pokera?!

Zaniemówiłam. Czyżby ta wizyta była ukartowana? Skąd wiedziała, że poszukuję pokerzysty? Lubię jasne sytuacje, więc spytałam o to wprost.

– Nie denerwuj się! – Anna była rzeczowa i spokojna. – Widziałam cię u madame Gertrudy. Niewiele grałaś. Więcej czasu spędziłaś w barze niż przy stoliku. Miałam wrażenie, że czegoś albo kogoś szukasz. Postanowiłam sama cię o to zapytać.

Rzeczywiście u madame Gertrudy przy rulecie siedziała jakaś kobieta. Nie widziałam twarzy, bo dobrze oświetlony był tylko stół. Twarze graczy ginęły w półmroku. To mogła być Anna, ale pewności nie mam. Chciałam wszystko spokojnie przemyśleć. Spojrzałam na zegarek.

– Przepraszam cię, Anno – powiedziałam, udając zakłopotanie – ale zrobiło się późno, za chwilę zamykamy… Spotkajmy się za dwa dni może w tej nowej kawiarni. Może o 12.?

– Oj, rzeczywiście zasiedziałam się – byłam pewna, że zrozumiała moją grę – mówisz pojutrze o 12 w kawiarni. Jasne, będę, mam niedaleko z sądu.

Pójdziemy do niego na zaproszenie jego żony

Do kawiarni przyszłam punktualnie. Anna siedziała już przy oknie. Przywitałyśmy się serdecznie. Bez zbędnych wstępów opowiedziałam jej o moich planach i o tym, dlaczego to robię.

– Ale jest pewien problem – spojrzałam na Annę pytająco – czy Filip cię zna? Czy jest możliwe, że słyszał o twoich pokerowych umiejętnościach? Kobieta pokerzystka to nie jest codzienne zjawisko!?

– Nie znam go – odpowiedziała – ale słyszeć mógł. Dlatego pójdziemy tam na zaproszenie jego żony

– Ooooo!!!? – zdziwiłam się.

– Poznałam ją, gdy przyszła z ojcem do notariusza. To mój kolega, ma kancelarię obok mojego zespołu. Nawet udzielałam im pewnej porady prawnej. Potem przypadkowo się spotkałyśmy. Bardzo mnie do siebie zapraszała. Skorzystam z zaproszenia, ale najpierw zaproponuję jej usługi twojego salonu.

– I to mi się coraz bardziej podoba! – powiedziałam z uśmiechem.

Julia była nieco wystraszona podczas pierwszej wizyty w moim salonie, ale efekty bardzo jej podobały. Wyszła całkowicie odmieniona. Ciekawa byłam reakcji Filipa, bo wyglądała rewelacyjnie.

Pobladł, gdy mnie zobaczył

Stało się, jak zaplanowała Anna. Julia zaprosiła nas na sobotę na babskie pogaduchy. Przyjechałyśmy moim samochodem. Była punktualnie 18. Filip zbladł, gdy zobaczył mnie w drzwiach.

– Witaj, Joanno… – powiedział drżącym głosem.

– To wy się znacie?! – zdziwiła się Julia, a w oczach miała strach i zazdrość.

– Stare dzieje – powiedziałam lekceważąco. – Można powiedzieć dawno i nieprawda! Prawda Filipie?!

– Noo! – wystękał, głos mu drżał i wciąż był blady – dawno i nieprawda! Tak!

– W salonie rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. W pewnym momencie Julia, chcąc rozładować atmosferę, zagadnęła:

– A może tak zagracie w karty. Anna podobno lubi pokera!

Widziałam, jak mój Filipek odżył, oczy mu się zaświeciły. Ciśnienie podskoczyło.

– Naprawdę!? Gra pani?! – zwrócił się do Anny.

– Czasami próbuję – odpowiedziała. – Nie powiem, lubię to napięcie, gdy na stole jest tysiąc złotych albo i więcej

– Tysiąc złotych? – Filip nie mógł powstrzymać się od śmiechu – tak, to musi być napięcie. Może zgramy?

– No wie pan, tak we dwoje? – Anna była powściągliwa – to chyba nieładnie?

– Panie nam wybaczą? – spytał. – Pozwolisz, Julio, że zagram z panią Anną?

– A Joanny nie pytasz? – warknęła Julia.

– Karty, mnie nudzą – powiedziałam – niech sobie grają, my będziemy miały czas na babskie pogaduszki.

Po godzinie Anna przegrała pięć tysięcy złotych, złoty pierścionek i kolczyki z brylantami. Filip triumfował, chociaż bardzo chciał zamaskować swoją radość.

– Chyba musimy przerwać tę grę, panie Filipie, bo mnie pan oskubał – powiedziała Anna spokojnym głosem.

– Teraz to byłby grzech – zaprotestował Filip. – Może ja pożyczę pani pieniądze.

– Jest pan bardzo miły, ale nie lubię pożyczać – odmówiła Anna. – Taką mam zasadę. Jeśli pan nalega, poproszę kogoś, żeby mi dowiózł trochę gotówki. Muszę tylko zatelefonować.

– Oczywiście! – Julio, zrób nam coś do jedzenia.

Rybka połknęła haczyk, na swoją zgubę

Godzinę później gra toczyła się dalej. Anna przegrywała z uśmiechem na twarzy. Zrobiłyśmy z Julią stos kanapek i, rozmawiając cicho, przyglądałyśmy się grze. Julia była coraz bardzie zdenerwowana. Gra zaczęła się toczyć się pod dyktando Anny. Kilkaset tysięcy. Julia chciała coś powiedzieć, ale spojrzał na nią takim wzrokiem, że nawet nie otworzyła ust. Znałam ten wzrok.

Godzinę później przegrał zawartość walizeczki i przyniósł plik dolarów. Przegrał! Postawił mercedesa Juli. Przegrał!

– Może już skończymy – zaproponowała Anna – karta panu nie idzie. Podrażniła ambicję Filipa. Nigdy jeszcze nie ograła go baba.

Zagrajmy o wszystko – zaproponował. – Ostatnia rozgrywka, kto będzie miał silniejsze karty, bierze wszystko! To co na stole i dom.

– Zgoda! – Anna była opanowana.

– Filip przestań! – krzyknęła Julia 

Nawet nie zareagował. Wyjął nową talię Piatnika. Anna zerknęła na karty i potasowała je. Rozdała po pięć. Filip wymienił dwie, Anna jedną.

– Ful! Damy na waletach! – krzyknął.

– Kareta z asów – odpowiedziała cicho.

Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Widziałam, jak Filip blednie, jak narasta w nim wściekłość i przerażenie. Co za obrazek! Anna położyła na stole swoje karty. Filip padł na kolana, złapał mnie za rękę.

– Asia, Asiulek musisz mi pomóc! – błagał – zrób coś! Tak nie wolno! Nie można, za co! Dlaczego?! Ja mam żonę, dzieci!

– Wstań! – powiedziałam stanowczo. – Choć raz w życiu bądź mężczyzną! Zostaw mnie! – odepchnęłam go nogą.

Wyszłyśmy z Anną, trzymając się pod rękę. Oskubałyśmy go!