"Kochani, Rafał i Aldonko.

Zdaję sobie sprawę, że możecie mnie skrytykować za moje decyzje, ale proszę was, zrozumcie, że nie miałam innego wyboru. Rafał, być może nigdy nie zrozumiesz moich motywów, natomiast Ty, Aldonko, mam nadzieję, że nigdy nie będziesz musiała tego zrozumieć. Chciałabym, abyś odniosła sukces w swoim życiu miłosnym i nie musiała przechodzić przez to, co ja. Nie zawsze wiodło mi się dobrze w miłości. Ale teraz to się zmieniło i z tego powodu muszę was opuścić i zacząć budować swoje życie od początku.

Wasza kochająca mama, Basia".

Przeczytałem ten list dziesięć razy, potem dwadzieścia, a potem trzydzieści razy, ale nadal nie mogłem uwierzyć w to, co tam było napisane. Jak to możliwe, że ktoś z dnia na dzień opuszcza męża i siedmioletnią córkę? Zrozumiałbym jeszcze, gdyby się zakochała w kimś innym i miała dość życia ze mną. Ale nasza Aldonka? Przecież ona zawsze była dla niej najważniejsza, największym źródłem radości i miłości. A teraz nagle znika i nie obchodzi ją, co stanie się z naszą córką. Nie podaje swojego nowego adresu, nie mówi, że nas odwiedzi. Zamiast tego pisze, że chce zacząć nowe życie. I w tym jej nowym życiu nie ma już dla nas miejsca — ani dla mnie, ani dla Aldonki.

Nie miałem pojęcia, jak wyjaśnić córce całą sytuację, gdy ciągle mnie zasypywała pytaniami o to, gdzie jest jej mama i kiedy wróci do domu. Wreszcie zdałem sobie sprawę, że nie dam rady tego zrobić sam i poprosiłem teściową o wsparcie.

Zgodziła mi się pomóc, ponieważ również nie mogła pogodzić się z tym, co się wydarzyło, i najwyraźniej miała pewnego rodzaju poczucie winy, że jej córka opuściła dom. Nie jestem pewien, co dokładnie babcia Basia powiedziała swojej wnuczce, ale Aldonka w połowie rozmowy wyszła ze swojego pokoju, płacząc.

Starałem się ją uspokoić, ale dostała histerii i było bardzo trudno nawiązać z nią kontakt. Moja teściowa szybko zniknęła i musiałem zostać sam z córką. Aldonka dopiero po godzinie, kiedy zupełnie przestały jej płynąć łzy, pozwoliła mi się przytulić.

Tamtej nocy spała ze mną, mimo że nie robiła tego od ponad dwóch lat. Tak było też przez następne dni. Powoli zaczynała wracać do normy, coraz częściej się odzywała i uśmiechała. Mimo to byłem pewien, że te wydarzenia na zawsze odcisnęły piętno na jej psychice.

Coraz lepiej sobie z tym radziliśmy, choć nie było to proste. Musiałem znacznie przestawić mój tryb życia, a Aldonka musiała nauczyć się radzić sobie z drobnymi obowiązkami. Była odważna i wiedziałem, że mogę na nią liczyć. Bo szybko zaczęła dojrzewać.

Nie otrzymaliśmy od niej żadnej wiadomości przez trzy lata

Gdy Basia odeszła, przez blisko trzy lata nie dostawaliśmy od niej żadnych informacji. Dopiero pewnego dnia, kiedy pojechaliśmy na wakacje nad morze, Aldonka niespodziewanie zawołała: "Mamo!". Wyrwała mi się z rąk i zniknęła wśród tłumu.

Goniłem ją, bo bałem się, że może się zgubić. Kiedy ją dogoniłem, stała zdezorientowana, szukając wzrokiem matki. Była przekonana, że ją zobaczyła i twierdziła, że to matka przed nią uciekała. W tamtym momencie nie miałem pojęcia, co jest prawdą, ale byłam gotów jej uwierzyć. Wobec tego jak najszybciej opuściliśmy wybrzeże, aby przypadkiem nie natknąć się na Basię. Pozostałą część wspólnych wakacji zdecydowaliśmy spędzić gdzieś indziej.

Parę tygodni później, tuż po rozpoczęciu nowego roku szkolnego, towarzyszyłem Aldonce w drodze do szkoły. Kiedy przekraczałem próg budynku, na krawędzi pola widzenia dostrzegłem Basię. Zwróciłem twarz i przez chwilę nasze spojrzenia się spotkały. W pośpiechu pożegnałem się z córką, żeby nie zauważyła swojej matki. Kiedy wróciłem do auta, Basi już nie było.

Wówczas przemknęło mi przez myśl, że moja była żona musiała być wtedy nad morzem. I że mimo tego, że zdecydowała się uciec przed swoją córką, to coś w niej jednak się poruszyło. Coś nie pozwalało jej uspokoić się i zaprowadziło ją pod szkołę Aldony. I to nie jeden raz, bo miałem wrażenie, że widziałem ją tam również dwa tygodnie później.

Bałem się, że zechce nawiązać relację z córką. Nie byłem pewien, czy powinienem na to pozwolić, czy może byłoby lepiej, jeśli Basia na zawsze zniknęłaby z naszego życia?

Pojawiła się tuż przed 18. urodzinami Aldony

W międzyczasie moja żona (nie zdecydowałem się na rozwód, przeprowadziłem jedynie zasądzone dzielenie majątku) ponownie zniknęła. Przez kolejne osiem lat nie miałem z nią kontaktu i szczerze powiedziawszy, liczyłem na to, że już jej nie spotkam. Moja córka Aldona od dłuższego czasu nie mówiła już o matce i wydaje się, że w końcu zaakceptowała jej nieobecność. Ja również odbudowałem swoje życie z inną kobietą. Chociaż nie mieszkaliśmy, a Aldona nie nazywała mojej partnerki "ciocią", to jednak obie się polubiły i dogadywały.

Gdy 18. urodziny Aldony były tuż—tuż, niespodziewanie zadzwoniła Basia. I jakby nigdy nic, stwierdziła, że chciałaby się spotkać z Aldoną.

– Jak to sobie wyobrażasz? – zapytałem zaskoczony.

– Normalnie – odpowiedziała. – Mam zamiar odwiedzić was, dać jej prezent na osiemnastkę i porozmawiać, żeby wyjaśnić jej, dlaczego odeszłam.

– Szkoda, że dopiero teraz. Osiem lat temu miałaś okazję, ale się wystraszyłaś…

– To nie jest takie proste… Aldona była wtedy jeszcze dzieckiem, a teraz sytuacja jest inna. Staje się dorosła, więc na pewno lepiej mnie zrozumie.

– Tak myślisz? – nie mogłem pojąć, jak Basia może być tak bezczelna.

– Tak. Powiesz jej, że chciałabym się z nią zobaczyć? – zapytała.

– Jeśli chciałaś się spotkać tylko z nią, to czemu nie zadzwoniłaś do niej? – nie chciałem jej ułatwiać sprawy.

– Rozumiem, że ta rozmowa może ją zranić – stwierdziła. – Dlatego chciałam, żebyś ty Aldonę przygotował na to spotkanie. Zgadzasz się na to?

– Przemyślę to – odpowiedziałem.

– Zadzwonię później.

Dała mi swój numer telefonu. Zanotowałem go i przez następne kilka dni zastanawiałem się, co z nim zrobić. Miałem pewność, że potencjalna rozmowa Basi z córką zrujnuje nasze na nowo uporządkowane życie i bałem się tego. Ale jednocześnie wiedziałem, że nie mogłem nie powiedzieć Aldonie, że jej mama dzwoniła i chciała porozmawiać. Miałem jednak cichą nadzieję, że moja córka powie, że nie chce spotkać się z Basią.

Niestety, moje oczekiwania się nie spełniły. Co więcej, odniosłem wrażenie, że Aldona była bardzo zadowolona z tej informacji. Wzięła ode mnie numer telefonu i umówiła się z mamą na wieczór następnego dnia.

Czekając na powrót Aldony ze spotkania, moje nerwy były na granicy wytrzymałości. Byłem pewien, że moja córka będzie potrzebować mojej pomocy. Ale kiedy wróciła, jedynie się uśmiechnęła i zadała pytanie:

— Zjadłeś już kolację?

— Nie, jakoś nie miałem apetytu...

— A co powiesz na jajecznicę?

— Aldona, nie jest mi teraz do jedzenia. Chciałbym wiedzieć... Cóż... Jak poszło?

— Dokładnie tak, jak przypuszczałam — odparła tajemniczo.

— Czyli jak?!

— Normalnie. Usiłowała wyjaśnić mi, dlaczego nas opuściła — powiedziała ze smutkiem w głosie.

— A ty?

— A co ja? Tatusiu, poszłam tam z jednym zamiarem.

— Jakim?

— Chciałam spojrzeć jej prosto w oczy.

— Dlaczego?

— Żeby sprawdzić, czy choć odrobinę żałuje tego, co zrobiła.

— I jak?

— I nic z tego — Aldona wzruszyła ramionami. — Nie zauważyłam w jej oczach choćby kropli żalu czy poczucia winy. Dlatego poprosiłam ją, żeby więcej nie próbowała się z nami kontaktować. To spotkanie była jedynie strata czasu.

Przytuliłem córkę i pocałowałem ją w czubek głowy. Byłem z niej taki dumny. Chociaż przez długi czas nie mówiła już o swoim spotkaniu z matką. To dopiero po kilku miesiącach, niespodziewanie powiedziała:

— Słuchaj, tato, myślę, że dobrze zrobiłam, spotykając się z mamą. Mimo że byłam na nią zła za to, co nam zafundowała, zawsze w głębi serca chciałam ją zobaczyć... To znaczy, nie do końca potrafiłam sobie poradzić z faktem, że jej nie ma i trochę mi jej brakowało. Ale dziś rano obudziłam się i zaskoczona zauważyłam, że od paru miesięcy już wcale o niej nie myślę. I ani trochę za nią nie tęsknię.

Chciałbym, aby Basia w końcu przeczytała to, co Aldona napisała i zrozumiała, że już nigdy nie będziemy rodziną. Chciałbym też, aby nigdy więcej nie chciała nas odwiedzać. Jej czas już się skończył...