Ślub wzięliśmy trzy lata temu. Kamil jest hydraulikiem, ja zajmuję się domem. Nie mieliśmy dzieci, co mogłoby sugerować, że pod względem finansowym powinno nam być lżej. Tymczasem było zupełnie odwrotnie. Nie mogliśmy nawet dostać kredytu na mieszkanie. Banki wymagały wkładu własnego w postaci stu tysięcy złotych. Odłożenie takiej kwoty zajęłoby nam dobrych kilka lat.

Ten wyjazd to był mój pomysł

To właśnie wtedy wpadłam na pomysł, żeby Kamil wyjechał na jakiś czas do Norwegii. Zarobki są tam kilka razy większe. Pomyślałam, że nawet uda nam się dzięki temu uniknąć kredytu. Przez kilka lat odłożymy niezbędną kwotę i będziemy mogli pozwolić sobie na zakup naprawdę przyzwoitej nieruchomości. 

Kiedy powiedziałam Kamilowi o moim pomyśle, w pierwszym momencie nie był zachwycony. Stwierdził, że przecież w Polsce całkiem dobrze zarabia. Zaproponował nawet, abym poszła do pracy, bo wtedy moglibyśmy odkładać większą kwotę. Ten pomysł był jednak zupełnie bez sensu. Niby do jakiej pracy miałabym pójść? Na kasę w markecie? A może na jakąś taśmę produkcyjną? Miałabym sprzątać? Ostatecznie mogłabym rozważyć pracę w biurze, ale większość pracodawców oczekiwała wykształcenia średniego albo wyższego, a mnie udało się skończyć tylko zawodówkę. Od razu powiedziałam więc mężowi, że do pracy fizycznej na pewno nie pójdę

Po kilku dniach burzliwej dyskusji Kamil zgodził się na wyjazd. Zachwycony wprawdzie nie był, ale wiedziałam, że jak już wyjedzie, pobędzie trochę na miejscu, to szybko się przyzwyczai. Zadzwonił do kilku kumpli i szybko udało mu się załatwić pracę w Bergen. 

O nic go nie podejrzewałam

Wszystko szło zgodnie z planem. Kamil naprawdę szybko zaaklimatyzował się w nowej pracy. Mówił, że warunki pracy są dużo lepsze niż w Polsce. Nie tylko lepiej zarabiał, ale miał też dłuższe przerwy. Zakwaterowanie też było na dobrym poziomie. Tak naprawdę jednak nie trzeba było wiele, żeby zadowolić mojego męża. W odróżnieniu ode mnie mógł całe życie spędzić w dwupokojowym mieszkaniu w starym wieżowcu. Mnie marzył się przestronny dom z pięknym podwórkiem. 

Przez pierwszych kilka miesięcy rozmawialiśmy praktycznie codziennie. Mąż na bieżąco wysyłał mi pieniądze na bieżące wydatki. Ustaloną kwotę odkładał na jakiejś norweskiej lokacie. Mówił, że oprocentowanie jest tam zdecydowanie lepsze niż w Polsce. Były dni, kiedy naprawdę bardzo za nim tęskniłam i mi go brakowało. Pocieszałam się jednak tym, że niedługo się zobaczymy – zbliżała się Wielkanoc i miał przyjechać na całe dwa tygodnie. 

Powiedział, że ma romans

Z każdym dniem coraz bardziej cieszyłam się na myśl o spotkaniu z nim. Wielokrotnie mu o tym mówiłam, kiedy rozmawialiśmy przez telefon. Jego reakcje były jednak mocno zaskakujące. Na ogół od razu zmieniał temat. Czułam, że coś się dzieje. Próbowałam nawet pytać, ale on wtedy kończył rozmowę, tłumacząc się ważnymi sprawami. Wielkanoc za chwilę, a ja czułam się coraz bardziej zdenerwowana. Pomyślałam, że może nie dostał aż tyle wolnego i nie wie, jak mi o tym powiedzieć. Rzeczywistość okazała się zdecydowanie bardziej bolesna. 

– Daria, ja już nie wrócę do domu – usłyszałam w telefonie na dzień przed świętami.

– Co? O czym ty mówisz? Coś się stało? Miałeś jakiś wypadek? – pytałam, kompletnie nie spodziewając się tego, co usłyszałam za chwilę.

– Poznałem kogoś. Zamierzamy zostać w Norwegii na stałe – poczułam się, jakby ktoś przyłożył mi w głowę. – Chcę się jak najszybciej rozwieść – dodał, a ja natychmiast się rozłączyłam.

Byłam w szoku. Kompletnie nie wiedziałam, co powiedzieć. Czekałam na niego jak idiotka, a on się zabawiał z jakąś inną babą. Całą Wielkanoc przepłakałam. Nie miałam nawet siły pojechać do rodziców. Ciągle zastanawiałam się nad tym, w czym ta kobieta jest lepsza ode mnie. Zdecydowałam się przejrzeć jego konto na Facebooku. Zauważyłam, że na kilku grupowych zdjęciach z kolegami obok niego stoi zawsze ta sama kobieta. Przejrzałam jej profil.  Wszystko ułożyło mi się w całość. Szybko okazało się, że miałam rację. 

Chciał się szybko rozwieść

Mój mąż przyjechał do Polski po kilku dniach. Podobno chciał pozałatwiać formalności związane z rozwodem. Zabolało mnie, kiedy okazało się, że nasze małżeństwo to dla niego już tylko kwestia spraw urzędowych. Miałam okazję zapytać go, dlaczego mi to zrobił. Jego wyjaśnienia kompletnie mnie nie przekonały. Kaśkę poznał w pracy. Twierdzi, że oczarowała go swoją pracowitością i zaradnością. Większego nonsensu już nie mógł wymyśleć. Przecież ja też byłam pracowita i zaradna. Przecież od wielu lat to ja zajmuję się całym domem. 

– Słuchaj Daria. Jest jeszcze jedna sprawa. Nie mogę dłużej wspierać cię finansowo – wyrzucił z siebie. – Będziesz musiała się wyprowadzić, bo sama nie dasz rady opłacać wynajmu. Trzeba wypowiedzieć umowę właścicielowi – kontynuował.

– Zaraz, zaraz. Ale co ja mam teraz zrobić? Pomyślałeś o tym? – spytałam zaskoczona.

– No wiesz, zawsze możesz pójść do pracy – powiedział, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem. 

– Daję ci dwa miesiące na przeprowadzkę i znalezienie pracy. Potem musisz sobie radzić sama – oznajmił.

– A co z kasą z Norwegii? Połowa tego jest przecież moja – powiedziałam.

– Chyba sobie jaja robisz? Mało kasy dostałaś? – wrzasnął i wyszedł.

Nie zostawi mnie z niczym

Od tamtego czasu nie widziałam go. Okazał się strasznym draniem. Nie dość, że mnie zdradził, to jeszcze myśli, że może sobie ot tak odejść i zostawić mnie bez niczego. Co on sobie myśli? Musi oddać mi kasę za te lata bycia sprzątaczką, kucharką i pokojówką w jednym. 

Jestem naprawdę wściekła. Obiecywał mi wspólne gniazdko, snuł plany o spokojnym życiu po jego powrocie z Norwegii, a po prostu mnie porzucił jak jakąś niepotrzebną rzecz. Nie ze mną takie numery. Wszystkie jego rzeczy wyniosę na śmietnik. Skoro postanowił zostawić mnie z niczym, to sam się przekona, jak to jest nie mieć nic.

Zdecydowałam też, że nie będę ułatwiać mu rozwodu. Będę to przeciągać tak długo, jak tylko się da. Co więcej, udowodnię, że to on jest winny rozpadowi naszego małżeństwa. Naprawdę jeszcze pożałuje swojej decyzji.