Widziała tam szansę dla nas

– Nie przejmuj się, dasz sobie świetnie radę! Jesteś przecież najbardziej niesamowitym facetem na świecie – zaszczebiotała Alina. – Gdybym to ja miała wyjechać na obczyznę, chyba umarłabym ze strachu. A tobie nie dość, że udało się samodzielnie znaleźć robotę w Wielkiej Brytanii, to jeszcze piąć się po szczeblach kariery! Pękam z dumy, słowo daję!

– Serio tak uważasz? – wydukałem zaskoczony, bo kompletnie nie spodziewałem się usłyszeć czegoś takiego.

Od dawna układałem sobie tę konwersację w głowie. Zamierzałem być bardziej zdecydowany niż kiedykolwiek wcześniej. Dałem sobie słowo, że nie dam się po raz kolejny nabrać na wykręty małżonki, a jeżeli będzie to konieczne, postawię sprawę jasno i zażądam, aby w końcu poszukała sobie jakiegoś zajęcia, bo nie dam rady dłużej znosić separacji i harówki na całą naszą rodzinę. Nie byłem już najmłodszy, pragnąłem cieszyć się bliskimi, a najbardziej marzyłem o zasypianiu we własnym łóżku, w czystej, pachnącej pościeli. U boku ukochanej, a nie ściany z jej fotografią.

Rozmawiałem z Aliną o tym, co zaproponował mój szef. Anglik był pod wrażeniem tego, że mimo iż mam ponad pięćdziesiąt lat na karku, to skończyłem kolejne szkolenie, które podniosło moje kwalifikacje, a także darmowy kurs angielskiego dla obcokrajowców. Zasugerował, żebym z osoby pakującej towar awansował na kierownika zmiany. Sama myśl o tym, że ja, Polak, miałbym zarządzać pracownikami z całej Europy, w tym Anglikami, powodowała u mnie dreszcze na plecach! Chyba właśnie dlatego wygadałem się żonie, zanim zdążyła spytać, co u mnie słychać.

– To cudownie! – zapiszczała z radości i od razu zapomniała o tym, że jestem przemęczony i bolą mnie plecy. – To wszystko przejdzie – powiedziała, machając ręką.

„No i po co komu był ten cały Skype?" – westchnąłem w duchu. Żebym tak przynajmniej nie dostrzegał tego, jak mało się ze mną liczy, to może jakoś bym się przekonał, że serio się cieszy z tego awansu, a nie tylko myśli o następnych zakupach.

Nie chciało jej się pracować

Przyjechałem do Anglii prawie sześć lat temu i od tamtej pory mieszkam w zagrzybionym lokalu z dziesięcioma facetami. Jedyne co mają w głowie po robocie, to topienie smutków w tanim alkoholu i polowanie na promocje w osiedlowych sklepach. Alina ani trochę nie starała się zrozumieć, w jakiej jestem sytuacji, a to przecież ja namówiłem ją, żeby odeszła z roboty u gościa, który miał pracowników głęboko w poważaniu i traktował ich gorzej niż psy.

Doszedłem do wniosku, że jeśli ma być wykorzystywana za marne grosze, to korzystniej będzie, jeśli zostanie w domu i bez pośpiechu rozejrzy się za bardziej satysfakcjonującym zajęciem. Najwyraźniej nie dogadaliśmy się wtedy najlepiej, ponieważ przez okrągły rok nawet nie zerknęła na żadne oferty pracy. Jakoś udawało nam się wiązać koniec z końcem, dlatego gdy w następnym roku zaproponowała, że woli zapewnić dzieciakom prawdziwy dom, dopóki są jeszcze malutkie, przychyliłem się do jej pomysłu. Szkoda tylko, że nie drążyłem tematu, co w jej mniemaniu znaczy słowo „malutkie"…

Co prawda, opiekowała się nimi naprawdę super, lepiej nawet niż moja rodzona mama, ale mijały lata i z czasem ta cała sytuacja zaczęła mnie męczyć i stresować.

– Wszystko by było prostsze, jakbyśmy mieli jeszcze jakieś dodatkowe pieniądze – mówiłem o tym coraz częściej.

Kiedy nadchodził taki moment, główkowała nad tym, w jaki sposób dałoby się dorzucić parę groszy do naszej wspólnej kasy. Rozważała między innymi pieczenie tortów weselnych albo wyszywanie obrusów. Niestety, gdy tylko zaczynałem być podekscytowany którymś z tych konceptów, ona natychmiast studziła mój entuzjazm, wymieniając milion problemów. Za każdym razem pojawiała się jakaś przeszkoda na drodze do obranego przez nią kierunku – czasem chodziło o nieposiadanie wymaganych kwalifikacji, innym razem o niewystarczającą pewność siebie.

– Masz przecież tyle talentów! Twoje potrawy są pyszne, a hafty i ubrania, które szyjesz, to istne dzieła sztuki – próbowałem ją podnieść na duchu, ale reagowała na komplementy tylko lekkim uśmiechem.

– Dzięki, że tak mówisz, ale nie mamy pewności, czy inni będą podzielać twoją opinię. Skąd wiadomo, że uda mi się zdobyć klientów zainteresowanych moimi pracami? A co, jeśli sobie nie poradzę z realizacją zamówień? – ciągle wynajdywała jakieś argumenty przeciw.

Nawet wypadek nią nie wstrząsnął

Nawet utrata przeze mnie posady, kiedy syndyk przejął jedyny funkcjonujący w naszej okolicy zakład, nie zrobiła na niej wrażenia. Z jednej strony niby była zaniepokojona tym, jak sobie poradzimy, ale z drugiej ewidentnie liczyła na to, że to ja wymyślę, jak wybrnąć z kłopotów. Z tego względu zdecydowałem się na wyjazd, chociaż porzucenie rodzinnych stron wcale mnie nie cieszyło. I właśnie dlatego ciągle przebywałem poza krajem, bez przerwy dokształcając się i zwiększając swoje kwalifikacje.

Znajomi gadali, że jedynie koniec małżeństwa popchnąłby moją żonę do zarobkowania. Problem polegał na tym, że nie planowałem opuszczać Aliny, a już na pewno – naszych pociech. Przez moment rozważałem ściągnięcie ich do siebie, jednak moja małżonka błyskawicznie odrzuciła ten pomysł, gdyż nie była w stanie wyobrazić sobie, że miałaby mieszkać poza granicami kraju.

– Słuchaj, dla niej nawet przydomowy ogródek ma większe znaczenie niż ty – skwitował wówczas mój kompan dzielący ze mną mieszkanie.

Kompletnie nie miałem pojęcia, co ze sobą zrobić, a z upływem czasu moje samopoczucie systematycznie się pogarszało. Nawet promocja na wyższe stanowisko szybko straciła swój urok. Polacy, z którymi pracowałem, doszli do wniosku, że zadzierałem nosa, i celowo lekceważyli moje instrukcje. Sytuacja zrobiła się tak napięta, że zacząłem unikać dyżurów z rodakami, co również było dla nich solą w oku.

Czułem się jak w potrzasku i coraz bardziej kusiła mnie myśl, by to wszystko olać. Bywały momenty, kiedy doskonale rozumiałem ludzi, którzy nagle znikali. Sam miałem chrapkę na to, żeby wyjść niby po pieczywo i nigdy nie postawić tu więcej stopy. Cholera wie, czy w końcu nie wcieliłbym swojego planu w życie, gdyby któregoś dnia nie wjechała we mnie ciężarówka wyjeżdżająca z zakładowego placu.

Finał całej sytuacji to wstrząśnienie mózgu, pęknięcie paru żeber i złamana piszczel w nodze. Żebra jakoś się pozrastały, ale z nogą sprawa przedstawiała się niezbyt ciekawie. Na szczęście ubezpieczenie wzięło na siebie koszty związane z leczeniem, więc nie miałem żadnych problemów z pobytem w szpitalu. Tam lekarze jakoś poskładali mi tę połamaną kość. No i jako że nie za bardzo dawałem sobie radę sam, to wysłali mnie z powrotem do kraju.

Sądziłem, że niedługo wyzdrowieję, jednak po ośmiu tygodniach od powrotu do domu złamana kończyna zrobiła się opuchnięta i zaczęła sprawiać ból. Medycy podjęli decyzję o kolejnym zabiegu chirurgicznym. Następnie musiałem przejść okres rekonwalescencji i równie długotrwałą rehabilitację. Popadłem w depresję, ponieważ mimo odszkodowania od firmy, po sześciu miesiącach zaczęliśmy wykorzystywać prywatne fundusze, a wychowując dwoje dzieci w wieku dojrzewania, nie zgromadziliśmy ich zbyt dużo.

Próbowałem trzymać fason, ale w środku cały czas gryzło mnie poczucie winy. Ciągle sobie powtarzałem, że przez własne czarne wizje i bezmyślność ściągnąłem nieszczęście na bliskich. Kto wie, czy nie zrobiłbym jakiejś głupoty, gdyby nie moja Alina. Ona chyba przeczuwała, co się kroi, bo nie ograniczyła się tylko do pocieszania mnie, ale non stop suszyła mi głowę, aż w końcu wszystko jej wyśpiewałem. Zwierzyłem się mojej połówce nie tylko z tego, że chciałem zostawić rodzinę czy z ponurych rozmyślań, które mnie męczyły po drugim zabiegu, ale też z mojej wcześniejszej bezsilności, poczucia osamotnienia i obawy o to, co nas czeka.

Dostrzegłem strach w jej spojrzeniu

Kiedy na nią patrzyłem i wsłuchiwałem się w jej słowa, dotarło do mnie, że do tej pory graliśmy przed sobą. Owszem, skarżyłem się na robotę i warunki, ale nigdy nie przyznałem wprost, jak bardzo doskwiera mi samotność i poczucie bycia wyzyskiwanym. Alina również miewała dość i padała z nóg, ale tak samo jak ja starała się tego nie okazywać. A jeśli już zebrała się w sobie i próbowała opowiedzieć o tym, co ją trapi, miała wrażenie, że nikt jej nie słucha. Obydwoje obawialiśmy się, jak to wpłynie na naszą relację, jeśli się przed sobą otworzymy. I jak zwykle okazało się, że bardziej się boimy, niż mamy ku temu powody.

– Wiesz co, skarbie? Pewnie sądziłeś, że po prostu mi się nie chce, a ja tak naprawdę nie jestem przekonana, że ktokolwiek chciałby zapłacić za moje rękodzieło. Przecież każda z nas, kobiet, potrafi upiec ciasto, ugotować obiad, zorganizować imprezę czy coś wyszyć albo wydziergać. Dlaczego ktoś miałby wydawać pieniądze akurat na moje wyroby? – Alina tłumaczyła przez łzy.

– Kochana, jedyny sposób, żeby się o tym przekonać, to po prostu spróbować! – odpowiedziałem z uśmiechem, mocno ją do siebie przytulając.

– A co będzie, jak mi się nie uda?

– To wtedy wymyślimy coś innego. Prędzej czy później wrócę do zdrowia. Fakt, lekarze mówią, że o pracy na stojąco mogę zapomnieć, ale przecież są też inne zawody. Będąc w Anglii, zrobiłem tyle darmowych kursów, że na pewno gdzieś się zaczepię. A we dwójkę zawsze damy radę! – poczułem nagle przypływ energii i entuzjazmu.

Te kilka miesięcy, które razem spędziliśmy w domu, okazało się bardziej wartościowe niż całe piętnaście lat naszej relacji. Teraz bawi mnie fakt, że w przeszłości rozważałem porzucenie mojej rodziny, a tak naprawdę wystarczyło po prostu zacząć ze sobą gadać. Dla mężczyzny to nigdy nie jest bułka z masłem, ale da się zrobić! Obecnie obydwoje pracujemy – Alina jako ekspedientka w ciastkarni, a po robocie dorabia, przygotowując wypieki; ja z kolei mam niewielką działalność w branży transportowej, gdzie zajmuję się praktycznie wszystkim. Jakoś wiążemy koniec z końcem, ale co najważniejsze – jesteśmy naprawdę zadowoleni z życia.

Janusz, 48 lat